Założę się o każde pieniądze, że pomyślałaś o piersiach. I bardzo dobrze! O nie dbać trzeba od wczesnych lat i nie należy spoczywać jedynie na ujędrnianiu i nawilżaniu. Regularnie badać i pamiętać o dobrych nawykach żywieniowych oraz ruchu też trzeba. A reszta to geny. Nie karmienie piersią i „wiszenie dziecka na cycku”, tylko geny. Ale dziś nie o tym! Dziś o tych częściach, które są niemiłosiernie eksploatowane każdego dnia i potrzebują konkretnej, regularnej opieki. Dzisiaj będzie o dłoniach.
Ja moich niestety nie oszczędzam i przyznam Wam się zaraz do wszystkich moich grzeszków. Jestem więcej niż pewna, że macie podobne doświadczenia, bo w codziennym życiu mamy i gospodyni, no po prostu nie da się nie narażać ich na działanie środków chemicznych a nawet skutki czegoś tak ważnego, jak częste mycie. To jakby nie patrzeć nasze narzędzie pracy. Pozbawianie ich ochrony w połączeniu z brakiem regularnej pielęgnacji szybko prowadzi do opłakanych skutków.
Nie mogę sobie przepowiedzieć, że rękawiczki to mój sojusznik. Nienawidzę w nich zmywać, myć okien, prać i co tu dużo mówić – czyścić kibelka. Trzymam się z daleka od żrących środków, ale nawet niewinny spray do kuchennych blatów to jest sama chemia. Płyn do prania ręcznego to samo. Co z tego, że mycie dłoni „po” rozkładam sobie na mycie wstępne i mycie właściwe, skoro cały ten syf, co to ma usunąć smugi i wygonić zarazki, trafia na moją skórę? Nie potrafię sobie wbić do głowy, że dyskomfort i ten obrzydliwy zapach gumy jest sto razy lepszy niż chemikalia. Brak reakcji alergicznych uśpił moją czujność i tylko utrwalił zły nawyk.
To samo z myciem rąk! Pomijam fakt, że te wszystkie kuszące, pięknie pachnące mydełka wcale nie są dobre dla naszej skóry. Wysuszają ją co cud, nawet jeśli producenci uważają inaczej. Nie zliczę sytuacji, kiedy nie zdążyłam ich po myciu dokładnie osuszyć. Bo woda na kawę, bo dzieciaki wrzeszczą za ścianą, bo listonosz pod drzwiami … Nawilżanie po umyciu? No proszę ja Was! Nie widzę kompletnie sensu w nakładaniu kremu w ciągu dnia, kiedy w następnej sekundzie ktoś poprosi o obranie jabłka albo właśnie wtedy zadzwoni telefon. Nie ma opcji, żebym mogła o nie zadbać zanim nie położę Antka i Niny spać a M. nie ulokuję z herbatą przed konsolą 😉
Rękawiczki w chłodne miesiące to też nie mój konik, ale dotychczas pamiętałam o nich na tyle często, by nie dorobić się sino-fioletowej skóry na dłoniach. Przyznacie, że grzechy młodzieńczych lat pozostawiają swój ślad na długo i potrafią zepsuć nawet najpiękniejszy manicure.
To, co mi pozostaje, to codzienny, wieczorny rytuał pielęgnacyjny. I powiem Wam, że on naprawdę działa! Tylko jest jeden haczyk, o pielęgnacji trzeba pamietać każdego dnia. W przeciwnym razie problemy wrócą szybciej, niż sądzicie. Na dowód tego jest ten cały wpis.
Nie powstałby, gdybym nie zmagała się teraz z łamliwymi paznokciami i suchymi, zadzierającymi się skórkami. W moim przypadku przesuszenie skóry dłoni (o co w zimie szczególnie łatwo) pociąga za sobą lawinę. Powiem Wam teraz, co robię by temu zapobiegać i co robię, by doprowadzić moje dłonie do ładu.
#1 Dobre kremy.
Może i na Was działają kosmetyki z drogerii, może to kwestia częstych aplikacji (luksusu, którego nie posiadam), ale dzisiaj już wiem, że te wszystkie tańsze, pięknie pachnące kremy to coś jak z tymi kuszącymi mydłami. Mają opakowanie, mają dobrą cenę, nawet się ekspresowo wchłaniają. Ale co z tego, jak nie mają działania? Nawet uwielbiany przeze mnie Yves Rocher zawiódł mnie swoją zimową serią.
Od roku trzymam się dobrego składu a 20% masła shea to dla mnie wybawienie. Kremy do rąk L’Occitane robią fenomenalną robotę, nawet jeśli nakładane tylko przed snem. Oczywiście pod warunkiem, że dłonie są w dobrej kondycji i jedyne czego im trzeba, to dobre nawilżenie.
#2 Kosmetyki do zadań specjalnych.
Solidne przesuszenie, zadziory i łamliwe paznokcie to już poważny problem i z kremem radzę poczekać. To zadanie dla czegoś solidnego. Gorąco polecam Wam najprostszy olejek do skórek, który możecie nałożyć, gdy padniecie wieczorem na kanapę. Oliwka pielęgnacyjna MomMe to z kolei dobra opcja na całe dłonie tuż przed snem. Będziecie zdziwione, jak dobrze będą wyglądały nad ranem.
Ostatnią deską ratunku jest serum od Klaudyny Hebdy, które kupiłam całkiem niedawno i żarliwie testuję. Naturalne, z bogatym składem (m.in. z lanoliną, żywokostem, masłem shea, olejami roślinnymi i olejkami eterycznymi). I powiem Wam, że zapach Was raczej nie uwiedzie, ale doskonale robi to, co ma robić. Koi, nawilża i odżywia. Gęsty żel zamienia się pod wpływem ciepła w płynną maź a dla wzmocnienia jej działania można oddać się w objęcia Morfeusza w rękawiczkach.
Na suche skórki i łamliwe paznokcie stosuję Regenerum – serum do paznokci. Działa podobnie jak olejek, bo nawilża i podobno pobudza macierz do produkcji mocnych paznokci. Tego drugiego jednak nie potwierdzę, bo nie mam tyle cierpliwości, żeby odczekać parę tygodni bez hybrydy.
#3 (Domowe) SPA.
Można się udać do kosmetyczki i zafundować sobie kąpiel w ciepłej parafinie. Wizyta w salonie będzie miała dodatkowe, terapeutycznie działania. Ale można też podobny rytuał zrobić w domu, za zdecydowanie mniejsze pieniądze. Lata temu odkryłam saszetki Perfecta z dwoma kosmetykami. Najpierw jednym robimy peeling naszej skóry, później wmasowujemy drugi, z parafiną. Tutaj również można wspomóc działanie poprzez nałożenie rękawiczek. Dłonie są po tym gładkie i nawilżone jak pupa niemowlaka 😀
Na koniec powiem Wam jeszcze, że prócz regularności i jakości kosmetyków, ważna jest jeszcze jedna rzecz. Samokontrola. Trzeba się na każdym kroku pilnować, żeby nie skubać tych biednych skórek! Zwłaszcza w stresujących sytuacjach albo w trakcie wieczornego seansu. Na szczęście nie jest to wcale takie trudne, bo już pierwsze efekty „kuracji” są dobrą motywacją. I tak samo piękny manicure. Ot choćby lakier bezbarwny.
***
Pamiętajcie, że uciążliwe, powracające problemy skóry dłoni i paznokci mogą być objawem choroby, dlatego nie bagatelizujcie sygnałów i udajcie się do lekarza specjalisty.
No Comment