Nigdy nie uważałam, że jestem mamą idealną. Tym bardziej nie chciałabym, aby jakikolwiek tekst na blogu to właśnie sugerował. Właściwie to bywają dni, kiedy oceniam się całkiem wysoko, ale są też takie, kiedy nie mogę spojrzeć w lustro. Są wieczory, kiedy zasypiam z uczuciem dumy, ale czasami przewracam się z boku na bok i trawię wyrzuty sumienia. I może właśnie dlatego lubię skupiać się na tym, co dobre. Dla równowagi i motywacji. Wam polecam dokładnie to samo!
Usiądźcie z kartką i wypiszcie przykłady z waszych relacji z dziećmi, z których jesteście dumne. Takie, które satysfakcjonują oraz uszczęśliwiają was i wasze dzieci. Przypomnijcie sobie te wszystkie chwile, kiedy udało Wam się rozwiązać jakiś problem, zażegnać konflikt, wykorzystać okazję do rozmowy czy nauczyć dzieci czegoś ważnego. Nie pomińcie też tych, które poza oczywistą korzyścią dla nich, są też bardzo ważne dla Was. Niech zachęca Was moje przykłady 🙂
#1 Rozmawiamy ze sobą.
Albo inaczej: skupiamy swoją uwagę na dzieciach. Czasami zachęcamy do rozmowy, bo z chęcią bywa różnie. Wiem, że inaczej to wygląda w relacjach z 6-latkiem, inaczej z niemowlakiem, ale generalnie wszystko sprowadza się do poświęcenia swojego czasu tej drugiej, małej osobie. Pewnie same wiecie, jakie to czasami trudne. My też musimy żonglować pomiędzy codziennymi obowiązkami, zmęczeniem, zniecierpliwieniem a skupianiem się na tym, co mówią i o co pytają nasze dzieci. Kiedy tak analizuję cały dzień, to one w zasadzie gadają non stop! Każde o ważnych dla siebie sprawach. Każde domaga się naszej uwagi i robimy wszystko, aby tę potrzebę zaspokoić. W efekcie wszystkie pilne sprawy przesuwamy na wieczory albo na czas, gdy dzieci nie ma z nami.
Sami też domagamy się rozmowy, gdy czujemy, że jakaś sytuacja czy konflikt wymaga komentarza. Przebicie się przez smutek, żal, złość jest trudne, ale przecież tak ważne dla wzajemnego zrozumienia.
#2 Nasze dzieci chodzą wcześnie spać.
Temat niełatwy, zazwyczaj dzielący rodziców na dwa obozy. Ja zawsze uważałam, że wolne wieczory zawdzięczamy nie wyjątkowym dzieciom i ich biologicznemu zegarowi a naszej konsekwentnej pracy. Od ostatnich wakacji w weekendy, trochę odpuszczamy Antkowi, bo wieczorne seanse czy granie z tatą są dobrą okazją to spędzania czasu tylko we troje. Generalnie jednak od zawsze trzymamy się wieczornych rytuałów niemal z zegarkiem w ręku. Gdybyśmy dali dzieciakom wolną rękę, pewnie szalałyby do późna, ale nasz odpoczynek i czas na nadrobienie pracy są tak samo ważne, jak ich zdrowy sen.
Owszem, rano nie mamy okazji sobie pospać, ale godzina 7:00 to też nie jest jakaś tragedia. Poza tym, ostrożnie planujemy dzień i wycieczki, aby powroty nie przypadały na godziny popołudniowe i zniżkę formy dzieciaków. A jeśli już ok. 17:00 oczy im się zamykają i zaczyna się ziewanie, nie dajemy zasnąć, aby nie burzyć porządku dnia.
Czy wieczory są nas spokojne a dzieciaki ugodowe? Pewnie, że nie! Ociągają się z jedzeniem kolacji, nie chcą wychodzić z wanny, czytanie i przytulanie przeciągałyby w nieskończoność. Z tym, że my jesteśmy konsekwentni i one dobrze o tym wiedzą.
#3 Stawiamy granice.
Nasze potrzeby są nie mniej ważne, niż potrzeby dzieci. Często stawiając granice działamy instynktownie, kierując się nie tylko ich dobrem, ale również naszą wolą. To działa w obie strony. Jeśli Nina krzyczy do mnie „Nie patrz na mnie!”, to nie patrzę. Jeśli ja chcę iść sama do toalety, zamykam drzwi przed nosem dzieci i proszę, żeby poczekały. Mam ten komfort, że one coraz więcej rozumieją i widzę, że nie każde nasze „NIE” jest dla nich dramatem. Nadal często mają o coś żal, ale też coraz więcej sytuacji mnie zaskakuje, bo odmowa jest przyjmowana ze spokojem.
***
I tak właśnie wyglądają przykłady z wcale nie aż tak długiej listy moich (naszych!) sukcesów wychowawczych. Cieszę się nimi i doceniam swoje starania a wiem, że przyszłość przyniesie przecież nowe wyzwania. Jest duża szansa, że dzisiejszy wysiłek i budowanie relacji, będzie rzutować na dalsze lata.
No Comment