Zazwyczaj gdy człowiek coś zaczyna, już myśli o końcu. Tej zasadzie wymykają się co prawda wakacje i związki, ale niech będą wyjątkiem potwierdzającym regułę. I tak mamy oto remont, kolejny tydzień pracy, wciągającą książkę, świetny film … albo seriale. Te ostatnie mają to do siebie, że są długie – przykuwają więc uwagę widza na dłuższy czas a zawiłe meandry fabuły dodatkowo dbają o to, aby się ów widz przypadkiem nie znudził po drodze. My z M. jak już do czegoś siadamy, to przeważnie oglądamy do końca, no chyba że mówimy o wybitnie nieudanych i przekombinowanych produkcjach.
Dla człowieka, który zaangażuje swój czas i emocje w serial, nie ma nic gorszego niż zawód ostatniego odcinka. Kiedy czujesz, że ktoś Cię przez te wszystkie sezony robił w balona. Kiedy nagle fabuła zaczyna się sypać, są w niej dziury i jakieś zupełnie nielogiczne zwroty akcji. Kiedy forma zaczyna przerastać treść a Ty klasycznie nabierasz się na chwytliwe teasery.
Przy tym całym czasochłonnym macierzyństwie i blogowaniu, oglądam zdecydowanie za mało seriali. Dziś powstaje ich cała masa i w każdej kategorii są perełki. A mimo to, jak na to moje sporadyczne i wybiórcze oglądanie, i tak doświadczyłam kilka sporych rozczarowań. Zapraszam.
#1 LOST
Ten serial spełniał chyba wszystkie warunki hitu telewizyjnego. Niezła obsada (ot choćby Matthew Fox, Evangeline Lilly czy Terry O’Quinn), charakterystyczni bohaterowie o pokręconych biografiach oraz swoich małych grzeszkach i sekretach, zamknięta, nieznana przestrzeń i wielka tajemnica. Do każdego odcinka siadaliśmy podnieceni jak koty na wiosnę a każdy kolejny sezon przybliżał nas – jak wierzyliśmy – do rozwiązania wielkiej zagadki a nawet kilku: co oznacza powtarzający się ciąg liczb, czym była „DHARMA Initiative”, kim jest enigmatyczny Jacob, kto robi czarny dym i jakim cudem część bohaterów zaczęła podróże poza wyspę? W pewnym momencie fabuła zaczęła płynąć, jakby scenarzyści realizowali spontaniczne pomysły a ten najbardziej ogarnięty starał się je jakoś ze sobą łączyć. Pewne wątki w ogóle porzucono, by wymyślić nowe, jeszcze bardziej absurdalne. My regularnie zasiadaliśmy do serialu, bo wierzyliśmy w epickie zakończenie. Niestety takie nie było … do dziś nie wierzę, że twórcy pogrywali z nami przez te wszystkie odcinki. Wykorzystywali wątki, które były im akurat potrzebne, jak im było wygodnie. Czy żałuję? No właśnie tak średnio 🙂 Serial dostarczył nam mimo wszystko sporo emocji a sentyment pozostał. Nie bez przyczyny zdobył 73 różne nagrody, w tym Złoty Glob.
#2 Dexter
Uwielbialiśmy Dextera, tego dwulicowego rudzielca o bardzo nietypowych skłonnościach i komicznych kumplach (Masuka!). Mordował z zimną krwią, ale w końcu wymierzał sprawiedliwość i w głębi serca był aniołem. Każdy kolejny sezon był wyjątkowy, serial bardzo długo trzymał wysoki poziom. Przyszedł czas, żeby się z produkcją pożegnać i ktoś chyba na złość spieprzył dotychczasowe efekty całej ekipy. Przypuszczałam, że zakończenie będzie bardzo zwyczajne, jakby na przekór oczekiwaniom. Złapią go w końcu i się doigra a Batista zapłacze na myśl o tym, ilu zwyrodnialców i kryminalistów nie udało mu się złapać. Później myślałam, że do Dextera, po moralnych rozterkach dołączy Deb i będziemy mieli duet doskonały, ale … no niestety. Widać, nie ma we mnie pierwiastka geniuszu, bo oto nasz uczłowieczony morderca, po serii beznadziejnie naciąganych wydarzeń, wpływa swoją łódką w burzę! A potem znajduje pracę w tartaku.
#3 Hannibal
Uwielbiamy „Milczenie owiec” i „Czerwonego Smoka”, więc sięgnięcie po serial było jedynie kwestią czasu. Nie spodziewaliśmy się jakiejś kopii, i nie mieliśmy jakichś szczególnych oczekiwań. Wiedzieliśmy, że tym razem nie będzie Hopkinsa, ani Foster, za to charakterystyczny dość oryginalny Mads Mikkelsen. Siedliśmy z popcornem i było super. Od początku spodobała nam się fabuła i styl opowiadania historii. Był ten niepokojący, cierpki klimat, były spektakularne morderstwa a potem radosne gotowanie i happy hour u dr. Lectera. Aż do momentum, gdy tego wszystkiego zrobiło się trochę za dużo. Tło morderstw nie było szczególnie dopracowane, a zbrodnie w ogóle jakby zeszły na dalszy plan. Powoli, z odcinka na odcinek, zaczęło wygrywać epatowanie surowizną i szczucie widza pytaniem: „To cielęcina, wołowina czy człowiek?”. Był Lecter, który jednak gdzieś po drodze stracił swój nadludzki spryt, był świrujący policjant i nad wyraz otwarty szef FBI, który nota bene miał chyba naczelnego psychiatry wykupiony abonament na obiadki! Wszystko stało się ciężkie i kompletnie nie do strawienia, więc skończyło się wcześniej niż planowaliśmy.
#4 Game of thrones
Nadal oglądamy i oglądać będziemy, ale fakt jest taki, że pierwsze porozumiewawcze spojrzenia pt. „WTF?!” (gdzieś między 4 a 5 sezonem) mamy już za sobą. Owszem, z Georgem R.R. Martinem nigdy nie wiadomo: mają być romantyczne zaślubiny – jest rzeźnia, ma być miłość mimo wszystko i cudowne pojednanie – jakiś mały chłopiec musi popisywać się celnością strzelania z łuku. No ale litości! Gdzie jest to wartkie tempo, na co czeka Matka (trochę zbuntowanych) Smoków i dlaczego nagle największą władzę mają ludzie z tatuażami na czołach?! Gdzie tam im wszystkim do Kahla Drogo czy Joffreya? Ciekawych wątków jest niewiele i to może dlatego, że pół pierwotnej ekipy bohaterów już nie żyje? To już któryś przykład na to, że wymyślanie pobocznych wątków oraz gmatwanie i spowalnianie fabuły, nie wnosi nic sensownego, poza wydłużeniem produkcji.
Czy tylko ja tak mam, że zazwyczaj pierwszy sezon seriali podoba mi się najbardziej i kolejne porównuje właśnie do niego? Ciężko mi w ogóle znaleźć przykłady wyjątków … House długo trzymał równy poziom, ale ostatnich odcinków nie zdołałam obejrzeć. Póki co chyba tylko w Suits i House of Cards każdy kolejny sezon wnosi nową świeżość (a temu drugiemu i tak zarzucano nudną i powolną fabułę). Za to Sex and the City zawsze będzie dla mnie jak wino – im późniejsze odcinki, tym lepsze. W końcu produkcja zdominowana przez kobiety 😉
A jakie są Wasze ulubione seriale? Oglądacie? Może do niektórych wracacie po jakimś czasie? Podzielcie się opinią w temacie.
(zdjęcie: flickr.com)
Suits i House of Cards uwielbiam! <3 Pierwszych trzech nie widziałam, ale Grę o tron oglądam. Czytałaś książki? Ja nie, ale mój Mąż tak i w obecnym sezonie wiele wątków jest już tylko wizją reżysera, a nie Martina, więc nie zwalałabym na niego, tylko twórców serialu, którzy przedobrzyli… Tak, czy inaczej i tak serial uważam, że jest świetny – ja, która za takimi tematami nie przepada.
Za to polecam Sherlocka, Elementary (też o Sherlocku, ale w Nowym Jorku) i Lie to me – o naukowcach badających mikromimikę twarzy i rozwiązujących dzięki temu różne sprawy. Świetny jest!
Nie, książek nie czytałam i choć obiły mi się o uszy komentarze czytelników, że autor lubi robić psikusy, to gmeranie przy fabule przypisuję właśnie scenarzystom i tym najbardziej decyzyjnym. Sherlocka zaliczyłam jeden sezon i bardzo nam się podobał, ale problem największy, żeby się zabrać za następne … 😀 Lie to me nie znam i dzięki wielkie za cynk!
Dexter absolutnie do mnie nie przemówił, reszty nie widziałam;-) Aktualnie oglądamy Zew krwi, pierwszą część, dla mnie bardzo dobry polski serial. Z zagranicznych, skandynawskich polecam Most nad Sundem! Buziaki;**
Nooo, dzięki za polecenia, dopisuję do listy :)) Buziaki!
No tak – Dexter drwal to nie było to. Tak samo byłam zawiedziona zakończeniem How i met your mother. Za to Mad Men (właśnie się zakończył) – cudownie rozwiązany, widać że był od początku do końca przemyślany. Co do ulubionych to na pewno: Mad Men właśnie, Good Wife, The Killing ale tylko dwa pierwsze sezony, ostatnio Miranda i Black Books.
How I met your mother – ani jednego odcinka nie widziałam, a M. wymiękł przed końcem, ale dotarło do mnie rozczarowanie fanów :)) Resztę kojarzę, Mad Men i The Killing chcę koniecznie zobaczyć 🙂
Przyjaciele wiadomo, Magdę M. zupełnie przegapiłam. Podobnie z Gotowymi na wszytko. Na to mnie M. namawia, bo też słyszał pozytywne opinie, tylko żeby tak czas można było rozciągnąć 😀
Magda M, świetna na rozluźnienie, taki babski trochę, ale nie przesłodzony. Do Gotowych nie byłam przekonana, ale jak zobaczyłam pierwsze dwa odcinki, każdego sezonu wypatrywałam jak głupia :D.
Z wymienionych przez Ciebie oglądałam kilka pierwszych odcinków zagubionych. Jestem fanka supernatural, która ma roczną przerwę w serialu 😉
A tego to z kolei w ogóle nie znam. I przerwy w serialach to jest to, czego nie cierpię! 😉
LOST – nie oglądałam, ale słyszałam że dobry
DEXTER – tak, podobał mi się
HANNIBAL – nie oglądałam
GRA O TRON – tak, lubimy, czekamy na więcej !!!
dr HOUSA – tak, podobał nam się do końca
SUITS – obejrzeliśmy do pewnego momentu, już prawie do końca, ale ostatniego odcinka jeszcze nie widzielismy, nawet nie wiem dlaczego??
HOUSE OF CARDS – kompletnie nas nie ruszył. nie rozumiem fenomenu tego serialu
SWM – Twój ukochany serial.. ja mam do niego średnie podejscie, obejrzeć obejrzę ale sie nie zachwycam lekko odrealniony 🙂
za to:
Gotowe na wszystko – bardzo fajny i nie tylko dla kobiet
FRIENDS – serial nad seriale, nie znam drugiego tak dobrego i śmiesznego. każdy inny powinien mu buty czyścić, OSKAR dla kazdego aktora i scenarzysty!!
a coś lekkiego, rodzinnego i zabawnego to Wszyscy kochają Raymonda i Diabli Nadali. Jak poznałem Waszą Matkę w pewnym momencie może zmęczyć.
To się nazywa solidny komentarz! 🙂 Typuję, że nadrabiać zaczniemy właśnie od Gotowych na wszystko.
Do listy dodałabym: „Jak poznałem Waszą matkę”, który również się zeszmacił tak samo jak „Grimm”, „Pamiętniki wampirów”, „Słodkie kłamstewka”. Ale powiem więcej, że nie każdy serial tak ma. Oglądamy „Teorie wielkiego podrywu” i „Dwie spłukane dziewczyny” i u nich poziom żartów rośnie z odcinka na odcinek. Każdy jeden jest zajebisty. Polecam serdecznie 🙂
O właśnie, „zeszmacił” dobre określenie 😀 „Słodkie kłamstewka” już ktoś polecał, czyli trzeba sprawdzić 🙂
A ja kocham GoT, może po prostu patrzę na ten serial łaskawym okiem, ale myślę, że jeszcze nie raz zaskoczy. A to, że do żadnej z postaci nie można się zbytnio przywiązać akurat bardzo lubię u Martina 🙂
Nie no, ja też zasiadam z zaciekawieniem, tylko ostatnio mam właśnie takie wrażenie, że fabuła zaczyna sobie dryfować 😉
Nie jestem oryginalna i również jestem fanką Gry o tron. Do takich, które jeszcze lubię to Mentalista, Białe kołnierzyki, Teoria Wielkiego Podrywu, W graniturach, CSI kryminalne zagadki Las Vegas. Z tych wszystkich najbardziej zaskakuje mnie Teoria… Ma już chyba z 8 sezonów i może w tym wszystkim były ze 3 nudne odcinki, a tak przy reszcie mam naprawdę 20 minut dobrej zabawy.
Ha, część znam z fragmentów, bo kiedy ja piszę, M. coś tam ogląda w tle (chyba, że gra) :))
Wspaniałe Stulecie polecam!
Właśnie obejrzałam nowy odcinek Hannibala, i przez cały czas zastanawiałam się „ale o co chodzi?”. To zagmatwanie miało chyba w zamyśle być intrygujące, ale niestety okazało się irytujące.
Suits także zaczął mnie nudzić, a House of Cards wydaje mi się okrutnie przereklamowane. Ale to może dlatego, że nie cierpię polityki.
Co do seriali, które trzymają poziom: nr 1 na mojej liście to Bones. Ciągnie się już długo, ale dalej każdy odcinek oglądam z zaciekawieniem i z każdym odcinkiem jestem w serialu coraz bardziej zakochana.
Z zagranicznych polecam True Detective. Pierwszy sezon to mistrzostwo, obejrzeliśmy z mężem w trzy wieczory 🙂 Teraz wszedł drugi sezon 🙂
Mieliśmy już jedno podejście i wydał nam się strasznie ponury. Rozkręca się jakoś ten pierwszy sezon? Bo jeśli tak, to jeszcze raz spróbujemy 🙂
My po pierwszym odcinku mieliśmy mieszane uczucia, ale zdecydowaliśmy się obejrzeć kolejne i oboje stwierdziliśmy, że to jeden z najlepszych seriali jakie oglądaliśmy. Może i Wam się spodoba, spróbujcie 🙂