Nauka jazdy na rowerze, czyli wyrzuć kij i wypróbuj TEN sposób.


Olśniło mnie! Nareszcie wiem, co chciała powiedzieć Natalia Kukulska śpiewając: „Im więcej Ciebie, tym mniej …” (kto nuci? :D). To chodziło o doświadczenie! Każde, ale chyba szczególnie to rodzicielskie. Bo czy nie jest tak, że jak już myślimy, że wiemy wszystko i doświadczyliśmy jeszcze więcej, to się okazuje, że guzik prawda? Jak sądzimy, że znamy wszystkie triki i 101 sposobów na kolkę/odpieluchowanie/bunt dwulatka/itp., ktoś nas niespodziewanie wyprowadza w błędu albo oświeca genialnym pomysłem. Tak się właśnie stało w temacie nauki jazdy na rowerze.

W tej kwestii Antek to cała ja. Umiejętności pływania, jazdy na hulajnodze czy rowerze zdobywa dość późno. Rowerek biegowy się nie sprawdził – ciężko mu było załapać dreptanie i odpychanie, ogólnie  jakoś nigdy nie ciągnęło go do jazdy. My też nie naciskaliśmy, bo skoro nie chce, to głupio byłoby wmawiać mu, że wszyscy jeżdżą, więc on też musi. Cztery kółka też jakoś nie spotkały się z zainteresowaniem, ale po dwóch latach coś zaczęło się zmieniać.

Odczepiliśmy więc dodatkowe kółka, zainstalowaliśmy drążek do trzymania i heja z tym koksem. I co? Zapał jest, chęci do nauki są, tylko jakoś tak postępów wielkich nie widać. Antek ma spore problemy z równowagą, więc drążek trzeba trzymać mocno a kiedy popuszczamy, rower przechyla się w jedną, to w drugą stronę. Po kilku dniach zaświtał mi inny pomysł.

Przypomniałam sobie i opowiedziałam Antkowi o tym, jak ja w jego wieku nauczyłam się jeździć na rowerze. Z tatą nie szło mi dobrze, pamiętam jak dziś ten strach, że puści kij i pewnie się wywrócę. Po jakimś czasie, kiedy już byłam oswojona z rowerem, poszłam sama na boczną, piaszczystą drogę. Do skutku ćwiczyłam ruszanie, trzymanie równowagi, rozpędzanie i hamowanie. A że byłam dzieckiem dość bojaźliwym, nie doprowadzałam do wywrotek i zawsze byłam przygotowana do postawienia nóg na podłożu. I tak oto po wcale nie krótkim czasie, we własnym tempie, poczułam rower i zaczęłam nad nim panować.

Coś mnie tknęło, że to trzymanie przez nas może robić więcej szkody niż pożytku. Niestety Antek niespecjalnie był chętny do samodzielnej nauki … I wtedy genialnym (bo skutecznym) sposobem na nauczenie jazdy na rowerze podzieliła się Kasia.

Wyrzuć kij, wyrzuć dodatkowe kółka i zrób to!

Po prostu chwyć dziecko za kark i idź/biegnij obok roweru. Najpierw pewnie (choć nie za mocno!), potem delikatnie, później trzymaj za koszulkę a w odpowiednim momencie puść dziecko zupełnie. Chodzi o to, żeby jedynie podtrzymywać a nie szarpać na wszystkie strony. I słuchajcie, to ma sens! Nadal jesteśmy blisko, asekurujemy, ale nie trzymamy roweru. Bo to dziecko musi go wyczuć, nauczyć się trzymać równowagę i panować nad szybkością jazdy. Jeśli my trzymamy za kij, ono nie ma pełnej kontroli i w efekcie polega na nas a nie na sobie. A przecież w końcu chodzi nie o to, żeby nauczyć a żeby dziecko samo się nauczyło, prawda? 🙂

Przyznam się Wam, że patrzę czasami na te śmigające dzieciaki, zwłaszcza na te urocze dwu- i trzy-latki, poginające na rowerkach biegowych i zazdroszczę im tej odwagi i luzu. Zazdroszczę ich rodzicom, że nie musieli motywować, namawiać, stosować różnych trików. No ale z drugiej strony, czy ja się gdzieś spieszę? Jakie to ma znaczenie, że Antek w wieku 6 lat jeszcze nie jeździ i nauczy się później od innych? Nie ma szans, żeby przegapił ten jedyny, najwłaściwszy moment. To kwestia odpowiedniej koordynacji i pokonania własnego strachu a to przyjdzie z wiekiem. Może teraz, może za kilka miesięcy.

Pamiętajcie o tym, jeśli rowerek Waszego dziecka leży w kącie w garażu. A jeśli planujecie zakup większego modelu i prawdziwą naukę, oto kilka uniwersalnych rad, które Wam pomogą:

  • Nic na siłę. Nie można zmuszać, zawstydzać, stosować argumentów typu: „Twoi koledzy już jeżdżą a Ty jeszcze nie”. Wbrew własnej woli jeszcze nikt niczego nie polubił.
  • Na naukę najlepsze będzie ustronne, bezpieczne miejsce, z prostą i równą (lub lekko pochyłą) drogą. Najlepiej piaszczystą.
  • Przygotowania dobrze jest zacząć wcześnie, poprzez zabieranie dziecka na wycieczki rowerowe w siodełku, później wspólne wybieranie kasku (to jest bezsprzeczny mus!) i rowerka. Jeśli dziecko chce (albo Ty chcesz a ono nie ma nic przeciwko), pomyśl też o ochraniaczach na kolana i łokcie – nawet jeśli nigdy nie spełnią swojego zdania, dziecko poczuje się w nich pewniej.
  • Odpowiednie ubranie. Buty, mocno trzymające stopę i wygodne ubranie, które nie krępuje ruchów. Niby banał, ale jednak ważny banał 😉
  • Bycie obok jest bardzo ważne. Przygotuj się na bieganie i asekurację. Broń Boże nie spychaj dziecka z górki, nawet jeśli Ciebie tak uczono! Metoda może i czasami skuteczna (podobnie, jak wrzucanie do wody – znam takich, którzy przeżyli), ale na pewno niebezpieczna. I nie spotkałam nikogo, kto by mile wspominał taką naukę. Najgorsze co możemy zrobić, to wystraszyć dziecko.
  • Cierpliwość ponad wszystko! To, że niektóre dzieci załapują jazdę na rowerze w 30 minut nie znaczy, że z Twoim będzie podobnie. Po prostu przygotuj się na różne scenariusze, na nieudane próby czy wywrotki, na rzucanie roweru w złości. Nie reaguj zniecierpliwieniem i złością.
  • Wrzuć na luz. Często jest tak, że wszelkie obawy siedzą w nas-rodzicach i chcąc chronić nasze dziecko, ograniczamy je. Tak już mamy, że rysujemy sobie w głowach różne scenariusze, wszędzie widzimy wypadki, urazy, wizyty na SORze i cierpienie dziecka. Żeby nie przenosić naszych obaw na dziecko, musimy się z tym uporać. Albo na naukę oddelegować tatę/dziadka/wujka, bo jak to faceci, zazwyczaj się nie cyrtolą 😉

Pierwsza, krótka próba za nami i powiem Wam, że jest różnica. Antek jakby lepiej rozumie, na czym polega trzymanie równowagi i że jazda to nie tylko praca nogami. Zdecydowanie pewniej trzyma kierownicę. Nie spodziewam się cudu z dnia na dzień, ale chyba znaleźliśmy naszą metodę 🙂

Komu udało się już w dziecku zaczepić bakcyla kolarstwa? Ile miały Wasze dzieci lat, gdy siadły i pognały przed siebie? Jaka metoda sprawdziła się najlepiej? A czy ktoś ma ten etap jeszcze przed sobą? Trzymam kciuki i mam nadzieję, że powyższa metoda sprawdzi się i u Was. W końcu chodzi o to, żeby nauka była i skuteczna i przyjemna!

Previous Pomysł na obiad: Makaron z tuńczykiem i warzywami.
Next Jeśli dbasz o bezpieczeństwo swojego dziecka, to rób to dobrze!

Suggested Posts

Siódmy miesiąc Niny i wkraczamy w nową erę.

Piwnooka i jej 20 rzeczy wartych wspomnienia.

Rodzinnie w Kołobrzegu.

Hello Monday!

Na śniadanie.

Dekoracje wiosenne, czyli jak wygonić zimę z domu.

3 komentarze

  1. 17 maja 2017
    Odpowiedz

    My daliśmy ciała ubiegłego roku kupując za duży rower do samodzielnej nauki. W tym roku powinno być lepiej, wezmę i Twoje rady do serca, spróbujemy. Pamiętam że mnie nikt nie uczył, sama idąc w zaparte chciałam się nauczyć. Potem tylko wolałam tatę by mu pokazać. Ten mnie asekurowal właśnie trzymając za kark. Wystarczył mi cudzy rower ? 🙂 a potem dostałam swój wymarzony różowy 🙂

    • 17 maja 2017
      Odpowiedz

      Ja też właśnie uczyłam się na rowerze babci :)) Trzymqm kciuki za Was! ✊?

  2. 26 maja 2017
    Odpowiedz

    U nas poszło wyjątkowo szybko, Synek miał 4,5 roku przez dwa dni pojezdził z bocznymi kółkami a potem wsiadł na rower i pojechał, nie obeszło się oczywiście bez upadków, ale jak to mówi przysłowie : ” jak się nie przewrócisz to się nie nauczysz”?
    Jestem zdania, że nauka jazdy to sprawa indywidualna i zgadzam się z Tobą nic na siłę!!! Nam bardzo pomogła wcześniejszą jazda na rowerku biegowym?
    Trzymamy kciuki i życzymy Antkowi powodzenia?

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *