Bachor z balonem , czyli jak stracić klienta w 2 sekundy.


Dzieci jakie są, każdy widzi. Zdarza się bardzo często, że w miejscach publicznych – podobnie, jak w domu – biegają, krzyczą, śmieją się i kłócą. Bawią się a w tej beztroskiej zabawie nie znają umiaru. Są zuchwałe i nie zwracają uwagi na otoczenie. Ileż to już było skarg na głośne dzieciaki w restauracjach czy sklepach! I powiem Wam szczerze, że ja takie oburzenie nawet rozumiem. Każdy ma swoje granice zrozumienia i wytrzymałości. Nie każdy musi znosić hałas cudzych dzieci, zwłaszcza gdy sam ma jedynie chwilę, by od swoich odpocząć. Opowiem Wam dzisiaj, jak moja 3-latka oburzyła panią w salonie jubilerskim i jak na to zareagowałam.

Zdarzenie miało miejsce miesiące temu a ja chciałam opisać je natychmiast. Dlaczego zwlekałam? Z bardzo prostego powodu. Jakaś część mnie – ta pełna rozsądku i obiektywnego spojrzenia na własne dzieci – próbowała mnie przekonać, że reakcja obsługi salonu była adekwatna do zachowania Niny. Że powinnam przełknąć zażenowanie i wyciągnąć lekcje na przyszłość. Podejrzewałam, że zareagowałam jak wszystkie matki w takiej sytuacji – oburzeniem na krzywdę mojego dziecka, postawą rasowej lwicy. Sporo czasu minęło od tego dnia i wiecie co? Nie dałam się przekonać.

Dlaczego nie lubię balonów?

Owszem, lubię je oglądać z daleka i uwielbiam je w dekoracjach. Natomiast nie znoszę, gdy nagle i z hukiem pękają, najczęściej podczas zabawy dzieci. Z tego powodu zwykle, gdy w sklepach czy restauracjach ktoś próbuje wręczyć baloniki Antkowi czy Ninie, grzecznie odmawiamy. Pewnie, nie zawsze się da, bo ten kawałek gumy z powietrzem przyciąga dzieciaki, jak magnes. Niemniej, stoiska z balonami omijamy z daleka a jeśli już, wolimy nadmuchać kilka sztuk w domu.

Tego dnia byłam z Niną na zakupach w naszej lokalnej galerii i w jednym ze sklepów został nam wręczony balonik. Zupełnie z zaskoczenia, więc nawet nie zdążyłam zareagować. Zwyczajny, czerwony i na sznurku. Ucieszył i zajął Ninę na tyle, że mogłam odwiedzić kilka sklepów bez jej ponaglania. W tym czasie szukałam nowego łańcuszka, więc na koniec postanowiłam odwiedzić jeszcze salon jubilerski.

„No brawo!”

Ruszyłam w obranym kierunku, raźnie pchając wózek z Niną. Mała trzymała wtedy sznurek w ręce a balon zwisał u boku, odbijając się od płytek na podłodze. W momencie, gdy przekraczałyśmy próg salonu, balon pękł. Huk był – jak się domyślacie – okrutny. Zamarłam na sekundę, bo tak głośny i gwałtowny dźwięk mógł oznaczać wiele złych rzeczy. Najpierw spojrzałam na panią za gablotą a wyglądała ona na równie przerażoną. Poczułam się głupio, że ten cholerny balon pękł i ją wystraszył.

– No brawo! – syknęła z groźną miną w stronę Niny.

„Kolejny bachor z balonem …” – to właśnie mówiła jej mina. Spojrzałam na moją 3-latkę, która teraz była wystraszona podwójnie – najpierw strzałem a teraz reakcją obsługi. Zabrałam się za zbieranie pozostałości po balonie i usłyszałam Ninę:

– Przepraszam …. – powiedziała cicho, z drżącą brodą i ustami w podkówkę.

Zrobiło mi się jej potwornie żal. Kucnęłam, pogłaskałam ją po policzku i zapewniłam, że to był tylko wypadek. Kobieta za gablotą stała niewzruszona. Zrobiłam kółko, pospiesznie obejrzałam biżuterię i wyszłam z salonu ze ściśniętym gardłem. Już nie było mi wstyd za ten cholerny balon. To był zwykły wypadek a moje dziecko w niczym nie zawiniło. Nie powinno było spotkać się z taką reakcją. Szczerze mówiąc, byłam pełna podziwu, że w tym wszystkim moja 3-latka przeprosiła, pewnie do końca nie rozumiejąc, co się wydarzyło.

Kiedy dojechałam do domu, byłam już solidnie wkurzona. Przy pełnym zrozumieniu dla naturalnych, ludzkich odruchów (sama bardzo się wystraszyłam), nie takiej reakcji spodziewałam się jako klient renomowanego salonu. Nie dość, że pani nie wykazała się choćby cieniem empatii i zrozumienia, to jeszcze nie była zainteresowana, by obsłużyć mnie, jako klientkę.

Żałowałam, że na miejscu nie stanęłam w obronie Niny. Za co można było ją winić?! Przecież nie skalała na balonie, nie gryzła go ani nie szczypała. Wykręciłam numer do salonu, niestety ów pani nie było aktualnie na miejscu. Przekazałam jednak moje wzburzenie jej zachowaniem i poprosiłam o wyrozumiałość i serdeczność w stosunku do klientów.

Tylko tyle i aż tyle mogłam zrobić. Temat został zamknięty a ja wyciągnęłam wszystkie możliwe  wnioski. Do salonu tej marki już nigdy nie zajrzałam.

 

Previous Seriale na Netflix, które trzeba zobaczyć. Nasze TOP 10!
Next Oczyszczanie powietrza - te 14 roślin ci w tym pomoże!

Suggested Posts

Czasami wiosna nie cieszy…

Matka Polka w poszukiwaniu energii.

„Spectre” jest jak jajecznica. I kropka.

Czasami jestem ważniejsza. Ty też!

Matka Natura śpi blisko dziecka.

Ciąża – II trymestr.

No Comment

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *