Dieta w Święta i pierwsze liczby!


Święta są wspaniałe – spotkania rodzinne, upragniony wypoczynek, moment refleksji i kulinarna uczta. Są ludzie, którzy wolą spędzać je inaczej niż wszyscy: z dala od ludzi, objadania się i siedzenia przy stole. Jednak zdecydowana większość spędza ten czas na bogato, najczęściej w domu rodzinnym, gdzie zapachy i kolory na uginających się stołach walczą o naszą uwagę. I byłoby wręcz idealnie, gdyby człowiek wtedy nie był na diecie! Bo czy można w pełni cieszyć się Świętami i jednocześnie dbać o ilość przyjmowanych kalorii? Czy lepiej zrobić sobie wolne i szaleć do woli? Tegoroczna Wielkanoc bardzo zaskoczyła mnie pod tym względem!

Dotychczas pogodzenie świąt, urodzin, rocznic (przecież tak bardzo kulinarnych) z dietą było dla mnie niemożliwe. I jak na złość, dla naszej rodziny styczeń pęka w szwach od ważnych dat. Dlatego właśnie postanowienia noworoczne nigdy mi nie wychodziły, bo nawet jeśli 1. stycznia zaczynałam ambitnie, to już po kilku dniach odpuszczałam starania.

Bardzo bałam się, że w minione Święta będzie podobnie. Że albo się przejem i będą mnie dręczyły wyrzuty sumienia, albo co gorsze: rozpusta przeciągnie się na kilka następnych dni aż w końcu znów zaprzepaszczę dotychczasowe starania i wyrzeczenia. Jest to niestety bardzo łatwe, bo nasze rodziny chcą rozpieścić każdego gościa, przygotowując ulubione potrawy i ciasta.

I wiecie co? Moje obawy tym razem w ogóle się nie sprawdziły! Udało mi się coś, w co nigdy nie wierzyłam 🙂 Spędziłam przyjemny czas, nie odmawiałam sobie pyszności i udało się się zaspokoić moje podniebienie, stęsknione wielkanocnych klasyków a jednocześnie nie popaść w przesadę. Jak mi się udało?

Przede wszystkim na te dwa dni odpuściłam. Najgorsze co mogłabym zrobić, to narzucić sobie jakiś nierealistyczny rygor i spędzić Święta o trzech łyżkach sałatki i zielonej herbacie. Psychicznie przygotowałam się na ulgowy czas i mniej więcej zaplanowałam, od czego będę się trzymać z daleka. Tak, aby nie rzucać się na każdą potrawę a wybierać jedynie te, na które mam naprawdę ochotę.

Jadłam wszystko to, od czego nie mogłam oderwać oczu – domowa kiełbasa, bigos, sałatka, jajka faszerowane, żurek, nawet kawałek sernika. Porcje były niewielkie, ale całkowicie zaspokoiły mój apetyt. Zrezygnowałam z pieczywa (bez którego dotąd posiłki się nie liczyły) i babek, unikałam dużych ilości majonezu a ulubionego ciasta nie mogłam wręcz dokończyć – było za słodkie.

Stanowczo odmawiałam zjedzenia innych smakołyków, co nie zawsze podobało się gospodarzom, ale byłam twarda. Wiem, że nasi rodzice szykowali wszystko z myślą o nas i właśnie sprawienie nam przyjemności to cały sens tej przedświątecznej gonitwy. No trudno, jakoś to chyba przeżyli 😉

Przygotowałam kilka potraw niskokalorycznych dla nas, żeby mnie jakąś alternatywę. Sałatka z szynką, ogórkiem, koperkiem i selerem naciowym z jogurtem, łosoś na serku chrzanowym i placku owsianym oraz hit nad hity – brownie z fasoli (przepis TUTAJ). Jeśli oglądaliście Insta Stories, to wiecie, że był jeszcze warzywny pasztet i pełnoziarnisty chlebek bananowy.

Na dietę przeszliśmy z M. cztery tygodnie temu i powiem Wam, że po takim czasie nowe nawyki dają o sobie znać. Świadomie unikamy pewnych potraw, niektóre nie smakują już jak dawniej. Prawdę mówiąc sądziłam, że rzucę się na słodkości, których konsekwentnie odmawiamy sobie od początku a tu … nic z tych rzeczy! Druga sprawa to motywacja, która po takim czasie jest bardzo silna. Szkoda byłoby odpuścić i zaprzepaścić ostatnie tygodnie.

Pierwszy raz na wagę odważyłam się wejść dopiero dwa tygodnie temu i przez ten czas zrzuciłam 3 kilogramy. Rozsądnie patrząc, to dobry wynik, uzyskany zdrowym i regularnym jedzeniem, bez głodówek i „diet cud”. Ubrania robią się luźniejsze, my lepiej się czujemy i celebrujemy każdy posiłek a nie wrzucamy do ust wszystkiego, co wpadnie nam w ręce, byleby tylko zaspokoić głód czy apetyt.

Zatem jeśli przed Wami jakaś ważna towarzyska uroczystość i obawiacie się o swoją silną wolę, to mogę Was uspokoić. Jestem pewna, że znajdziecie ten idealny kompromis pomiędzy czerpaniem kulinarnych przyjemności a przestrzeganiem diety. Dacie radę, bo to wcale nie takie trudne 🙂

Previous Na co musi uważać kobieta w ciąży i mama karmiąca piersią podczas świątecznej rozpusty?
Next Dlaczego miejsca parkingowe dla kobiet nie powinny oburzać?

Suggested Posts

Witamy w naszym domu … świątecznie!

Z myślą o mamach karmiących piersią.

15 miłosnych plakatów do pobrania. Idealne na Walentynki, choć nie tylko!

Mała kuchnia, wielki efekt – Duktig na 40 sposobów.

Bo czym byłaby podróż bez pamiątkowych zdjęć?

Dieta w Święta i pierwsze liczby!

2 komentarze

  1. Aga z www.makeonewish.pl
    18 kwietnia 2017
    Odpowiedz

    Brawo! Trzymam kciuki za Ciebie i siebie. Ja tylko zrobilam 1 blad. Na poczatku rewolucji powinnam zmierzyc obwody a nie sama wage. Ktora owszem spadla ale oprocz kg spadaja tez cm.a o tym zapomnialam

    • 18 kwietnia 2017
      Odpowiedz

      Moje kciuki też masz! 🙂 To prawda, powinnam się jeszcze zmierzyć. Póki co czuje po ubraniach i nie chciało mi się szukać miarki 😉

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *