Zanim zostałam mamą byłam twarda. Żaden film, żadna muzyka nie były w stanie mnie jakoś szczególnie wzruszyć. Nie żebym w ogóle nie płakała. Po prostu kiedyś ckliwe sceny i ważne momenty najczęściej mnie śmieszyły. Może dlatego tak dobrze pamiętam, że konkretnie popłakałam się na filmie „King Kong” z Jessicą Lange i miałam wtedy z 6, może 7 lat. Tak strasznie mi było żal tej wielkiej małpy. Przez kolejne lata byłam niewzruszona. Nie obojętna, raczej trzymająca swoje emocje na wodzy. Nieważne, czy to własny ślub a nawet narodziny pierwszego dziecka – płakać, jeszcze do tego przy świadkach?! Nie było takiej opcji. Później hormony albo instynkt a może jeszcze coś innego spowodowały, że przestałam się poznawać!
Dziś wiele mi nie trzeba: melodramat z przejmującą muzyką, dramatyczny news w telewizji a nawet te ostatnie reklamy Allegro! Coś we mnie wtedy pęka i łzy same cisną się do oczu. A jeśli dana sytuacja łączy się z Antkiem lub Niną, szczególnie ciężko jest mi się pohamować. I tak na przykład morze łez wylałam podczas pożegnania żłobka. Byłam w takim stanie, że ledwo skleciłam podziękowanie dla opiekunek a pisałam je w kawiarni pełnej ludzi …
Nie dalej jak wczoraj znowu to zrobiłam. Zupełnie nieoczekiwanie, bo po wieczornej kąpieli Antka. Nasz codzienny rytuał wygląda tak, że kiedy Nina uśnie, schodzę jeszcze do salonu ogarnąć zabawki i doprowadzić kuchnię do ładu. M. kąpie i ubiera Antka a następnie żegnają się w pokoju i wtedy ja przejmuję czytanie. Jeśli chwilę nie przychodzę, Antek siada na schodach, z których ma widok na salon i czeka. Często też dopytuje niecierpliwie, czy już idę. Zazwyczaj wtedy wyganiamy go do łóżka a ja zapewniam, że przyjdę za 2-3 minuty.
Wczoraj sytuacja się powtórzyła i znów poirytowani wysłaliśmy Antka do pokoju, aby tam na mnie poczekał. I ja w tym momencie wyobraziłam sobie to jego stanowisko na schodach za 20 lat. Puste. Bo za te 20 lat nikt nie będzie już czekał, aż przyjdę mu poczytać i przytulić na dobranoc. Wtedy będziemy już tylko wspominać dzisiejsze lata z tęsknotą, być może żałując, że to ponaglanie tak nas irytowało. Pisząc o tym, wspominam tę sytuację trzeci raz i trzeci raz mam łzy w oczach.
Takie sytuację nasuwają jeden wniosek: są dni, kiedy rodzicielstwo to nic wesołego – przynoszą strach, zmęczenie, frustrację. Z drugiej strony, patrząc w przyszłość widzimy, że tak bardzo warto doceniać i cieszyć się z bycia razem. Kiedyś do tego zatęsknimy i nie jest pewne, czy kiedykolwiek będziemy mogli zrobić to lepiej – wobec naszych wnucząt.
No Comment