W wakacjach pięknych rzeczy jest pewnie nieskończenie wiele. Na pewno jedną, bardzo ważną jest to, że można je spędzać na wiele sposobów. Dokładnie tak, jak się chce. My trzy lata temu wybraliśmy lenistwo od rana do nocy i wyjazd w pełni zorganizowany. Wróciłam wczoraj do zdjęć, bo o greckiej wyspie Kos (a tam byliśmy) zrobiło się głośno za sprawą napływających uchodźców z Syrii. Swoją drogą to smutne, że dla jednych to raj iście wypoczynkowy a dla wielu obecnie jedyna szansa na lepsze życie i życie w ogóle …
Oglądam teraz te nasze zdjęcia, takie niedopracowane i przypadkowe i wspominam. Dziwnie tak jakoś, że nie ma na nich Niny a Antek to zaledwie 15-miesięczny bąbel, z czterema zębami i pieluchą. Wspaniały to był tydzień dla nas wszystkich, nawet jeśli Antek apetytem nie grzeszył (pewnie przez upał i nadmiar wrażeń) i generalnie nie podzielał naszego zamiłowania do wody. Za to tam pierwszy raz zrobił samodzielnie parę kroków i teren hotelu zwiedzał już na własnych nogach. Spędziliśmy masę czasu na plaży, spróbowaliśmy greckich specjałów a nawet zrobiliśmy sobie dwie wycieczki – do miasta Kos i na sąsiednią wyspę Kalymnos. Czas zwolnił a odmierzaliśmy go porami na posiłki i drzemkę chłopaków – wtedy ja miałam czas tylko dla siebie.
Od strony organizacyjnej pobyt w miejscu tak daleko od znanych warunków, do tego lot z rocznym dzieckiem, to jest wyzwanie. Szczególnie, że należę do osób, które są spokojne, gdy mają wszystko pod ręką i są przygotowane na różne sytuacje.
BAGAŻ
Tu trzeba trzymać się ograniczeń, ale ubrania na ciepłe dni na szczęście nie zajmują dużo miejsca. Gorzej z pieluchami, które (zwłaszcza, jeśli urlop jest w małej miejscowości) radziłabym zabrać ze sobą. Na Kosie sklepów niby trochę jest, ale jak przyszło do dokupienia pieluch czy chusteczek, to nagle półki puste albo na stanie akurat nie to, co trzeba. Podobnie to wygląda z kosmetykami i z jedzeniem słoiczkowym. Dla Antka nie potrzebowaliśmy, bo jadł głównie to, co my (za wyjątkiem podejrzanych potraw). Zabawek z kolei jest pod dostatkiem – najwięcej oczywiście plażowych, ale inne też się znajdą. Z domu wzięliśmy niewiele i to w zasadzie małe, do bagażu podręcznego. Generalnie wszystko zależy od miejsca pobytu. Wyjątkiem jest apteczka, bo tą pakujemy po brzegi niezależnie od tego, czy czas spędzimy w małej wiosce, czy wielkie aglomeracji. Środki przeciwbólowe dla nas, dla dzieci, przeciwgorączkowe, na biegunkę, zapobiegające odwodnieniu, maść na stłuczenia, coś na owady, plaster …
LOT
Z rocznym maluchem to mogą być godziny błogiego spokoju (gdy śpi) albo istne szaleństwo. W tym wieku bajką się jeszcze nie zainteresuje i w zasadzie każda zabawka zajmie na chwilę. Dziecko wtedy lubi być w ruchu i kompletnie nie rozumie, że teraz trzeba siedzieć bite 2-3 godziny na kolanach. Pozostaje to przetrwać. Do bagażu podręcznego wzięliśmy jakieś małe zabawki – tabliczki z dźwiękami, coś do rysowania a i tak ostatecznie ratowaliśmy się słomką i sąsiadem przy oknie. W drodze powrotnej lot mieliśmy nocą, więc dla Antka idealnie. Warto jeszcze pamiętać, że w samolocie jest dość ciasno. Za drugim razem siedliśmy w pierwszym rzędzie i fakt, przy lądowaniu uderzenie było solidne, ale za to możliwość wyciągnięcia nóg podczas lotu – bezcenne.
HOTEL
Pod względem kosztów i warunków, celowaliśmy w średnią półkę. I rzeczywiście wszystko było na dobrym poziomie: czysto, smacznie, wygodnie. Nie mam się do czego przyczepić. Jedzenie standardowe, bo prócz takich szlagierów jak makaron, nuggetsy i fryty, były również przysmaki lokalne. Do tego oczywiście świeże owoce i alkohole bez nazwy. Nie mieliśmy problemu z jedzeniem dla rocznego Antka, ale uważaliśmy, co podajemy. Na życzenie hotel oferował wszystko, co potrzebne maluchom: czajnik, łóżeczko, wanienka, mata łazienkowa itp.
Dziś nie wybralibyśmy już tego samego hotelu, pewnie nawet tej samej miejscowości/wyspy. Z prostego powodu: to idealne miejsce dla rodzin z małymi dziećmi i dla ludzi starszych. Jest spokojnie, większe miasto jest oddalone o jakieś 30 minut jazdy i nie ma nocnych imprez (poza wieczornym programem hotelowym). Z drugiej strony, nie ma zbyt wielu atrakcji dla kilkulatków poza animacjami i jednym, płytszym basenem. Nic więcej. Sporym minusem był brak miejsca do spacerów. Nasz hotel łączyła z sąsiednią wioską (czyli kilka uliczek) szosa a ile można spacerować w te i spowrotem? Gdybyśmy dziś tam pojechali, najlepiej z rodziny bawiłaby się chyba Nina. Nasze następne wakacje tego typu zaplanujemy właśnie pod kątem atrakcji dla Antka i odpowiednich warunków dla Niny.
***
Co by nie mówić, piękny to był wypoczynek – beztroski czas tylko dla naszej trójki. W tym roku zdajemy się na polskie lato, ale za rok robimy powtórkę!
***
Hotel, w którym wypoczywaliśmy to Mastichari Bay na wyspie Kos. A jeśli ktoś z Was zastanawia się nad „koralami” Antka, to jest to naszyjnik z bursztynu na ząbkowanie. Pisałam o nim obszernie TUTAJ. Jeśli macie jeszcze jakieś pytania – piszcie 🙂
Na wyspie Kos byliśmy podczas podróży poślubnej, na pewno tam kiedyś wrócimy 🙂
Antek jaki mały, słodki i niewinny 😉
Ale tam pięknie! Jestem w szoku jak mało Antekowa buźka się zmieniła od tamtego czasu:)
Rozmarzyłam się 🙂
Ale Antek miał czuprynkę już wtedy! 🙂
Ano, włochate te moje dzieciaki 😀 Z fryzjerem szybko trzeba oswajać.
Piękne zdjęcia.
Dziękuję ;*