Kochanie, to pan Strach. Od dziś zamieszka z nami.


Podobno tylko ludzie głupi, bez wyobraźni się nie boją. Jeśli przyjąć, że genezą strachu jest właśnie moment rozwinięcia się u małego jeszcze człowieka fantazji, to jest w tym sporo racji. Skoro więc możemy być pewni, że i nasze dziecko prędzej czy później pozna ten cierpki, mało przyjemny smak strachu, trzeba się do tego momentu dobrze przygotować. I pomóc mu ten strach różnymi sposobami ujarzmić.

KIEDY, CO I JAK?

Pierwszy strach pojawia się w okresie niemowlęctwa, kiedy to dzieci płaczą na widok obcych twarzy i silnie protestują, jeśli trafią na ich ręce. Między 10. a 18. miesiącem życia pojawia się lęk separacyjny. Momenty, kiedy maluch traci z oczu bliskie mu osoby, są dla niego bardzo stresujące (zwłaszcza gdy dla niego chwilowa nieobecność mamy może być wiecznością). Około 3-4 roku życia zaczyna działać dziecięca wyobraźnia. Wtedy możecie usłyszeć od swoich dzieci historie o potworze za zasłoną, czy czarownicy za oknem. W wieku 7 lat i później dzieci szczególnie boją się skaleczeń i tego, że coś im się może stać. W każdym natomiast wieku zjawiskiem często spotykanym (i równie normalnym) są koszmary i stresujące sny, będące odreagowaniem sytuacji i zdarzeń z bliższej lub dalszej przeszłości. Czasami na dźwięk przeraźliwego płaczu biegniemy do dziecka i bezskutecznie próbujemy je wybudzić. Nie daje się ono uspokoić w żaden znany nam sposób a po chwili samo się uspokaja i znów śpi snem błogim i niczym niezmąconym. To również całkowicie normalna reakcja rozwijającego się układu nerwowego.

Powyższe zestawienie jest oczywiście bardzo ogólne, bo przecież każde dziecko jest inne i w szczegółach może zupełnie inaczej niż rówieśnicy odbierać otoczenie. Dla jednych będzie to strach przed dużymi psami, dla innych paniczna reakcja na strome schody. Pewne lęki pojawiają się samoistnie, jako naturalny etap rozwoju, inne z kolei często nieświadomie budzimy my dorośli. I tak mamy strach przed badaniem lekarskim („Nie bój się, nie będzie bolało.”), strach przed jazdą na rowerze i innymi zabawami, które niosą ze sobą choćby minimalne ryzyko upadku i skaleczenia („Uważaj! Nie wywróć się! Stój!”). Najczęściej z lęków się wyrasta, z fobii niekoniecznie.

Rodzice nie mają większych problemów z rozpoznaniem sytuacji stresujących dla ich dziecka, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z  płaczem a ono trzyma się ich kurczowo, miewa napady paniki. Istnieje jednak szansa, że dziecko (już w wieku przedszkolnym i szkolnym) nie komunikuje jasno swoich uczuć i obaw. Wówczas na jego stan naprowadzić nas mogą zachowania i objawy, których nie wiązalibyśmy w pierwszej kolejności z lękami: rozdrażnienie, problemy z koncentracją, tiki, potliwe dłonie, bóle głowy i/lub brzucha, wymioty.

Na każdy przejaw lęku u dziecka trzeba reagować – to jasne. Czasami jednak my dorośli traktujemy ten dziecięcy strach i to, co go wywołuje właśnie po „dorosłemu”. Nieświadomie i mając dobre intencje popełniamy szereg błędów:

  • trywializujemy problem w nadziei, że dziecko też dostrzeże jego banalność: „Nie ma co się bać ciemności. No zobacz, tu nic nie ma.”
  • ośmieszamy dziecko: „No co Ty, taki duży i boisz się jeździć na rowerze?”
  • uciekamy się do zasad logiki: „Przecież potwory nie istnieją/istnieją tylko w książkach.”
  • konfrontujemy z tym, co wywołuje lęk w nadziei, że się dziecko przełamie i przekona: „Nie bój się pani. No dalej, przywitaj się.”

Tak naprawdę czasami jakiekolwiek słowa i rady są zbędne. Wystarczy przytulenie i nasza obecność. Dodatkowo możemy pomóc dziecku na kilka sposobów:

  • Strach przed ciemnością: możemy udać się na wspólny, wieczorny spacer w ciemnościach i pokazać dziecku, że po ciemku świat też może być ciekawy. Przyćmione światło w  nocy nam nie zaszkodzi, budżetu domowego nie zrujnuje a dziecku zapewni spokojny sen.
  • Strach przed potworami: Przyznanie, że czarownice i potwory są realne, wcale nie pogłębi lęku dziecka. Utwierdzi go raczej w przekonaniu, że oto ma towarzysza w walce z nieproszonymi gośćmi. Przed snem możemy z dzieckiem sprawdzić pokój – zajrzeć pod łóżko, do szafy. Możemy też przygotować butelkę z wodą (miksturą na wszelkie paskudztwa) i spryskać nią pokój, albo po prostu powiesić na drzwiach tabliczkę z napisem „Potworom wstęp wzbroniony!”.
  • Strach przed obcymi: przed wizytą poprośmy znajomych/rodzinę, aby nie starali się „zaprzyjaźnić” z dzieckiem za wszelką cenę – nie zagadywali, nie próbowali witać, brać na ręce. Niech dadzą mu czas na obserwację i oswojenie się z obcym towarzystwem.
  • Strach przed toaletą: jak z każdą rzeczą, której dzieci nie znają, pozwólmy dziecku na jej zbadanie. Możemy na przykład wspólnie spuszczać wodę. To zresztą jedyny uzasadniony moment, aby dziecko towarzyszyło nam w toalecie 😉 I znów: zamiast zmuszać, kupmy dziecku nocnik albo nakładkę na toaletę.

Tyle, jeśli chodzi o pomoc dziecku przy uporaniu się ze strachem. Kolejne pytanie, które nasuwa się samo: czy możemy w jakiś sposób zapobiec lękom? Czy konkretne reakcje dziecka (pozytywne i negatywne) to wynik jego osobowości, pewnych odziedziczonych cech, czy to kwestia wychowania i podejścia dorosłych? I pytanie, które stawiam sobie najczęściej …

OCHRANIAĆ CZY OSWAJAĆ?

– Obejrzymy jakiś horror? – zapytałam kiedyś męża ochoczo.

– O nie nie. Ty jesteś bohaterką tylko na początku, a potem do łazienki musisz iść z obstawą. – usłyszałam takie oto podsumowanie. Bardzo prawdziwe.

Zazwyczaj, kiedy jestem sama wieczorem, a wystarczy nawet, że gaszę po wszystkich światła idąc spać, przypominają mi się co gorsze sceny z japońskich horrorów. I wtedy znów czuję się jak 7-latka, która wracając z podwórka, zawsze z odwróconym wzrokiem mijała zejście do piwnicy i na jednym wdechu uciekała przed wyimaginowanym potworem na czwarte piętro. Całkiem niedawno nawet Antek nieźle mnie wystraszył. Obudził się w środku nocy i powiedział, że rozmawiał z jakimś panem … Gdyby nie poczucie troski i rodzicielskiego obowiązku uspokojenia dziecka, zwiała bym z jego pokoju w podskokach! A tak tylko bojaźliwie obejrzałam się za siebie i starałam się przekonać Antka i siebie, że to był tylko sen.

Odkąd świat naszego prawie-4-latka nie jest już tak hermetyczny, a on sam staje się coraz bardziej świadomy i ciekawy świata a wszelkie treści dosłownie chłonie jak gąbka, to my jesteśmy dla niego buforem albo jak kto woli – cenzorem. Pilnujemy i sprawdzamy, co do niego dociera i nie chcemy zbyt wcześnie skonfrontować go z czymś, czego nawet z naszą pomocą może nie przetrawić, co zburzy porządek jego świata i co może go – krótko mówiąc – wystraszyć. W teorii to dość proste, bo do Internetu jeszcze nie ma dostępu a w telewizji pewne treści nie powinny być emitowane o wczesnych porach. W praktyce mamy programy informacyjne, które dość bezrefleksyjnie szafują obrazami z Ukrainy, kolejnej strzelaniny w Stanach, albo miejsca, gdzie chłopak z dziewczyną bestialsko zabił swoich rodziców. Dość ostrożnie, być może nawet paranoicznie podchodzimy też do bajek. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie bestia z „Dzwoneczka …” była straszna! 😉 Zastanawiałam się, czy te rogi i zielone oczy nie będą się Antkowi śniły po nocach … Ale nie, na szczęście 🙂

Kiedy pewnego razu obejrzałam rodzinny vlog zza oceanu, w którym rodzice wraz z dziećmi (lat 4 i 2) oglądali teledysk do utworu Thriller Michaela Jacksona i wesoło przy tym hasali, byłam w szoku. Ja będąc sporo starsza nie mogłam tego oglądać, co dopiero pokazać to teraz Antkowi. Całkiem niedawno znajomi opowiadali nam, że ze swoją córką (rówieśniczką Antka), obejrzeli fragment „Władcy pierścieni.” a pojawiające się tam orki skomentowali jako ludzi, którzy się wytarzali w błocie i bardzo długo nie myli zębów. Zgodnie z najnowszymi trendami w kulturze dialogu w sieci, powinnam była to skomentować mniej więcej takimi słowami: „Jesteście NIENORMALNI!” albo „Co z Was za rodzice?!”

Tymczasem zaczęłam się zastanawiać. Skoro totalna izolacja od świata zewnętrznego jest po pierwsze niezdrowa, po drugie niemożliwa a dziecko prędzej czy później zetknie się z czymś, co będzie wymagało komentarza dorosłego, może lepiej faktycznie jest je ze strachem oswajać niż je przed tym strachem chronić?

Najrozsądniej będzie pewnie, jeśli zrobimy i jedno i drugie, w odpowiednich proporcjach, dostosowanych do wieku i osobowości dziecka. To, że rówieśnicy naszego malucha śmieją się z orków czy wampirów nie znaczy, że i u nas zadziała metoda „ośmieszenia i uczłowieczenia” a my nie będziemy mieli nocnych pobudek i gościa w łóżku 😉 Nie chodzi o bezmyślną i nieuzasadnioną konfrontację ze wszystkim. Nie o taką, która wynika bardziej z lenistwa i  braku kontroli nad tym, co dociera do dziecka, lecz świadomą, z odpowiednim komentarzem i rozmową.

Mimo, iż teorii brzmi to bardzo dobrze, ja osobiście nadal mam opory. Może dlatego, że ze mnie właśnie taki wielki cykor? A może po prostu gdzieś tam w głębi wiem, że na to wszystko ma jeszcze czas? W odpowiednim, niczym nie przyspieszonym momencie, pozna potwory i brutalność tego świata. Wystarczy, że włączy telewizor …

Previous "Seks w wielkim mieście" i najlepsze cytaty.
Next Blogi fachowe i do rzeczy.

Suggested Posts

Momenty rodzicielstwa, które sprawdzają Twoją cierpliwość.

5 typowych zachowań rodziców na wychodnym.

Jak brat z siostrą.

Jak wytresować … małego buntownika.

Jak zaszczepić w dziecku miłość do książek?

„Pierdolę, nie prę. Proszę CC!” czyli śmiechy na porodówce.

8 komentarzy

  1. 11 lutego 2015
    Odpowiedz

    Ja horrory uwielbiałam. Niestety kończyło się to tak jak u Ciebie. Mój Krzyś jest albo nadwrażliwy albo wyjątkowo bojaźliwy. Robi histerie na dźwięk kichnięcia, kasłania, i paru jeszcze rzeczy. Od zawsze biorę go na ręce, przytulam mocno i tłumaczę co to był za dźwięk i dlaczego się pojawił. Mąż śmiał się ze mnie mówiąc, że kilku miesięczne dziecko i tak nic nie rozumie. Ale mi się wydaje, że jakąś wartość to ma dla mojego synka, bo teraz histerie pojawiają się tylko kiedy jest zmęczony.

    • 11 lutego 2015
      Odpowiedz

      Biedulek. Nasza Nina też nie lubi kaszlu i głośnego śmiechu :))

    • 16 lutego 2015
      Odpowiedz

      Dzieci wiedzą i czują co się do nich mówi. Inaczej sobie to tylko w głowie układają. Trzeba im tłumaczyć i rozmawiać. Nawet z tak małymi. Jeżeli nie same słowa, to twój głos i spokój – emocje! – to na pewno rozumie każde dziecko już od urodzenia. Więc mów do niego za każdym razem 😉

  2. Aga z www.makeonewish.pl
    11 lutego 2015
    Odpowiedz

    JA JAK ZWykle powiem ze złoty srodek najlepszy. Uważam, że nie ma sensu izolowac i trzymac dziecka w bezpiecznej bańce bez smoków, czarownic, duchow. Zaprzeczac, że zło nie istnieje i wszyscy są cacy.. Ale z drugiej strony po co zbyt szybko karmic maluszki wizerunkami stworów??
    Wszystko racjonalnie i w swoim czasie.

  3. 12 lutego 2015
    Odpowiedz

    świetny temat. i ważny. jest taki wiersz Audena, w którym padają słowa „a wielki strach przed sobą pędź, a żal pozostaw za sobą”. to sztuka tak żyć, ale tak właśnie jest lepiej, także dla dziecka. ze strachem trzeba się skonfrontować, stanąć przed nim i spojrzeć w oczy. jeżeli to, co nasz przeraża, spuścimy z oczu, udamy, że tego nie ma to będzie kiełkowało w naszej głowie tak jak kiełkują myśli wyparte i prowadzą do zaburzeń. tylko żal warto zawsze porzucać po drodze.

  4. Też twierdzę, że należy znaleźć złoty środek, żeby nie przedobrzyć w żadną ze stron!

  5. 16 lutego 2015
    Odpowiedz

    Strach jest częścią naszego życia. Ma pewne zadanie, ma nas chronić przed tym, co nie znane. Ale najważniejsze, to nauczyć dziecko nie tylko kontrolować strach, ale też odróżniać rzeczywistość od fikcji. Nigdy dzieci nie wolno straszyć, baba jagą, policjantem, jakimś „złym panem”, co zabiera nie grzeczne dzieci. Treści w sieci czy telewizji należy, jak ktoś to ładnie ujął, „filtrować”, ale nie żeby odciąć od złego, tylko mieć świadomość, że na pewne rzeczy przyjdzie czas. Zastanówmy się, czy dziecko potrafi odróżnić, że to co widzi w bajce czy telewizji jest prawdziwe czy też nie, bo przecież nie rzadko dorośli mają z tym problem.
    Mama bliźniaki. Nie raz musiałem razem z nimi stawić czoła „strachowi”. Raz był to pies, który próbował obwąchać w windzie. Panika była duża, ale powiedziałem im, że następnym razem mają trzymać mnie za rękę i stać spokojnie, bo ja jestem z nimi i ich pilnuję i nie dam zrobić krzywdy. Pomogło. Następnym razem, przy spotkaniu z pieskiem, było dużo lepiej, a później przestali się bać zupełnie. Gdy jednak pies jest duży, to czuję jak łapią mnie za rękę, ale to już jest zupełnie inny strach.

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *