6 najczęstszych błędów, popełnianych pod prysznicem.


W ostatnich tygodniach w trakcie przedpołudniowych drzemek Niny urządzam sobie istny wyścig z czasem. Jak mi się poszczęści, to mam godzinę, żeby ogarnąć siebie i dom. 60 minut (z czego co najmniej 10 idzie na Fejsa) bez małego szkraba, nieodstępującego mnie na krok i nieustannie kombinującego, jak tu sobie zrobić krzywdę. Kontakty są z grubsza pozatykane, kable schowane, ale co z tego! Nina obecnie staje przy wszystkim, nieważne czy kanapa, regał czy prosta ściana. Nadal zdarzają jej się fikołki w tył. Tak spontaniczne, że chyba zaskoczenie jest większym powodem płaczu niż ból. Skończyły się czasy, kiedy mogłam ją do łazienki zabrać z bujakiem. Ostatnie 5 minut w łóżeczku pełnym zabawek skończyło się histerią. Najlepszym sposobem na zatrzymanie ją w jednym miejscu przez kilka minut to zabawa Antka, ale to też ostatnio kończy się alarmem: „No mamooo, weź Ninę. Ona zabiera mi zabawki!”. Tak więc ja już dziękuję za bieganie z pianą na głowie i wklepywanie podkładu na trasie łazienka – dzieciaki.

Ostatnio więc, kiedy opuszczam śpiącą Ninę, nie mam dylematów. Ogarniam siebie a kuchnia musi ze śniadaniowym bałaganem wytrzymać jeszcze trochę (takie długie trochę). 50 minut na prysznic, makijaż, włosy, przygotowanie ciuchów dla siebie i dzieci to nic. Nadal ledwo się wyrabiam. A Nina potrafi zrobić psikusa (dzięki Ci Panie za spokojnego 4-latka!). I dlatego wszystko musi iść szybko. Przede wszystkim prysznic. Do niedawna byłam z siebie naprawdę dumna, że taktycznie mam wszystko świetnie dopracowane. A tu się okazuje, że popełniam masę błędów, które krzywdy może mi nie zrobią, ale o pielęgnacji też nie mam co marzyć …

#1 Piana, duuuużo piany! A żeby było jej dużo, nie oszczędzam ani na żelu, ani na szamponie. Tymczasem również w przypadku kosmetyków zasada „mniej znaczy więcej” jest bardzo prawdziwa. Z każdy myciem pozbawiamy skórę jej naturalnej ochrony a później dziwimy się, że jest ona sucha i skłonna do podrażnień. Wklepujemy więc jeszcze więcej balsamu i koło się zamyka.

#2 Najpierw szampon, potem odżywka. Ależ byłam szczęśliwa, gdy zaczęłam odżywkę nakładać jeszcze w trakcie prysznica, po umyciu włosów. Okazuje się niestety, że taka taktyka niewiele daje. Po pierwsze odżywka nie zostaje długo na tak mokrych włosach a po drugie, to od niej właśnie trzeba zacząć. Już nawet przed prysznicem warto nałożyć ją na suche włosy. W ten sposób suche końcówki będą chronione przed działaniem szamponu a druga dawka po myciu dopiero solidnie je odżywi i nawilży.

#3 Nie ma to jak gorący prysznic. No dobra, w trakcie upałów nie przesadzałam, ale generalnie lubię bardzo ciepłą wodę, zwłaszcza jeśli prysznic biorę w chłodne jesiennie i zimowe wieczory. Za żadne skarby nie mogę się zmusić do płukania w chłodnej wodzie, nawet na przemian z ciepłą. To są przecież tortury! Z tym, że nie takie znowu bezsensowne. Chłodna woda poprawia krążenie i dobrze wpływa na naszą odporność. A do tego pięknie działa na włosy: są wtedy gładkie i błyszczące.

#4 Waciki? Jakie waciki? Jeśli prysznic biorę wieczorem (a wtedy nie tyle chcę oszczędzić czas, co jestem po prostu leniwa …), nie zawracam sobie głowy płynem do demakijażu. Po prostu załatwiam to przy okazji, niestety często jednym i tym samym żelem. Nie dość, że nie jest on przeznaczony do delikatniejszej i wrażliwszej skóry twarzy, to jeszcze niekoniecznie skutecznie usuwa np. tusz do rzęs.

#5 Pośpiech nie popłaca. Zwłaszcza jeśli mówimy o zbyt wczesnym goleniu. Najlepiej zostawić to sobie na koniec, kiedy ciepła woda dostatecznie zmiękczy i włoski i skórę. Jeśli z kolei zaczniemy zbyt szybko, ryzykujemy podrażnieniami i wrastającymi włoskami.

#6 It is alive! Mowa oczywiście o gąbce, która tylko z pozoru jest czysta. Przecież myta i płukana regularnie! A jakby tak wyobrazić sobie ten martwy naskórek, który mimo wszystko gdzieś tam zostaje i zaprasza bakterie … Za każdym razem ją widzę i mówię: dziś odchodzisz. A potem przypominam sobie, że czas mnie goni i zapominam.

***

A jak to u Was wygląda? Tylko nie piszcie, że kąpiecie się w wannie. To jedno i to samo 😉

(zdjęcie: notable.ca)

Previous Jestem głodna zmian a Ty?
Next To były dobre wakacje.

Suggested Posts

Tegoroczne wakacje będą … wyjątkowe!

Hello Monday!

10 rzeczy, które chcielibyście o nas wiedzieć, ale baliście się zapytać ;)

Antkowe myśli zebrane. Część III.

Mamy karmiące piersią muszą być widoczne. Powiem Wam, dlaczego.

Piwnooka i jej 20 rzeczy wartych wspomnienia.

5 komentarzy

  1. Dagmara Szmajser - Chylarecka
    30 sierpnia 2015
    Odpowiedz

    Niestety popelniam podobne błędy, chociaż ja przynajmniej na końcu płuczę włosy zimną wodą. 😛 Prysznic biorę wieczorem albo rano jak jest mąż, inaczej nie ma szans niestety, :/

  2. 30 sierpnia 2015
    Odpowiedz

    Ja wieczorem się prysznucuję i gąbkę wywaliłam na stałe ☺

  3. 30 sierpnia 2015
    Odpowiedz

    U mnie to chyba kwestia wprawy, ale już od długiego czasu popełniam tych błędów. Gąbki nie używam, demakijaż robię po kąpieli, często zamiast odżywki stosuję olejki,ostatnie płukanie włosów zimną wodą, to najlepsze chyba co można zrobić 🙂
    A no i naprzemienny prysznic, ciepła-zimna woda,u mnie pomaga na ból głowy 🙂

  4. Matko Zabawko
    31 sierpnia 2015
    Odpowiedz

    Gąbki nie uzywam, makijaż zmywam podczas mycia zębów – ze zmoczonych woda rzęs łatwiej schodzi tusz, nie muszę tak mocno trzeć wacikiem, moje rzęsy są mi wdzięczne.

  5. Nie jest źle 😉 Popełniam 4 z 6 tzn. z wyjątkiem #2 odżywka i #6 gąbka.
    W kwestii odżywiania włosów – od roku jestem zagorzałą włosomaniaczką 🙂 Stosuję rady z bloga Anwen i efekty są fantastyczne!
    A odnośnie gąbek: raz w tygodniu, niczym Perfekcyjna Pani Domu, dezynfekuję w mikrofali wszystkie gąbki i ścierki z łazienki i kuchni.

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *