A Ty gdzie w domu trzymasz trucizny?


Bo trzymasz, bez wątpienia. Teraz z pewnością przeczesujesz oczyma wyobraźni cały swój dom albo mieszkanie, aż zauważasz szafkę (zapewne górną). W niej środki czystości: do WC, podłogi, okien, mebli, piekarnika, płyty … może jeszcze „KRET”, proszek do prania i wybielacz. Uff, oddychasz z ulgą. Wszystko wysoko, dostęp dzieci uniemożliwiony. Ale czy na pewno? O tym za chwilę.

A teraz zastanów się, gdzie trzymasz na przykład syropy, witaminy, środki przeciwbólowe czy różne saszetki z mieszankami na grypę i przeziębienie. No jasne, w apteczce na górnej półce. Ale czy zawsze? Podczas choroby nie lubisz przypadkiem mieć ich pod ręką?

No dobrze. Chemikalia i leki to przecież taka oczywistość. A co z takimi produktami jak ocet czy olej?Albo fasola i groch? Albo przyprawy? Zabić nie zabiją, ale czy są bezpieczne? Przy okazji, jak się mają kwiaty w salonie?

Może wyjdźmy z kuchni. Teraz pomyśl, gdzie w domu trzymasz kosmetyki. Szampony, balsamy i płyny do kąpieli. Strzelam, że na wannie. A te kolorowe? Od ostatniego razu, gdy Twój maluch pomalował sobie szminką całą twarz a ścianę kredką do oczu, pewnie pilnujesz kosmetyczki. Nie szkodzi, następnym razem dorwie się do lakieru do paznokci. „Nie da rady odkręcić” – myślisz sobie. Przypomnij sobie ten dzień, kiedy dziecko zrobiło coś, co skwitowane zostało przez Ciebie pytaniem „Jakim cudem …?”.

I tak podobnych pytań można mnożyć a przykłady wymieniać niemal w nieskończoność. Bo przecież nie doszliśmy jeszcze do garażu 😉

Do czego więc zmierzam? Do tego, aby każdy rodzic/opiekun zadał sobie pytanie: „Czy dostatecznie zabezpieczyłam/em mój dom i moje dziecko?” Aby nie ograniczał się przy tym do popularnych, zagrażających życiu i zdrowiu substancji, ale wziął pod uwagę również te z pozoru bezpieczne i niewinne. Nawet jeśli przeliczy już wszystko, nawet jeśli część poprzestawia o półkę wyżej, niech sięgnie po jedną z cenniejszych cech rodzica: bycie przewidującym.

Choć bardzo bym chciała, nie jestem mamą idealną. Natomiast to co idealnie opanowałam, to sztuka przewidywania potencjalnych pomysłów mojego dziecka. Trochę mi to zajęło a lekcje bywały bolesne. Na przykład sprzątanie wylanego na całą łazienkę, gęstego i lepkiego płynu do prania. Dzisiaj mogę powiedzieć, że wielce przydatna to umiejętność, bo Antkowi nie raz zaoszczędziła zdrowia albo przynajmniej kłopotów, a mnie nerwów. W kontekście wspomnianych substancji to oczywiście ograniczanie ich dostępności ale to również tak banalne rzeczy jak: odsuwanie zalanego wrzątkiem kubka od brzegu blatu/stołu (żeby nie wylał na siebie), zakluczanie drzwi wejściowych i tych do garażu (żeby nie wyszedł na ulicę) albo łapanie za rękę zawsze, gdy jesteśmy blisko ulicy czy skrzyżowania. Nawet jeśli znam swoje dziecko i mogę powiedzieć na 99,9%, że pewnych rzeczy nigdy by nie zrobił, kieruje się ograniczonym zaufaniem i zazwyczaj zakładam, że coś mu może strzelić do głowy. I tak uważam, że pod tym względem trafił nam się bardzo rozsądny mały człowiek, bo do nosa nigdy niczego nie wtykał, ziemi z doniczek nie próbował i kompletnie nie był zainteresowany szafkami w kuchni (które tak czy owak miały blokady ;))

Jeśli więc umieszczasz „KRETA” na górnej półce w garażu, pomyśl też o schowaniu stołka, który mógłby pomóc w zaspokojeniu dziecięcej ciekawości. A najlepiej zamykaj garaż na klucz, bo tam i tak nic bezpiecznego dziecko nie znajdzie. Chyba, że rower (koniecznie z kaskiem).

 (zdjęcie: flickr.com)

Previous Zaczęło się!
Next W Halloween każdy widzi swoje potwory.

Suggested Posts

DIY na Halloween dla całej rodziny.

O dwóch takich, co … dobrały się idealnie!

Hello Monday!

Ważny element leczenia, o którym zazwyczaj nie wspominają lekarze.

Zakupy dla Niny i Antka, czyli nareszcie mamy wszystko!

Co można zrobić z lawendy? Oto 8 pomysłów dla Ciebie i Twojego domu!

7 komentarzy

  1. 30 października 2014
    Odpowiedz

    Ja staram się tez przewidywać, ale czasem zwyczajnie się nie da. Ostatnio Alex wdrapał się na stół w kuchni i otworzył okno. Jako że mieszkamy na 4 pietrze, serce mi stanęło. Nie spodziewałam się, ze jest w stanie otworzyć okno. Wszelkie trucizny trzymam z dala od Niego, ale i tak trzeba mieć oczy dookoła głowy.

    • 30 października 2014
      Odpowiedz

      Trzeba trzeba 🙂 U nas Antek ma pokój z balkonem (barierka aż zaprasza do wspinaczki), więc jak raz zauważyłam, że majstruje przy klamce, to teraz gdy bawi się sam w pokoju, zostawiam spuszczone rolety po tej stronie okna.

  2. 30 października 2014
    Odpowiedz

    U nas niestety nie ma wiele miejsca na bezpiecznej wysokości i dlatego synek nie ma wstępu sam do łazienki, czy do kuchni. Sprawę trzeba będzie jeszcze raz rozpatrzeć, gdy na poważnie zacznie chodzić do ubikacji, ale to jeszcze ma chwilkę czasu 🙂

  3. 31 października 2014
    Odpowiedz

    U nas ze względu na niestety nie zakończoną budowę jeszcze nie wszystko jest w odpowiednim miejscu… Chociaż ocet czy olej na dolnej półce jest, ale trudno, to nic szkodliwego… Reszta natomiast do góry. A chemikalia w oddzielnym pomieszczeniu – dopóki Zofia nie umie otwierać drzwi. Do tego czasu musimy sprawić górne szafki w tym pomieszczeniu 😀 Ale post bardzo przydatny 🙂

  4. 31 października 2014
    Odpowiedz

    Oj tak. Uważność we wszystkim to absolutna podstawa, gdy ma się dzieci.

  5. 5 listopada 2014
    Odpowiedz

    Co prawda nie wypowiem się stricte o „truciznach” w rękach naszego dziecka, ale owszem, padło pytanie ” Jakim cudem…?”… A było to dokładnie wtedy jak synkowi brakowało jeszcze kilku miesięcy do dwóch lat. Jeszcze zima była. Zostawiłam Michasia na moment w salonie, po czym poszłam do Niego do pokoju po ciuszki, a ten mały smyk poszedł za mną i zamknął drzwi do swojego pokoju gdy w nim byłam. Ok, co w tym dziwnego? No to, że zamknął je na klucz! Klucz był w zamku od zewnątrz i przekręcił go! Jakie było moje zaskoczenie, szok, no i w końcu strach, bo zostałam zablokowana. Mogłam wyjść jedynie na balkon przez okno i na szczęście przez drzwi balkonowe w salonie mogłam zajrzec co robi brzdąc. A On, korzystając z sytuacji, wyjął sobie z szuflady swoje mleko w proszku, rozsypał je na dywanie i maział się w nim. Musiałam działać szybko. Na balkonie leżał śrubokręt, w mieskaniu wyżej panowie wykańczali mieszkanie, więc z śrubokrętem w ręku pytam Panów, czy dam radę wykręcić zamek i otworzyć drzwi. Panowie na to, że nie i zajęli się szukaniem rozwiązania. Pierwsze co przyszli pd moje drzwi, aby zobaczyć czy drzwi zamknięte! A grozo, pewnie, że tak. Zakluczowane jak nic, no bo jak inaczej. I tak w ciągu 15 minut zostałam uwolniona. Przyszli Panowie z budowy (mieszkamy na osiedlu, które jeszcze powstaje), przeszli z balkonu sąsiada na nasz i kawałkiem drucika uwolnili mnie. Generalnie było dużo śmiechu. Owszem, nawet ja śmiałam się, ale za chwilę przyszła refleksja i myślenie, a co byłoby gdyby??? I padło pytanie: „Jakim cudem taki maluch wiedział, że klucz służy właśnie do tego, żeby go przekręcić?” Mało tego, wysypując mleko zrobił to, czego pragnął bo raz zabrał się za to, a ja Mu przeszkodziłam, a tu taka okazja się przytrafiła, grzechem byłoby nie skorzystać.A ten uśmiech Michasia paprającego się w białym proszku, gdy zaglądałam do niego z balkonu…

    Teraz po czasie, dalej zastanawiam się czy ta historia jest zabawna czy wręcz przeciwnie.

    P.S. Panowie z budowy do tej pory śmieją się jak to małe dziecko wycwaniło się i matkę na klucz zamknęło, aby móc odetchnąć chwilę…

    • 5 listopada 2014
      Odpowiedz

      Niezła historia 😀 Po czasie i wiedząc, że mały narobił jedynie bałaganu, to już można się śmiać :)) Miałaś szczęście, że panowie nie mieli akurat przerwy.

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *