Dwie rzeczy do zrobienia każdego dnia. Obowiązkowo!


Ciepła woda z cytryną co rano, seria przysiadów w ramach rozruchu, pożywne śniadanie i garść plotek z Pudelka? A pewnie! Te i wszystkie inne zdrowe i jeszcze zdrowsze nawyki są ważne, ale w tym całym pędzie o lepsze i dłuższe życie, o szczęście i sukcesy, najwyraźniej zapomnieliśmy o …

A może nie zapomnieliśmy, ale uznaliśmy, że dbanie o relacje z ludźmi, te zwykłe na co dzień, to przeżytek. Ani bez szczególnego sensu, bez osobistych korzyści. Ot strata czasu a może nawet przejaw słabości i uległości. Wszak ten, kto sypnie ostrym komentarzem to kozak. W sieci prędzej dostaniesz z werbalnego liścia niż ktoś zaszczyci cię prostą, kulturalną odpowiedzią bez podtekstów. Powiedzmy sobie wprost: nie jesteśmy wyrozumiali, cierpliwi, mamy przed oczami jeden interes, oceniamy na podstawie własnych doświadczeń. Jesteśmy pełni roszczeń, skupieni na sobie. Ja, ja, ja i jeszcze raz ja.

I fakt, życie jest szybkie, stresujące, dołujące a częste poczucie niesprawiedliwości jeszcze podsyca w nas tę wrogą postawę wobec wszystkich dookoła. Kobieta z chorym dzieckiem, która prosi o pierwszeństwo w kolejce do lekarza, to przeciwnik. Przyszła mama z dużym brzuchem w kolejce to nic więcej, jak dodatkowe 5 minut czekania. A ta z wystawionym cyckiem podczas karmienia w galerii to fanatyczka albo inny zboczeniec.

Tak szczerze: kiedy ostatni raz zdarzyło Ci się uśmiechnąć do kasjerki w Biedrze? Ile razy już wkurzał Cię wolny samochód tuż przed Tobą? A jak często musisz odpierać ataki i udowadniać, że nie kierują Tobą złe zamiary? Takie mocne zderzenie z rzeczywistością miałam dzisiaj, kiedy stanęłam na drodze pewnej kobiecie. Właścicielki swojego rowera i matki swoich córek.

Wracaliśmy właśnie z dzieciakami od lekarza a że dzień był długi, pełen emocji i załatwiania pilnych spraw, zajechaliśmy do MacDonalda, coby oszczędzić sobie wieczornego rytuału kolacyjnego. W naszym pięknym Lesznie, lokal ten do Mekka miłośników frytek i dobrej panierki, toteż jak zwykle zastaliśmy kolejki i pełen parking. No więc stanęliśmy przy krawężniku drogi wewnętrznej, bokiem do stojaka z rowerami. Gorąco nam, dzieciaki znudzone i powoli zaczynają działać sobie na nerwy. A ja patrzę zniecierpliwiona na drzwi i wypatruje M. i tylko czekam, aż wyjdzie przez nie z łowami, niczym ten praczłowiek z ciałem bizona na ramionach.

Zamiast niego w drzwiach pojawia się kobieta w towarzystwie dwóch dziewczynek. Trzyma zapełniony koszyk i pudełko Happy Meal, co może świadczyć o tym, że właśnie odbyła przyjemną kolację z córkami. Zbliża się do stojaka z rowerami i staje tuż przy moim oknie.

– Przepraszam, czy mogłaby Pani przestawić samochód? Nie mogę wyjechać. – zagaduje mnie i wskazuje na niewielką przestrzeń między stojakiem a naszym autem. Rzucam okiem za siebie i widzę, że mogłaby rowery wycofać i minąć nas z drugiej strony. Ale mogę też wskoczyć do auta i przestawić samochód, akurat zwolniło się miejsce niedaleko.

– Pewnie, już odjeżdżam.

Super co? No, to teraz zamiast fantastyki, prawdziwa wersja zdarzeń.

– No ale chyba zaparkowaliście państwo w złym miejscu? – słyszę pytanie i jestem trochę zaskoczona tonem.

– Tak, bo wszędzie było zajęte a mąż zaraz powinien wrócić. – przecież siedzimy z dziećmi w aucie a nie zajadamy beztrosko nuggetsy w środku.

– Ale tam z tyłu jest przecież wolne. – wskazuje mi miejsce, ale nie mogę się do niego cofnąć (droga jednokierunkowa) a kółko oznaczałoby wycieczkę przez pół miasta.

– Pewnie zwolniło się, gdy już tu staliśmy.

– No to ja nie wiem … czy ja mam policję wzywać czy co? – Bum! Mogłabym wymienić kilka przykładów na uzasadnione wezwanie policji, ale taka sytuacja zdecydowanie do nich nie należała. Na moment odebrało mi mowę a potem się otrząsnęłam.

– No bez przesady! Wie Pani co … wystarczy uprzejmie poprosić i ja przejadę autem. – byłam autentycznie wkurzona. Właśnie tym, że starą dobrą uprzejmość, która otwiera tak wiele drzwi, wyparły groźby i roszczeniowość. Jakbym się przez conajmniej pół godziny upierała, że stoję poprawnie albo na złość nie ruszę i ma sobie wyprowadzić rowerki tyłem.

– Dobrze. Proszę o zrobienie miejsca.

Tylko tyle i aż tyle. Jedno kulturalne zdanie i sprawa przeszła do historii. Bo już pominę, że gdy ruszałam, z koszyka wypadła jej kurtka z innymi duperelami i krzyknęła conajmniej tak, jakbym była bliska potrącenia jej córki.

Nie było to miłe doświadczenie. Raczej smutne, zwłaszcza że wcale nierzadkie. Skaczemy sobie do głów z powodu takich pierdół a potem w chwilach refleksji wzdychamy i pytamy, dokąd ten świat zmierza. Ubolewamy, że człowiek człowiekowi wilkiem, że świat jest pełen agresji a przecież sami go takim tworzymy. Jest w nas złość i masa pretensji.

Liczę w swojej niesłabnącej wierze w pozytywnych ludzi, że i ta kobieta nie jest taka cały czas. Może miała zły dzień – coś się nie udało, przełożony wyładował na niej swoje emocje, może zjadła za dużo frytek i była zła na samą siebie? Nie chcę myśleć inaczej, bo świadomość, że takiej postawy uczy swoje dzieci, załamuje mnie jeszcze bardziej.

Jakby nie było, apeluję, aby każdy dzień zaczynać poluzowaniem gumki w gaciach i ćwiczeniach nad byciem miłym dla ludzi. Nie naiwnym, nie usłużnym, ale po prostu nastawionym pozytywnie do świata. Tylko tyle i aż tyle.

Previous Pomysł na obiad: naleśniki zapiekane pod beszamelem. Pycha!
Next Jest ich wielu i są blisko. Wystarczy tylko otworzyć oczy.

Suggested Posts

Na śniadanie.

Nasze zimowe HITY!

Pierwsze chwile razem. Jak je wspominasz?

Bye bye wakacje!

Na śniadanie.

Antkowe myśli zebrane. Część IV.

No Comment

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *