3 zasady dobrego rodzicielstwa.


Na całym, dużym świecie nie ma ani jednego idealnego rodzica. Piękne zdjęcia i relacje czy sceny obserwowane w parku … albo śmieszne historyjki, to tylko skrawek znacznie większej całości. Na przykład ponoć cierpliwość rodzica to coś, co mamy przy świadkach 😉 Ja te sceny tak naprawdę uwielbiam, bo zawsze dodają mi otuchy i siły, aby być dokładnie takim rodzicem z obrazka. Nawet jeśli wiem, że ta mama obok mnie, z anielską cierpliwością tuląca swojego malucha, też ma gorsze dni. Najpierw krzyknie a potem zasypia z wyrzutami sumienia. Nie muszę Wam zresztą więcej pisać – każda z nas bardzo chce, a czasami wychodzi na odwrót. I co nam pozostaje? Przede wszystkim pogodzić się z tym, że good is perfect enough – jak głosi napis na mojej koszulce.

Gdyby mnie ktoś dziś zapytał, jak być dobrym rodzicem, powiedziałabym mu dokładnie to, co zamierzam Wam napisać. Coś, co jeszcze z 2 lata temu nazwałabym (i nazwałam) mało konkretnym bełkotem. Bo ja, odkąd zostałam mamą, chciałam konkretnych wskazówek. Nie jakiegoś tam gadania o cierpliwości i odczekaniu. Pamiętam, jak wkroczyliśmy w fazę złości i płaczu u Antka. Raz i drugi przeszliśmy ostry huragan i zaczęliśmy panikować. Co robić?! Jak sprawić, żeby złagodniał? Trakowaliśmy ten stan jak problem, który trzeba rozwiązać, w przeciwnym razie … No właśnie, sama dzisiaj już nie wiem, czego się obawialiśmy. Że z tego nie wyrośnie? Że jak nie przepuścimy zdecydowanej taktyki, to będzie coraz gorzej?

Niestety w takim świetle wiele poradników przedstawia rozwój dziecka. I jeszcze te nieszczęsne oczekiwania otoczenia. Ma pić, kiedy czuje głód a nie traktować mamę jak smoczek. Ma nauczyć się zasypiać samodzielnie. Ma umieć panować nad emocjami, szanować zabawki i grzecznie bawić się w piaskownicy. Jeśli więc my-rodzice trafimy na tego typu poradnik, od razu wiemy, jak być powinno i co zrobić, żeby tak właśnie było. U nas tak właśnie było. W tej panice i strachu, że coś możemy przeoczyć i zepsuć, sięgneliśmy po książkę Tracy Hogg. Jej jasne wskazówki wydawały się lekiem na całe zło, ale były też drogą na skróty. I tak nie udało nam się przeskoczyć kolejnych wyzwań wychowawczych. Z czasem wypracowaliśmy własne metody, jeśli sposób na codzienne obcowanie z dziećmi i stawianie czoła naprawdę różnym sytuacjom można tak nazwać. Nabierając coraz więcej doświadczenia, czytając i ucząc się na własnych błędach zrozumiałam, że ten cały bełkot ma jednak wiele do zaoferowania. Jest wręcz bardzo konkretny, tylko wymaga naszej refleksji i odniesienia ogólnych zasad to bardzo konkretnych sytuacji.

Jesteście ciekawi, co mam na myśli? No to jedziemy!

Miłość.

O ja cię, jaki banał! No banał straszny, w końcu każda z nas kocha swoje dzieci i w ogień by za nimi skoczyła. Ale może już nie każda z nas wie, że tej miłości nigdy nie będzie za dużo i nie trzeba jej dawkować. Głaskać, przytulać, reagować na płacz i każdą potrzebę, jaką sygnalizuje dziecko. Natomiast największym wyzwaniem dla nas są sytuacje trudne. Kiedy nasza cierpliwość wisi na włosku i najchętniej byśmy udusiły smroda. Świetnie przedstawia to szwedzkie powiedzenie:

Szalenie trudno wznieść się poza własny gniew, rozczarowanie, smutek, może i wstyd. Kiedy dziecko, pomimo naszego tłumaczenia, wyleje sok. Kiedy wydziera się w sklepie w niebogłosy albo wbiega na ulicę. Albo kiedy krzyczy do nas: Już Cię nie lubię! tudzież Jesteś głupia!. Porzucenie przekonania, że okazywanie miłości w nieadekwatnej sytuacji może być oznaką przyzwolenia lub naszej słabości, jest bardzo trudne. Nie inaczej nie zrozumieniem, że za pozornym wymuszaniem i sprawdzaniem naszej cierpliwości, tak naprawdę może kryć się coś więcej. Ja cały czas walczę, żeby w tej jednej, kluczowej sekundzie, nie dawać się ponieść emocjom. Czasami mi się udaje, ale mam również wiele porażek na koncie.

Szacunek.

Być może dla wielu kolejny banał. W końcu kto nie szanuje własnego dziecka? Tylko, że dbanie o czyste ubrania, odpowiednią dietę, rozwój i bezpieczeństwo, to jednak coś innego. Czymś innym jest również całowanie stópek i pieszczotliwe określenia. A szacunek zaczyna się w momencie uświadomienia sobie, że dziecko, to nie przedmiot – nasza własność. To odrębny człowiek, tyle że mniejszy i absolutnie zależny od nas. Rozumujący odpowiednio do swojego wieku. A tymczasem wielu rodziców relatywizuje tę kwestię. Twierdzi, że szanuje, ale nie widzi nic złego w wymierzeniu dziecku kary cielesnej. Dla nich to nie jest bicie, to klaps. Nauczka, dla jego dobra. Nikt jednak nie chciałby być traktowany w podobny sposób. Bo dorosłego bić przecież nie wolno. Ba! Kolegi w przedszkolu też nie wolno.

Szacunek dla dziecka to również akceptowanie faktu, że ono może chcieć inaczej. Oczywiście sytuacji trudnych, z którymi przychodzi nam się mierzyć jest tyle, ile ludzi na świecie. Najczęściej jednak wszystko sprowadza się to do spraw błahych. Nam się spieszy, dziecko chce pooglądać kwiatki. Czasami wystarczy mu pół minuty naszej uwagi i po sprawie. A my już na wstępie upieramy się przy swoim. Czasami nawet nie z pośpiechu, z tych wszystkich arcyważnych spraw. Czasami po prostu dla zasady, bo to my rządzimy a nie ono.

Czy ja szanuję swoje dzieci? Staram się każdego dnia. Jednocześnie wyznaję zasadę wzajemności i w przypadku Antka zwracam już mocno uwagę, aby i on szanował mnie. Wspólne uzgodnienia, uprzejmość na codzień. I docenianie starań. Z Niną to oczywiście jeszcze inna para kaloszy, ale i w jej przypadku zdarza się, że muszę przełknąć jej płacz i czarną rozpacz, gdy muszę iść do toalety 😉

Wiara.

Co ze mnie za matka? – ile razy zdarzyło Ci się zadać sobie to pytanie? Ile razy wyrzucałaś sobie błędy? Każda z nas robi to często, bo każdego dnia nasze ideały zderzają się (czasami boleśnie) z rzeczywistością. Raz widzimy w naszych działaniach błędy naszych rodziców, innym razem przyznajemy, że dotychczas z dumą powtarzane nigdy, stało się nieaktualne. I jakby tego było mało, są jeszcze oczekiwania i dobre rady wszystkich dookoła. Jedna niewinna uwaga mamy przy piaskownicy może spowodować, że zwątpimy w siebie. Czy dobrze zrobiłam, że posłałam do żłobka? Powinnam podawać więcej warzyw … Nasze jeszcze z pieluchą. To chyba za długo. A ja chrupki podaję na każdym spacerze … Jak się w tym wszystkim odnaleźć i nie zwariować? Jak być pewnym własnych kompetencji? Na pewno przyda się gruba skóra i wiara w to, że jesteśmy dobrymi rodzicami. Znamy swoje dzieci, jak nikt inny na świecie. I nawet jeśli popełniamy błędy, nikt inny na świecie nie kocha ich tak, jak my.

Z całego serca życzę Wam, aby te trzy zasady towarzyszyły Wam każdego dnia. Jestem pewna, że wskażą Wam drogę lepiej, niż niejeden konretny poradnik. A swoją drogą, mądre książki i blogi o rodzicielstwie to i tak czytajcie! 🙂

Sesja powstała z okazji naszego rodzinnego wypadu na spacer i lody. Przy okazji dzieciaki testowały nowe buty! Obuwie GEOX znane jest bardzo dobrze ze swojej jakości, ale czy wiecie, że zastosowano w nich technolgię o nazwie Respira? Odprowadza ona wilgoć ze środka, zapobiegając nadmiernemu poceniu się małych stópek. Dodatkowo, dzięki skórzanej, antybaketryjnej i profilowanej podeszwie, buty są zdrowe i bezpieczne dla najmłodszych.

Jakiś czas szukałam czegoś odpowiedniego dla dzieciaków na dłuższe spacery (a obuwie sieciówkowe choć cudne, do najzdrowszych nie należy) i szczęśliwie odezwał się do nas sklep Mivo shoes. No więc wybraliśmy na testy odpowiednio słoneczny dzień. Było dużo biegania i skakania. A efekty? Przy takiej aktywności musiało im być wygodnie 🙂 Z kolei skarpetki po spacerze rzeczywiście nie były mokre a przy letnich temperaturach to w zasadzie pewnik.

Razem ze sklepem Mivo, mamy dla Was niespodziankę! W sam na letnie zakupy, nie tylko dla dzieciaków 🙂 Do 20.05 czeka na Was zniżka -20% na dowolne marki i modele. Macie więc do dyspozycji całą kolekcję dostępną w sklepie! Kod rabatowy dla Was:

MIVOPIW20

Zajrzyjcie na stronę sklepu i dajcie sobie czas. Ja całą ofertę przeglądałam z przyjemnością, zwłaszcza że na wszelkie moje pytania błyskawicznie odpowiadał konsultant. Pierwszy raz spotkałam się z taką usługą i skorzystałam z pomocy przy wyborze obuwia. A jeśli chcecie spokoju podczas buszowania, dyskretne okienko chata zawsze można zamknąć.

To co? Chyba pozostaje mi już tylko życzyć Wam przyjemnego przeglądania oferty!

Previous Witajcie zmiany, czekałam na Was!
Next Dziękuję Ci, Mamo.

Suggested Posts

„Spectre” jest jak jajecznica. I kropka.

Zabawa w pytania …

Antkowe myśli zebrane. Część III.

Czasami wiosna nie cieszy…

List do sąsiada, który codziennie truje Ciebie i Twoją rodzinę.

Odebrane rodzicielstwo – to dzieje się tu i teraz!

No Comment

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *