Miłości trudne początki.


Zazwyczaj schemat jest ten sam. Czekamy z niecierpliwością na narodziny kolejnego dziecka. Z tym starszym rozmawiamy, snujemy wizje przyszłości, czytamy książeczki, z dumą obserwujemy czułe całuski składane na naszym brzuchu i nie nadążamy z odpowiedziami na pytania „jak, kiedy i dlaczego?”. Po szpitalu euforia i duma rodziców, bo pierwsze spotkanie rodzeństwa to wzruszające chwile – ciekawość, pierwszy dotyk małej rączki a czasami zaskakująca czułość! A później wkracza codzienność, rutynowe czynności, nasze zabieganie i bardzo często, pomimo ogromnej świadomości i starań, naszego starszaka dopada nowe uczucie, znienacka i zupełnie nieproszone – zazdrość.

Przed porodem byłam może nie naiwna, ale na pewno pełna optymizmu i zakładałam, że odpowiednie przygotowanie starszego dziecka jest kluczem do sukcesu. Nie mogłam być pewna, jakie efekty przyniosą nasze starania, ale liczyłam na dobry początek. I taki był! Ten moment, kiedy Antek chętniej zaglądał do wózka, niż na mnie, zapamiętam na zawsze. Dziś wiem jednak, że przygotowanie (choć strasznie ważne) a późniejsza, tak bardzo zwyczajna rzeczywistość to dwie różne bajki. Jak byśmy się nie starali, nawet zupełnie niechcący popełnimy pewne „błędy”, czy też stworzymy okazję do tego, aby nasz starszak był zwyczajnie, po ludzku zazdrosny o siostrę czy brata. Zresztą, ma do tego pełne prawo.

Po pierwsze nigdy nie uda nam się traktować dzieciaków jednakowo. Pilnujemy, aby było sprawiedliwie i po równo wszystkiego – czułości, wspólnego czasu, uwagi … A potem łapiemy się na tym, że rozbrykanego starszaka wiecznie upominamy, do znudzenia przypominamy o zakładaniu kapci, prosimy o ciszę, przy setnym pytaniu wzdychamy niecierpliwie. Przy tym traktowanie malucha to jak niebo a ziemia. Bo taka kluska grzecznie leży, wywija nogami i słodko wygląda. Po drugie, my reaguje kompletnie inaczej. Jeśli młodsze zapłacze – bierzemy na ręce, jeśli zrobi kupę – natychmiast przewijamy a przy tym rozśmieszamy, śpiewamy itp. Gdy trzeba, rzucamy wszystko. Z kolei pierworodnemu nie raz mówimy „zaraz”, „poczekaj, jestem zajęta”, „idź się pobaw jeszcze chwilkę”. Podczas, gdy starszego uczymy samodzielnego ubierania, jedzenia, zabawy … młodszemu poświęcamy 100% uwagi. Dla nas to zrozumiałe, dla dziecka przecież niekoniecznie. Kiedy setny raz odpowiedziałam Antkowi: „Poczekaj, muszę iść do Niny”, zaczęłam się zastanawiać, jak on to może odbierać. Czy jest na tyle duży, aby zrozumieć i logicznie to sobie wytłumaczyć? Do niedawna wierzyłam, że tak właśnie jest u nas. Zwłaszcza, że nigdy nie był wobec niej agresywny czy zaborczy. A później zaczęły się zabawy w dzidziusia …

Nie było u nas nigdy regresji często obserwowanej u starszych dzieci – powrotu do smoczka i pieluch. Pojawiło się jednak nagłe zamiłowanie Antka do zabawy na macie Niny. Ostatnio, gdy jesteśmy sami we trojkę, syn prosi o „nakarmienie” czy „przewinięcie”. Niewinne i naturalne to zabawy, na które przystaję, ale które dają mi wiele do myślenia. Czy już musimy działać? Dotąd staraliśmy się indywidualnie spędzać czas z  Antkiem: zakupy z tatą, zabawy bez Niny, kino z mamą … A być może nic więcej już nie można zrobić, bo jak pisałam – różnice w traktowaniu przez nas dzieci, tak odległych wiekowo, zawsze będą widoczne i one również są czymś naturalnym?

Wydaje się, że jedyną rzeczą, którą możemy i musimy zrobić, to pomóc starszemu dziecku uporać się z uczuciem zazdrości. Zapewniać o naszym niesłabnącym uczuciu, zadbać o wspólny czas na zabawy bez młodszego rodzeństwa, nie wykluczać ale też nie zmuszać do pomocy przy rodzeństwie i starać się odpuszczać – dać się wykrzyczeć, czasami machnąć ręką na te kapcie i nie rzucać zaraz wszystkiego w odpowiedzi na marudzenie malucha.

Jeśli więc w przyszłości pokażę Wam kolejne zdjęcia dzieciaków,  pełne spokoju, miłości i czułości, nie sądźcie, że naginam fakty i reżyseruję rzeczywistość. Nie wiem skąd, ale Antek ma wobec siostry ogromne pokłady cierpliwości – pokazuje jej zabawki, daje się podrapać i składa relacje z przedszkola. To, że czasami każe jej przestać płakać, bo go bolą uszy albo nie słyszy bajki, walczy o swoje miejsce na macie albo że piekli się na widok obślinionego superbohatera … to już inna historia 😉

Previous Piąty miesiąc Niny i robi się wesoło ;)
Next "Seks w wielkim mieście" i związki.

Suggested Posts

Zostać rodzicem i tyle wygrać.

Antkowe myśli zebrane część 8.

Nasz wieczorny rytuał z MomMe … i niespodzianka dla Was!

Jest co świętować! Efekty odchudzania po 6 miesiącach.

Hello Monday!

Powroty.

6 komentarzy

  1. 25 lutego 2015
    Odpowiedz

    U mnie wygląda to bardzo podobnie. Czasami aż muszę ugryźć się w język, by nie powiedzieć kolejnego „zaraz”, „nie teraz”, „później”, „poczekaj”…
    Jednak wierzę, że posiadanie rodzeństwa jest tego warte 🙂

    • 25 lutego 2015
      Odpowiedz

      Z tym u mnie słabo. Za to staram się, kiedy Nina czegoś się domaga i marudzi, głośno mówić do niej tak, żeby Antek słyszał: „Musisz poczekać, teraz jestem zajęta i bawię się z bratem”. I mam nadzieję, że wtedy on czuje, że jest równie ważny.

      • 25 lutego 2015
        Odpowiedz

        O tak, też to stosuję. Czasami to Milenka musi być tą która czeka, choć oczywiście Alex czeka zdecydowanie częściej.

  2. Aga z www.makeonewish.pl
    26 lutego 2015
    Odpowiedz

    myślę że masz cudnego kochającego synka. a nawet gdy bedzie zazdrosc czy rywalizacja to chyba to nieuniknione i normalne 🙂 jedno jest pewne, kochają się i to widać 🙂

  3. 26 lutego 2015
    Odpowiedz

    Początki każdej dziedziny życia są trudne… ale wydaje mi się, że wejście w macierzyństwo po raz drugi czy kolejny wcale nie jest łatwą sprawą. Mimo to, każda matka podoła – jeśli chce!

    http://www.MartynaG.pl

  4. 27 lutego 2015
    Odpowiedz

    Chyba nie da się uniknąć zazdrości przy tak małych dzieciach. Ale jeśli rodzice pomogą dziecku poradzić sobie z nią to w przyszłości nie będzie w ogóle pamiętało, że kiedykolwiek było zazdrosne. I to napisała ta starsza 😉

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *