Takiej dobroczynności chcę nauczyć moje dzieci.


Pierwszy finał WOŚP pamiętam, jak przez mgłę. Nie wiem już, jaki był cel zbiórki i jaka kwota została zebrana. Pamiętam, że już wtedy to była imponująca suma. Wrzuciłam coś od siebie do puszki a potem cały wieczór siedziałam przed TV i czekałam na światełko do nieba. 25 lat temu atmosfera tego dnia była równie gorąca, jak teraz. Pozytywni, uśmiechnięci ludzie, gwar, muzyka i wspólny cel. Rozmach był oczywiście mniejszy – nie było mediów społecznościowych a marki nie przystępowały do akcji tak licznie. Jednak już wtedy Jurkowi Owsiakowi udało się coś, co kontynuuje z sukcesem od ćwierć wieku – porwał i zjednoczył Polaków w jednej, słusznej sprawie. Niestety w pewnym momencie komuś to zaczęło bardzo przeszkadzać …

Powiem Wam, że ja nigdy nie czytałam o zarzutach wobec Jurka Owsiaka i fundacji. Nie chcę ich znać i tyle. 25 lat temu byłam z Orkiestrą i jestem do dzisiaj. Co roku widzę, jakie rozmiary przybiera zbiórka i widzę efekty. Ufam Owsiakowi bardziej niż ludziom, którzy kwestionują jego uczciwość. To jest ich wielki problem, że nie potrafią się wznieść poza podejrzliwość i zwyczajną, ludzką podłość.

Gdyby mnie ktoś zapytał, dlaczego co roku dorzucam swoją małą cegiełkę do Orkiestry, to nie wiem. Nie potrafiłabym znaleźć żadnej innej odpowiedzi poza jedną: „Bo czuje, że tak trzeba”. Pomagać, kiedy można. Tym, którzy tego potrzebują. Po prostu. Z oczywistych względów nie da się pomagać każdemu (i nie tak regularnie, jak to konieczne), ale pochylam się nad cierpieniem małego dziecka, oczekującego na drogą operację za oceanem. Albo nad losem chorego rodzica, który walczy dla swojej rodziny. Czasami wrzucę coś do kapelusza panu, który pięknie gra na deptaku. A czasami godzę się, żeby ktoś odwiózł za mnie wózek sklepowy na miejsce. Za każdym razem, kiedy wysyłam sms albo wrzucam pieniądze do skarbonki, myślę o jednym: „To jest mój skromny wkład w człowieczeństwo”.

Nie motywują mnie moje własne doświadczenia. Nie widziałam wiele sprzętu z serduszkami w szpitalach, bo los mi tego oszczędził a moje dzieci urodziły się zdrowe i o czasie. Miały oczywiście rutynowe badanie słuchu, darmowe tylko dzięki WOŚP. Jak bardzo bym tego nie doceniała, to nigdy nie będzie powodem, dla którego gram z Orkiestrą.

Nie chcę pomagać i nie robię tego z obowiązku spłacenia długu. Ani z myślą o czymś na kształt ubezpieczenia, na wypadek gdybym i ja znalazła się kiedyś w potrzebie. Ani w celu poprawy własnego samopoczucia czy wkupienia się w łaski pana Boga. Robię to bez kalkulowania ewentualnych korzyści, bez zbędnego myślenia w ogóle. A już na pewno nie tracę czasu na zastanawianie się, jaki procent tej mojej pomocy poleci do potrzebujących a ile zostanie w kieszeni ludzi z fundacji. Oni wiedzą co robią, po co to robią i myślę nawet, że za te 25 lat jakiś procent im się wręcz należy.

Wiem, że ludzie potrzebują czasem mocnego kopniaka. Nie zawsze zdają sobie sprawę, jak ważny jest ich wkład. Nie potrafią się wczuć w sytuację innych, być może nie wierzą, że ich pomoc – jak ta przysłowiowa kropla w morzu – ma jakiekolwiek znaczenie. Rozumiem też, że pomoc firm to zawsze kalkulacja i wzgląd na własne korzyści. Dla wielu to żaden problem, bo jakby nie patrzeć, ostatecznie liczy się wynik a sposoby na jego osiągnięcie. Niemniej, smuci mnie trochę fakt, że pomoc tak często jest podparta własnym interesem.

Jeśli dobroczynności można w ogóle nauczyć, to chciałabym ją wpoić moim dzieciom w takiej formie, jak moja. Bez przypominania im, że też kiedyś skorzystały na pomocy innych, albo że być może kiedyś będą jej jeszcze potrzebowały. Chciałabym, aby były bezinteresownie otwarte na drugiego człowieka. Bez względu, czy to dotyczy akcji charytatywnych, czy pomocy koledze z zadaniem domowym. Chciałabym, żeby zachowały w sobie pewną dozę naiwności i wiary w ludzi. Żeby poznały siłę krótkiej wymiany porozumiewawczych spojrzeń, kiedy na ułamek sekundy jeden uśmiech mówi „Proszę” a drugi „Dziękuję”. Żeby nie doszukiwały się we wszystkim podstępu i nie doszły kiedyś do wniosku, że najlepiej to patrzeć i liczyć wyłącznie na siebie.

„Ludzi najłatwiej można poznać po tym,

jak traktują tych, którzy nic nie mogą im dać.”

Jak to będzie, gdy dorosną? Tego nie wiem. Liczę, że damy im jeszcze wiele przykładów i że zabiorą te lekcje w dorosłość.

(zdjęcie: flickr.com; autor: Mariusz Cieszewski. 21. finał WOŚP)

Previous Więcej niż jedno życie. O rewolucji, której miało nie być.
Next Zima, jaką uwielbiamy.

Suggested Posts

Rodzinne wakacje pod żaglami – pomysł dobry czy szalony?

Piwnooka & Co. na co dzień :)

Matka Polka w poszukiwaniu energii.

Ach śpij kochanie … snem długim i dobrym.

Nasze ferie w Czechach, czyli kronika wypadków rodzinnych!

Test spacerówki Mutsy Nexo.

No Comment

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *