Jeszcze przyjdzie Twój czas.


Młode, debiutujące mamy dzielą się na dwie grupy. Te, które rodzą dzieci i całkiem sprawnie albo wręcz mistrzowsko włączają maluchy do swojego dotychczasowego życia. I te, których świat z dnia na dzień zmienia się o 180 stopni a jego centrum staje się mały, bezbronny i absolutnie zależny człowiek. Pierwsze obserwuję z prawdziwym podziwem. Zastanawiam się, czy takie macierzyństwo przychodzi im bez trudu i czy bezkompromisowość nie ma jednak swojej ceny? Bo ja tak nie potrafiłam.

Moje nowonarodzone dzieci urodziły się zdrowe, nie dokuczały im kolki i większość dnia spędzały na błogim śnie. Początkowe problemy z karmieniem, naturalna troska i brak „obycia” w opiece nad noworodkiem, nie zepsuły naszych pierwszych tygodni razem. Po latach nadal wspominam ten czas jako jeden ze wspanialszych w moim życiu. Czas płynął wolno, dni mijały na opiece nad dzieckiem – karmieniem, pielęgnacją i poznawaniem się nawzajem. Nie brakowało mi niezależności i „wolności”. Nie tęskniłam za swobodą, za życiem, o którym ja jedna mogłam decydować.

Po tym pięknym, sielankowym czasie przyszedł kolejny. To, co nowe i ekscytujące stało się rutyną. Kolejne dni zlewały się ze sobą. Jeden takim sam, jak poprzedni. Sen, karmienie, zabawa, sen, spacer, ogarnięcie domu, zabawa i wieczorny rytuał. Codzienna zabawa na dywanie, syzyfowa praca porządkowania, prania, prasowania. Znudzenie, które brałam za zmęczenie. Coraz częstsza tęsknota za czasem tylko dla siebie i za ludźmi. Potrzeba zajmowania się sprawami, które nie mają nic wspólnego z dzieckiem.

Miałam pomoc ze strony rodziny, miałam codziennie przy sobie męża, który popołudniami wyręczał mnie w zabawach i spacerach. A jednak samotny czas tylko z dzieckiem zaczął mi ciążyć. Jedni nazwą to fanaberią, inni … rzeczywistością matki, której całym światem stało się dziecko. Nie widziałam sensu w dobieraniu ciuchów, makijaż był pieśnią przeszłości a jedyne, na co miałam chęć to nałożenie podkładu, aby nie straszyć ludzi mijanych na spacerach. Słowem: nie chciało mi się dbać o siebie, przeznaczać czas na coś więcej niż codzienna higiena.

Powrót do pracy choć emocjonalny, był moim wybawieniem. Na początku nie czułam się dobrze z tym, że 10-miesięczne dziecko muszę posłać do żłobka i wrócić do pracy. Byłam zła i bałam się, że nie uda mi się połączyć pracy zawodowej z rolą mamy. Pierwsze dni były ciężkie, ale później? Przekonałam się, że poza macierzyństwem istnieje jeszcze coś innego. Inne obowiązki, tematy kompletnie nie związane z dziećmi i sprawy, które pozwalały odpocząć mi od domu. To było wyzwanie, ale dzięki niemu wypoczywałam psychicznie.

Nie dość, że chętniej wracałam do spraw domowych i tym bardziej cieszyłam się na czas z dzieckiem. Równie ważne było to, że zaczęłam znów zwracać uwagę na siebie i swoje potrzeby. Ubrania, makijaż, czas na swoje sprawy – to wszystko znów zaczęło mieć znaczenie a dbanie o tę nie-matczyną część życia, sprawiała mi przyjemność. Jakbym wróciła do samej siebie.

Przy drugim dziecku nie miałam już takich doświadczeń. Owszem, był okres totalnego skupienia na nadrzędnej roli, tylko że tym razem w gorszych chwilach myślałam o jednym. To tylko etap, który minie szybciej niż nam się wydaje. Dziecko w końcu wyrośnie, my w końcu wrócimy do aktywności zawodowej. Zupełnie naturalnie poczujemy, że nasze totalne poświęcenie nie jest już potrzebne. Co za to jest potrzebne, to odskocznia. Równowaga i zdrowy egoizm.

Jeśli więc jesteś mamą, która czuje się uwięziona i ograniczona poprzez swoją rolę, to wiedz jedno. To minie. Im szybciej zaczniesz chcieć czegoś więcej, tym lepiej. A nawet jeśli nie wyjdzie to od Ciebie, przez wyrzuty sumienia i silne poczucie obowiązku, pomoże Ci w tym Twoje dziecko. Nawet jeśli teraz dni Ci się dłużą, ono w mgnieniu oka wyrośnie na rezolutnego przedszkolaka. Nawet jeśli ze strachem odliczasz dni do zakończenia urlopu macierzyńskiego, ten przymus otworzy Ci oczy. I złapiesz drugi oddech.

Previous "Nie, nie! To się nie dzieje naprawdę!" - czyli kronika wypadków weselnych.
Next Groźna chmura nad Polską? I co naprawdę dzieje się z reaktorem w Belgii?

Suggested Posts

Mleko/herbatka/woda/sok – dlaczego moje dziecko tak dużo pije w nocy?!

Lato 2014

Świąteczna szafa Antka i Niny.

Zabawy w grupach.

20 zaskakujących zastosowań dla rzeczy, którą codziennie wyrzucasz do kosza.

Jak pies z kotem, czyli o kłótniach i walkach rodzeństwa.

4 komentarze

  1. Aleksandra Danielewicz
    5 września 2017
    Odpowiedz

    Dziękuję ❤️ odkrywam to samo codziennie. Jestem mamą HNB i moja depresja, moje kryzysy, wyczerpanie emocjonalne, pokrywane kontakty ze światem, totalny brak czasu i sensu, wszechobecne poczucie, że wszystko już się dla mnie skończyło i zamknęły się wszystkie drogi, kiedyś nie pozwalały dostrzec tego, o czym napisałaś. To prawda.

  2. Aleksandra Danielewicz
    5 września 2017
    Odpowiedz

    Pozrywane* kontakty…

  3. 5 września 2017
    Odpowiedz

    Ja też odżyłam kiedy wróciłam do pracy. Kocham być mamą, lecz to takie uzdrawiające być poza tym kimś więcej. 🙂

    • 5 września 2017
      Odpowiedz

      O właśnie, kolejny etap zdecydowanie pozwala odżyć :)) Pozdrawiam!

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *