Ta głupia opinia o wychowywaniu dzieci nadal ma się świetnie!


Możemy narzekać na niefrasobliwość i niewiedzę rodziców, którzy wożą dzieci bez fotelików, zakrywają wózki pieluszkami w upale albo noszą maluchy w „wisiadłach” a nie w odpowiednich chustach i nosidłam. Faktem jednak jest, że obecna świadomość zagrożeń i dobrych wyborów jest jednak bardzo duża. Z całą pewnością większa niż jeszcze kilka lat temu. Rodzice czytają i dopytują – widzą w swoim dziecku małego człowieka z całym wachlarzem potrzeb i niełatwych faz rozwoju. Słowem: podchodzą do rodzicielstwa refleksyjnie i starają się nie powielać błędów wcześniejszych pokoleń. Jest niestety coś, co nadal powraca jak bumerang.

Ilekroć toczona jest w Internecie dyskusja na temat wyzwań rodzicielstwa a zwłaszcza trudnego wieku dziecka – jego wybuchów złości, agresji i negacji, zjawia się jakaś przybłęda i prezentuje swoją prawdę objawioną. Nie musi wczytywać się w temat i poznawać sedna rozmowy, bo dobrze wie, że wszystkie problemy mają jedną przyczynę: wychowanie bezstresowe.

Wiecie, to nigdy nie jest merytoryczna opinia, żadna analiza konkretnej sytuacji. To jest przeświadczenie o swojej nieomylności. To jest opinia na temat współczesnych metod wychowawczych, wyrażona w jednym zdaniu: „Tak się kończy bezstresowe wychowanie.”

Wkurzam się za każdym razem, gdy ktoś przyłazi i wypisuje takie głupoty, bo one świadczą o tym, że taka opinia jest w społeczeństwie nadal mocno zakorzeniona. Nadal wychowywanie jest czarno-białe: grzeczne, ułożone dziecko to wzorzec, świadczący o kompetencji rodziców. Wciąż duża część społeczeństwa uważa, że jeśli dziecko krzyczy, złości się i rzuca na podłogę, to rodzic nie potrafi go wychować. A dziecko, które nie mówi „dzień dobry” albo nie całuje cioci, jest po prostu rozpuszczone jak dziadowski bicz.

Prawdą jest, że wszyscy rodzice popełniają błędy. Wszyscy mamy jakieś słabości – jedni mają duży problem ze stawianiem granic, inni nie radzą sobie z własnymi emocjami. Sama czytałam o bezradności mamy, która cierpliwie znosiła kopniaki syna i choć w środku się gotowała, nie potrafiła stanowczo zareagować. Ja sama wiem, co to zmęczenie, stres i frustracja. Wiem, że te negatywne emocje wpływają na nasze relacje z dziećmi.

Z drugiej strony wiem też, że rozwój dziecka i każdy kolejny etap jego dorastania rządzi się swoimi prawami. Każdy rodzic to wie. Widząc histerię cudzego dziecka w miejscu publicznym nie rzuca oceniających spojrzeń. Nie ma gotowych „złotych” rad. Bo wiecie, co mnie najbardziej stresuje, gdy moje dzieci krzyczą i płaczą w sklepie albo w parku? Właśnie ta cała najmądrzejsza widownia, która patrzy i już wie wszystko.

I tylko pozostaje ubolewać, że koncepcja „wychowania bezstresowego”, którą lata temu stworzył Benjamin Spock i która (pisząc w dużym skrócie) sprowadzała się do podmiotowego traktowania dziecka, szybko została wypaczona. Można kwestionować zaproponowane przez niego metody wychowawcze, ale faktem jest jeden. Ich podstawą były szacunek do dziecka i poszanowanie jego woli. Pół wieku upłynęło a dziś nadal stawia się znak równości między akceptacją i dostosowaniem się do pewnych etapów rozwoju dziecka a uległością i niekompetencją rodzica.

Nadal króluje przekonanie, że dziecko powinno wiedzieć, jak się zachować w danej sytuacji – nie przerywać, nie biegać, nie krzyczeć, odpowiadać na pytania, siedzieć cicho z rękami na kolanach i nie sprzeciwiać się woli rodzica.  I co z tego, że zdecydowana większość wie, że dzieckiem targają emocje i zwyczajnie nie jest w stanie dostosować się do oczekiwań dorosłych? Nie dlatego, że jest źle wychowane a dlatego, że jest niedojrzałe.

Stare wzorce mają się dobrze. Z resztą zwróćcie uwagę, jak oceniamy sytuację, gdy dziecko zwraca się do rodzica po imieniu. W Polsce to się raczej nie zdarza, ale będąc kiedyś świadkiem sceny w Niemczech, kiedy synek wołał mamę z jej imienia, byłam zaskoczona. Może nawet zszokowana, że jest tak bezpośredni. A przecież jak się tak zastanowić, nie musi to wcale oznaczać braku szacunku do rodzica. Ani pobłażliwości w stosunku do dziecka. Otoczenie nigdy w pełni nie pozna relacji w rodzinie, ale niestety lubimy wyciągać wnioski na podstawie własnych doświadczeń i przekonań.

A znawcom bezstresowego wychowania trzeba życzyć jednego: własnych dzieci. Bo nic tak nie sprowadza na ziemię, jak rodzicielstwo 🙂

 

Previous 12 powodów, by odwiedzić Wrocław i zakochać się na zabój.
Next Jem i chudnę, czyli jak wygląda moja dieta? Wyniki po 3 miesiącach.

Suggested Posts

Dialogi małżeńskie.

Matka Natura czyta dzieciom.

Lista życzeń piwnookiej

Jak zachęcić dziecko do zmiany pozycji z pośladkowej na główkową? Oto kilka sposobów.

Go girl! Filmowe bohaterki, które kopią tyłki.

Dialogi małżeńskie #2.

No Comment

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *