Nie róbmy tego sobie.


Pisząc nie tak dawno tekst o hejcie w Internecie, cały czas towarzyszyła mi myśl, że mam ogromne szczęście do czytelników i grona blogerek i blogerów, których znam i czytam. To pozytywni, otwarci ludzie. O różnych poglądach, o różnym poczuciu humoru, ale przede wszystkim o wysokiej kulturze osobistej, szacunku i życzliwości wobec innych. Mnie nigdy dotąd hejt nie dotknął, choć myliłabym się sądząc, że zawdzięczam to charakterowi bloga i mojej osobie. Przyszedł bowiem dzień, kiedy i ja odczułam smak komentarza, który skierowany jest przeciwko mnie samej.

Cóż to za matka, która …

Kiedy podzieliłam się z Wami planami posłania Niny na okres adaptacyjny do żłobka, byliscie dużym wsparciem. Wasze komentarze i pozostawiony ślad pod postem dodały mi dużo otuchy, bo jak wiecie tego typu decyzje nigdy nie są łatwe a ja – pomimo doświadczenia z Antkiem i 100% zaufania do żłobka – miałam swoje obawy. Nikt z Was nie pytał, skąd sam pomysł i czy na pewno przemyślany, nikt nie podważał decyzji i nie krytykował. Ja na pytania i dyskusje jestem zawsze otwarta, tego możecie być pewni, ale myślę, że nikomu z Was do głowy po prostu nie przyszło, aby temat drążyć. Niestety znalazł się ktoś, kto również nie zamierzał dopytać o szczegóły, bo te zresztą nie miały żadnego znaczenia. Opinię już miał. Cóż to za matka, która oddaje dziecko do żłobka a sama siedzi w domu? – padło pytanie. Zarzucono mi bezduszność, brak empatii i lenistwo. A kiedy wyjaśniłam, że jestem normalną mamą, która potrzebuje 2 godzin dla domu i siebie, dowiedziałam sie, że jestem źle zorganizowana.

Ostatecznie wrogi komentarz, który był niczym więcej niż atakiem, usunęłam a autora zablokowałam. Nie chcę znać ludzi, którzy z jakiejś przyczyny widzą we mnie wroga i którzy mylą wolność słowa z chamstwem. Wiem, że taki jeden incydent jest dla wielu kroplą w morzu. Dla wielu takie słowa to jeszcze mały kaliber. Nie wspominałabym nawet o tym komentarzu, gdyby nie fakt, że jest on symbolem i reprezentuje tę ciemną stronę Internetu.

Kiedy ten pospolity hejt powstaje w odpowiedzi na agresywny i prześmiewczy język, potrafię zrozumieć, że jest to zamknięte koło. Agresja ma gdzieś swoją genezę a atak wydaje się często najlepszą odpowiedzią. Niestety. Kiedy jednak agresja kierowana jest wobec ludzi, którzy starają się żyć z uśmiechem na ustach i potrafią pokazać dumę z własnych sukcesów – tego zrozumieć nie mogę. A nie mam tu nawet na myśli siebie. Wystarczy się rozejrzeć i zobaczyć, jak dużo negatywnych komentarzy dostają twórcy Internetowi. Kąśliwe uwagi o figurze, wadze, fryzurze … Opinie, które nie tylko nie mają żadnego uzasadnienia, to są kompletnie nie na miejscu. Rzucane mimochodem, byle zabolały.

Syndrom białej kuchni.

Taki tytuł dałam kiedyś szkicowi wpisu i myślę, że jeśli możnaby nazwać tendencję do negowania wszystkiego dookoła a zwłaszcza tego, co pozytywne, to powyższa nazwa byłaby całkiem trafna. Wszystko sprowadza się do tego, jak reagujemy na sukces innych. Na ich radość, uśmiech, pozytywne doświadczenia i rzeczy, którymi się otaczają inni. Z pewnością można ludzi podzielić ze względu na reakcję, jaką wywolują u nich sukcesy innych. Na tych, którzy będa się cieszyc razem z nami, pogratulują nowego ciucha czy uśmiechną się na widok nowej kuchni oraz na tych, którzy we wszystkim doszukają się minusów, zanegują pomysł i z niesmakiem będą opisywać otoczenie, że wszędzie biało, wszędzie po skandynawsku, wszędzie czysto, błogo i szczęśliwie … tak nieżyciowo! Dużo o tym zjawisku pisze Ania z bloga anielno.pl – polecam Wam lekturę jej tekstów.

Po obu stronach barykady.

Środowisko matek to niestety doskonały przykład, jak coś, co teoretycznie powinno solidaryzować i łączyć – a więc miłość do własnych dzieci i troska o ich drobro – dzieli na dwa obozy. Wszystkie jedziemy na tym samym wózku, mamy podobne problemy i zwyczajne troski dnia codziennego a jednak stawiamy się w opozycji do tych, które wychowują inaczej niż my. Czasami przybiera to naprawdę wrogie formy a czasami z pozoru niewinny tekst spowoduje, że ktoś poczuje się gorszym rodzicem. Tak jak wszystko w życiu, również rodzicielstwo nie jest czarno-białe a jednak wiele matek tak je właśnie przedstawia i wypacza. Dlatego ja, chcąc i potrzebując oddechu od dziecka, nazwana zostałam bezduszną i źle zorganizowaną. Dlatego tym z Was, które rodziły przez CC, ktoś ma w ogóle czelnośc sugerować, że wcale nie rodziłyście. Inne przykłady mogłabym mnożyć, same znacie je zapewne doskonale.

Czym jest spokój i szczęście.

Nie jest oczywiście tak, że ja niczemu się nie sprzeciwiam i nic nie neguję. Są postawy, z którymi nie mogę się zgodzić, czasami niepotrzebnie tracę energię, ale pracuję nad tym i w zasadzie teraz kompletnie odpuszczam. Jestem na takim etapie w życiu, że doceniam to, co mam, co sama wypracowałam. Nie oglądam się na innych, jestem kompletnie wolna od uczucia zazdrości i frustracji z powodu braków (a te mam, jak każdy!). Ok, zazdroszczę tym z Was, które wcinacie czekoladę i mieścicie się w rozmiar 36! Jednocześnie cieszę się, że macie skubane takie geny! Zrozumiałam, że to ogromne szczęście i źródło wewnętrznego spokoju, nie czuć negatywnych uczuć z powodu sukcesów i szczęścia innych albo tej świerzbiącej potrzeby udowadniania komuś, że myśli źle. To też wielka wolność i radość, kiedy spontanicznie reaguję na wieści od innych – gratuluję, reaguję entuzjastycznie, choćby w mediach społecznościowych. Nie jestem z tych, które podglądają, nie dając znaku życia.

To samo mogę polecić wszystkim. Tobie również. To źłe i niesprawiedliwe, że coś wywołało w Tobię tę złość. To przykre, że coś Ci się nie udało, może ktoś Cię skrzywdził a może to po prostu żal do samej siebie, że plany czekają niezrealizowane, że spodnie kolejny miesiąc się nie dopinają albo że samą siebie postrzegasz jaką niedoskonałą mamę/żonę/kobietę. Jeśli boli Cię szczęście innych i uważasz, że Tobie nie jest ono dane, zacznij go szukać i na nie pracować. I zacznij od siebie.

(zdjęcie: flickr.com; autor: Janusz Smolarek)

 

Previous Kilka pomysłów na niebanalne prezenty Gwiazdkowe.
Next Ku lepszemu.

Suggested Posts

Na śniadanie.

Na śniadanie.

5 kroków do makijażu na 5+

A Ty gdzie w domu trzymasz trucizny?

Ciąże dwie.

Zakupy dla Niny i Antka, czyli nareszcie mamy wszystko!

No Comment

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *