Ledwie ochłonęliśmy po dramatycznej akcji ratunkowej pod Nanga Parbat a dziś znów emocje sięgają zenitu. Wszystko za sprawą relacji Èlisabeth Revol o ostatnich godzinach z Tomkiem Mackiewiczem. O decyzji, by jednak tego dnia mimo późnej pory, w końcu zdobyć szczyt, o fatalnym stanie himalaisty i o walce Francuzki o każdy metr w dól. Jedni nad losem Polaka zapłakali na powrót, inni wieszają na nim psy a Elisabeth oskarżają o wyrachowanie. A ja całą tą historią jestem podwójnie podłamana.
Tak, jest mi potwornie żal najbliższych Tomka – jego żony i dzieci. Nie wiem, na ile uczestniczył on w życiu swojej rodziny, jakim był ojcem i mężem. Nie wiem, czy był odpowiedzialny i dbał o nich, czy przed codziennością uciekał w góry. Niezależnie od tego, strata jego rodziny jest wielka, tak samo ich ból i tęsknota.
W równym stopniu żal mi Tomka Mackiewicza. Jest ofiarą potwornej tragedii. Nikt z nas nie potrafi wyobrazić sobie jego cierpienia. Fizycznego i psychicznego, bo zapewne był świadomy swojej sytuacji. Znał objawy choroby wysokościowej i musiał wiedzieć, że jest w tragicznym stanie. Jest mi żal również dlatego, bo w końcu w 7. próbie osiągnął swój cel i to on go zabił. Nie dążył do niego na wygodnej kanapie, tylko znosił ogromny, nadludzki wysiłek. Jest mi żal, bo w przeszłości dotknął dna i odbił się od niego z niesamowitą siłą. Pewnie niejedno w życiu spieprzył, ale ostatecznie wybrał życie. Wcale nie łatwe i wygodne.
Powiecie, że tłumaczę człowieka. Bardzo tego nie chcę, zwłaszcza że nie znam go na tyle, by usprawiedliwiać jakąkolwiek jego decyzję. Tak samo, nic nie daje mi prawa, by go oceniać i wyrokować, czy zasłużył na pomoc. Nie potrafię i nawet nie próbuję zrozumieć, po co ludzie tacy, jak on wspinają się na szczyty. Nie wyobrażam sobie, jak można czerpać przyjemność i satysfakcję z tak dużego wysiłku. Przeszywający chłód, trudy aklimatyzacji i wszelkie uciążliwości.
„Ocena moralna martwych jest nieludzka …”
Od ostatniego weekendu czytam i oglądam wywiady, relacje z wypraw, filmy dokumentalne i fabularne. Himalaizm zimowy to dla mnie jakaś totalna abstrakcja, ale bardzo ciekawią mnie ludzie, którzy go sobie ukochali. Nieważne czy to Buhl, Kukuczka, Rutkiewicz, Messner, Bielecki czy Mackiewicz – wszyscy to ludzie z żelaza, o niesamowitej sile psychicznej i fizycznej. Twardzi, sprawni, doświadczeni skoncentrowani na celu. O tragedii na Broad Peak czytałam z wypiekami na twarzy (zginęli tam Tomasz Kowalski i Maciej Berbeka). Szokujące kulisy powstawania raportu Polskiego Związku Alpinizmu i znamienne słowa Adama Bieleckiego, który usłyszał najwięcej zarzutów w związku z tragedią: „Ocena moralna martwych jest nieludzka, a ocena żywych już ok?”.
To jedynie kropla w morzu, by poznać, czym ten sport jest. By zrozumieć wspinaczy, zobaczyć w ich „hobby” coś więcej niż bezmyślne igranie ze śmiercią. Mam wrażenie, że nadal jestem w punkcie wyjścia.
Jako osoba, która przeżywa czyjaś tragedię i próbuje ją obiektywnie ogarnąć, nie mogę patrzeć na postawę ludzi w Internecie. Mądrzenie się na temat himalaizmu zimowego to jedno, ale ocena zachowania oraz decyzji Revol i Mackiewicza, to jest ponad moje siły. Jaki człowiek pisze, że facet zginął na własne życzenie i odbiera mu prawo do pomocy? Jaki człowiek opisuje go jako egoistę, który w nosie miał swoją rodzinę? Jaki człowiek życzy Francuzce, by ta następnym razem dostała to, na co zasługuje?
Naprawdę nie wiem, co tacy ludzie mają w głowach. Czy myślą, że Mackiewicz tydzień temu pokonał nałóg i postanowił sobie wejść na górę? To nie był ktoś, kto miał całkiem niezłą życiówkę na Morskie Oko, a doświadczony wspinacz, znający warunki i potrafiący minimalizować ryzyko. W swojej ignorancji nie biorą pod uwagę, że Mackiewicz był sportowcem, reprezentującym nasz kraj. W roku 2008 został laureatem nagrody podróżniczej „Kolos” w kategorii „wyczyn roku” (za zdobycie Mount Logan wraz z Markiem Klonowskim). 25. tycznia 2018 roku, jako pierwszy Polak dokonał zimowego wejścia na Nanga Parbat.
Jakim prawem oceniają kogoś, nie znając jego życia? Czy oni naprawdę uważają, że cokolwiek warci są tylko ludzie, którzy giną z nie swojej winy? Niech się przejdą po przychodniach i szpitalach. Niech zapytają lekarzy, ilu z pacjentów choruje na własne życzenie. Bo papierosy, zła dieta, brak ruchu i brak badań. Niech sobie wyobrażą, że sami nie otrzymują pomocy, bo w czyjejś ocenie przyczynili się do swojego stanu. Przedstawiciel handlowy, zapieprzający autostradą i narażający siebie oraz innych jest godny podziwu, bo zarabia na rodzinę. To dla nich takie proste.
Czy tacy ludzie czytają wpisy Anny Solskiej, żony Mackiewicza? Bo prócz ogromnego smutku, widzieliby w nich również miłość i szacunek. Ja osobiście nie potrafię ogarnąć, jak można pogodzić się z uprawianiem tak ekstremalnego sportu przez ukochaną osobę. Ale znów, to tylko ja i moja perspektywa.
Nie potrafimy powstrzymać się od oceny i nie potrafimy przyznać, że po pierwsze nie mamy wiedzy, aby to robić. Świat pojmujemy z perspektywy naszej kanapy, trzymamy się naszych osobistych wytycznych. Ślepo wierząc w to, że ludzie są (albo powinni być) tacy, jak my to sobie poukładaliśmy.
Osobiście nadal uważam, że himalaizm (a zwłaszcza ten zimowy) to szaleństwo. Na szczęście mąż nie czuje pociągu do wspinaczki i dobrze, bo zdecydowanie nie przeżyłabym tego. O dzieci to muszę się jeszcze wymodlić 😉 Co się zaś tyczy profesjonalnych himalaistów, wierzę w ich doświadczenie, rozważność i bezwzględną wolę przeżycia. Poznałam ułamek ich świata i mimo wszystko podziwiam ich za odwagę i charakter. Stać mnie na to, by przyznać, że sama nie wiem, co o tym myśleć. Że nie rozumiejąc, jest mi przykro, bo zginął człowiek.
(zdjęcie: przegladsportowy.pl)
Pan Tomasz Mackiewicz nie został himalaistą 2 dni przed Nanga Parbat. Żona doskonale wiedziała z czym wiąże się sport męża. Jak wiadomo każdy ma nadzieję, że jego jako złe ominie. Dla mnie tragiczne jest, że:
po pierwsze krew na rękach ma Simone Moro, który w lutym 2016r. oszukał Mackiewicza podczas atakowania Nangi w kwestii pogody ,
po drugie nie wierzę francusce w ani jedno słowo. Dała Mackiewiczowi nadzieję, że helikopter po niego przyleci wiedząc, że nie jest to prawdą bo za wysoko. Poza tym to felerna bladziuga bo wykiwała w górach już drugiego towarzysza. Czecha do tej pory nie znaleziono.
Pani Annie Solskiej oraz dzieciom Tomasza Mackiewicza bardzo współczuję bo ich świat zmienił się nieodwracalnie. Podziwiam jej akceptację dla pasji męża. Miłość polega na tym, że akceptujemy potrzeby drugiej osoby a nie zmieniamy ją według własnych potrzeb i widzimisię. Dla mnie najtragiczniejszą informacją było, że siedząc w wygrzebanej „jamie” czekał na ratunek i miał nadzieję. Nadzieję, że za niedługi czas wróci do swoich. Nie wrócił…. I jeszcze jedno – w górach zimno, niebezpiecznie, nie moja bajka….ALE rozumiem, że będąc tam w góracg blisko, coraz bliżej nie rezygnują tylko idą do końca – TO ROZUMIEM.
Hmm.. Sadzę, że Pan Tomasz raczej, o ile mial w ogóle świadomość, zdawał sobie sprawę z tego, w jak tragicznej sytuacji się znajduje i w odwrotnej sytuacji zachował by się podobnie.. Nie mogła zostawić go i powiedzieć „zostaniesz tutaj już na zawsze”.. Nie wiemy w jakim był stanie, czy pojmował co się z nim dzieje.. Miałam strasznie mieszane uczucia wobec całej tej historii, również z Elizabeth i tym, że to kolejna taka historia w jej życiu.. Ale stwierdziłam że nie do mnie należy jej ocenianie.. Gdybym była nią też chciałabym żyć i pewnie próbowała bym się ratować.. Mam nadzieję że odszedł spokojny że po prostu zasnął i nie cierpiał.. Straszna śmierć.. Daleko od bliskich a tak blisko swojej pasji.. Kocham góry i choć nie wspinam się tak extremalnie to po części rozumiem, jak uzależniają..