Kiedy blisko 3 lata temu urządzaliśmy nasz salon, biel i szarości postanowiłam zrównoważyć jakimś cieplejszym kolorem. Stąd dębowe schody, dopasowana do nich podłoga i dodatki: zasłony, obicia i poszewki z naturalnych tkanin. Wtedy też w oko wpadł mi on – nazywał się LOHALS, pochodził z Ikei i pasował do nas idealnie. Dywan z juty, o grubym splocie i w naturalnym kolorze. Ciężki i szorstki, ale za to ciekawie kontrastujący z minimalistycznymi, błyszczącymi frontami szafek w kuchni (widocznej z salonu). Zakochałam się! Niedługo potem zamieszkał z nami i naprawdę świetnie nam było razem. Aż do dzisiaj, kiedy to po niespełna trzech latach przyszło nam się pożegnać.
Bo takim czasie i po przeleżeniu w tak uczęszczanym miejscu, wyglądał naprawdę dobrze. Był co prawda lekko przydeptany i stracił swój idealnie prostokątny kształt, ale to jeszcze dodawało mu uroku. Jak na ilość posiłków, jakie w jego towarzystwie spożywaliśmy, jak na liczbę kaw, herbat i soków, które nierzadko na niego skapywały, to prezentował się wręcz bardzo dobrze. No i w sumie to zaczęło mnie martwić. Niestety po tak długim czasie nie ma mowy, aby dywan był czysty i higieniczny. Materiał, czyli naturalne włókno juty, wyklucza dokładne, chemiczne czyszczenie. Jedyne, co robiliśmy to regularne odkurzanie i doraźne wycieranie plam mokrą szmatką. O solidnym trzepaniu, takim jak to kiedyś w sobotnie przedpoludnia na blokowiskach, też nie było mowy. Dodatkowo miałam wrażenie, że w miarę upływu czasu, coraz ciężej dało się dywan dobrze odkurzyć.
I tak powoli zaczęliśmy dojrzewać do zmiany. Gdyby LOHALS był łatwiejszy w utrzymaniu, to pewnie zdecydowalibyśmy się na nowy, ale to chyba jednak nie dywan na ten czas. Czy więc w ogóle opłaca się go kupować? Tak, tylko trzeba pamiętać o kilku rzeczach:
- Jak pisałam, nie można go czyścić ani prać. Przy dzieciach i „pechowych” dorosłych, dywan może być w opłakanym stanie.
- Juta jest dość szorstka a to uczucie wzmaga jeszcze gruby splot dywanu. Owszem, posiedzieć na nim można, stopy przyzwyczają się do drapania, ale przez nierówną powierzchnię zabawy dzieciaków (np. klockami, autkami) są utrudnione.
- Wszelkie okruchy i drobinki wchodzą w dywan i ciężko się ich pozbyć. Kurz, włosy itp. są co prawda w ogóle niewidoczne, ale przecież chodzi o zachowanie czystości a nie maskowanie brudu.
- Nawet tuż po odkurzeniu, dywan gubi „włoski”. Zostają na skarpetkach, ubraniach (po siedzeniu) i na pluszakach.
- Dywan z juty wygląda naprawdę pięknie i jeśli szukacie naturalnych akcentów do swoich wnętrz (nie tylko przecież skandynawskich, ale też np. rustykalnych) to produkt z Ikei mogę szczerze polecić. Jest bądź co bądź trwały i niedrogi.
- Jeśli miałambym się na niego jeszcze raz zdecydować, poczekałabym do czasu, kiedy dzieci podrosną. No chyba, że macie w domu żelazną zasadę, aby nie jeść nad dywanem. U nas to awykonalne 😉
Teraz wybraliśmy coś innego i muszę przyznać, że dywan ze wzorem to miła odmiana. HOVSLUND jest tańszą wersją dywanów z ikeowskiej serii „Stockholm” i kolorystycznie lepiej pasuje do naszego salonu. Paprochy widać gołym okiem, ale za to odkurzanie jest szybkie i komfortowe 🙂
Przepiękny salon! Marzy mi się taki 🙂
Dzięki ? nic tylko planować i realizować :))
ojej ale tu ładnie i przytulnie i praktycznie i modnie 🙂 baaaardzo w moim stylu
Dzięki Aga ? Taki był plan – wygoda przede wszystkim :))