„Mamo, Tato – więcej wiary!”


 

Od pierwszych godzin życia dziecka my rodzice robimy wszystko, by zaspokoić jego potrzeby: zapewne większość z nas karmi na żądanie, kangurujemy, nosimy w chustach, bujamy w nocy, podajemy smoczek itp. Później przychodzi taki czas, kiedy odkładamy malucha na podlogę, bo aż rwie się do raczkowania i odkrywania świata, serwujemy mu nowe smaki, wspieramy jego rozwój różnymi zabawami i zabawkami. Są jednak takie rzeczy, z którymi my rodzice rozstać się nie możemy. Jakie to rzeczy i dlaczego świadomie lub nieświadomie zatrzymujemy się na pewnych etapach rozwoju naszego dziecka – o tym dzisiaj słów kilka. 
Kiedy Antek skończył rok, napomknęliśmy rodzinie, że już powoli czas, żeby pożegnał się ze smoczkiem. Reakcja mojej babci („Oj nie, dajcie mu jeszcze trochę czasu, on taki malutki …”) mnie rozśmieszyła ale fakt był taki, że ze smoczkiem dotrwaliśmy do 2. urodzin. Wtedy używany był co prawda już tylko w nocy, ale przywiązanie było silne – syna i nasze. I tak sobie odwlekaliśmy pożegnanie ze smoczkiem, bo nawyki syna były naszymi nawykami, a do tego obawy co do pierwszych nocy „bez” mieliśmy spore. Zimnym prysznicem był dla nas komentarz pani doktor, która mimochodem stwierdziła podczas badania, że jedynki górne jakby trochę idą do przodu. Antek miał wtedy około 2,5 roku i wiedzieliśmy, że już nie ma się nad czym zastanawiać. O tym, jak pożegnaliśmy smoczka, pisałam szerzej tutaj. A żeby przejść do sedna powiem na koniec, że obawy nasze związane z tęsknotą synka za smoczkiem były bardzo przesadzone. Płacz owszem był, ale raczej śladowy i już po kilku smutnych wieczorach, nasz dzielny łobuz zasypiał z przytulanką. Wyraźnie był na ten krok gotowy, ale nie przekonalibyśmy się o tym, gdyby nie uwaga pani doktor i nasza decyzja oraz postanowienie, że musimy dać radę. 
 
Z pieluchami było podobnie. Ja uważałam, że dla Antka (a miał wtedy 2,5 roku) to jeszcze nie ten czas. Naczytałam się o oznakach gotowości i żadnej z nich u syna nie widziałam. Irytowały mnie uwagi opiekunki w żłobku („Mamusia, on już jest duży chłopak. Kiedy ściągamy pieluchę?”) i odgrażałam się, że to ja będę decydowała o tym, kiedy Antek włoży gacie! W końcu dałam za wygraną, choć bez przekonania i gotowa na klęskę. Cudu od razu nie było, ale gołym okiem można było zauważyć trening żłobkowy i efekty rytuałów cioci B. Cały proces „odpieluchowania” zajął nam ze 3 tygodnie a kiedy wypadki przestały się zdarzać, ulgę czuliśmy ogromną. Z perspektywy czasu wniosek nasuwa się jeden: gdybyśmy polegali na swoich obawach, własnej wygodzie i przyzwyczajeniu Antka, w pieluchach tkwilibyśmy zdecydowanie dłużej. 
 
Wspominam te nieszczęsne pieluchy akurat dzisiaj, bo moje obawy i silne przywiązanie do tego co znam, zobaczyłam wczoraj na twarzach innych mam, na zebraniu w żłobku. Z ust opiekunki padło hasło zrzucania pieluch a ja z zadowoleniem uśmiechałam się w duchu, że my to już mamy za sobą. Zaraz po satysfakcji przyszło zdumienie, bo opiekunka zwracała się do rodziców rówieśników Antka. Pytania nasunęły mi się dwa: 1. Jak oni się tak długo uchowali z pieluchami w żłobku cioci B? 2. Dlaczego czekali aż tak długo? Być może było to rzeczywiście uzasadnione, a być może powodem wcale nie był ich maluch, tylko oni sami?
 
Kolejnym sporym zaskoczeniem i przypomnieniem, że w dziecko trzeba wierzyć i mu ufać, nawet jeśli ono samo przesyła nam mylne sygnały, było pożegnanie z nocnikiem, tym razem na wyjeździe. Kiedy pieluchy poszły w odstawkę, zaopatrzyliśmy się w nocniki, a że siadanie na toalecie, nawet w domu, absolutnie nie wchodziło w grę (krzyk, płacz, strach przed głęboką dziurą itp.), jeden zawsze i wszędzie jeździł znami. Restauracje, sale zabaw, hotele, galerie handlowe, zoo – byliśmy tam, robiliśmy to 😉 I kiedyś, nagle podczas postoju na stacji benzynowej padło hasło „Kupa!”. A nocnik w samochodzie. Nie ma czasu iść po niego kiedy natura wzywa, więc synek załatwił sprawę kulturalnie na dużej toalecie. Akcja była tak sprawna, że nie przypomniało mu się, aby protestować. Można? Można! A na pewno dowiedzieliśmy, że Antek umie i może, więc późniejsze lamenty zostały szybko stłumione a nocnik skutecznie pożegnany. 
 
Opisane wyżej doświadczenia nauczyły nas na pewno, że tak jak Antek potrafi czasami złożyć jakieś skomplikowanie zdanie albo zaskoczyć nas celną uwagą, tak potrafi też z naszą pomocą i wsparciem poradzić sobie z wyzwaniami, jakie niosą wszystkie zmiany. Zbliża się kolejna – pożegnanie żłobka i powitanie przedszkola. I choć wiem, że czekają nas łzy (i to raczej moje ;)) i żal za tym co znane, wierzę, że Antek gotowy jest na kolejny etap i na nowe miejsce, w którym będzie się dalej rozwijał. 
 
Nie będę wspominać sprawy 6- latków i szkoły, raczej wszyscy orientujemy się, na czym argumenty jednej czy drugiej strony polegają. Ciekawe jednak jest to, że podobna tendencja (tzw. „odroczenie”) dotarła również do naszego żłobka. Conajmniej dwóch chłopców nie pójdzie od września do przedszkola, na życzenie rodziców. Powody takiej decyzji zapewne są, nie chcę przypuszczać i na tej podstawie oceniać. Z drugiej jednak strony od razu przychodzą mi na myśl rzeczy, których ci chłopcy w żłobku nie doświadczą a być może już chcieliby/mogliby/powinni? A mówiąc już zupełnie o sobie: gdybym i tym razem kierowała się przyzywczajeniem, obawami, troską o syna (a wszystko to czuję myśląc o wrześniu) – również on mógłby się znaleźć na miejscu swoich „odroczonych” rówieśników. 
 
Przyjmuje się, że każdy rodzic zna swoje dziecko najlepiej i kocha je najbardziej na świecie a jednak często popełniamy błędy (żeby nie powiedzieć, że wyrządzamy krzywdę). Być może dlatego, że chcemy za bardzo i przyzwyczajamy się równie szybko i mocno, jak nasze pociechy. I przegapiamy lub świadomie odwlekamy moment, kiedy to my dorośli musimy coś zmienić, aby dalej zmieniało i rozwijało się nasze dziecko. 
 
(zdjęcie: bestmomstv.com)
 
 
 
 
Previous Snack catcher - dla małych i dużych :)
Next KONKURS anyone?

Suggested Posts

Ciąża – II trymestr.

Odchudzanie to wieczna walka.

DIY: Wiosenne projekty dla dzieci.

Jak przeprowadzić dziecko do własnego pokoju? Poznajcie moje sposoby.

Zima naszych dzieci.

Blog roku, czyli kto pływał bez majtek.

2 komentarze

  1. 21 maja 2014
    Odpowiedz

    My zarówno smoczek jak i pieluchy pożegnaliśmy na własne życzenia panienki. Smoczek przed 2 urodzinami a pieluchy kiedy miała 2,5roku. Więc za smoczkiem nie było płaczu i też nauka czystości trwała 2 dni;p 🙂 Chcieliśmy jednak żeby szybciej te dwie przygody się skończyły bo np. znalezienie nieraz przewijaka na wyjeździe graniczyło z cudem a też miała zacząć się przygoda z przedszkolem więc trzeba było. Julia od września też zmienia przedszkole z prywatnego na publiczne. I jestem ciekawa jak to będzie, bo w prywatnym ani razu nie płakała, chodzi chętnie i chce. Teraz mówi ciągle, że chce już do nowego przedszkola więc we wrześniu zobaczymy jak to będzie:)

  2. 21 maja 2014
    Odpowiedz

    Trzymam więc kciuki 🙂

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *