Okiem doktora i badanie połówkowe.


Zawsze, przed każdą wizytą czuję niepokój. Bo czuję się dobrze i czuję, że z małą też wszystko ok, ale co jeśli …? Strach przed niespodziewaną wiadomością towarzyszy mi co miesiąc. A potem wchodzę do gabinetu, widzę uśmiechniętego doktora i przeganiam negatywne myśli. Nie inaczej było i tym razem 🙂



Po raz kolejny uświadomiłam sobie, jak wielkie mam szczęście. Wyniki krwi mam dobre i nie trzeba uzupełniać żelaza, ciśnienie książkowe. Wszystkie dolegliwości (czyli: lekki obrzęk nóg wieczorem, zadyszka, kołatanie serca, duszności podczas leżenia na wznak, zgaga) są jak najbardziej normalne. Nawet niepokojący mnie ból brzucha pod koniec pracowitego i aktywnego dnia nie zrobił na lekarzu wrażenia. Zalecił oszczędzanie się i odpoczynek, nawet po spacerze. 

Szczęscie mam w zasadzie podwójne, bo nie dość, że obie jesteśmy w formie, to jeszcze trafiłyśmy na fantastycznego lekarza. Kompetentny, serdeczny, dyskretny i pozytywny. Nie szczędzi wyjaśnień, choćby tych dla laika bardzo skomplikowanych i kilka razy potrafi powtórzyć to, czego każda przyszła mama chciałaby słuchać nieustannie: że z maleństwem wszystko jest w porządku. 

Fasolka rośnie i waży już około 600g. Zrobiła fikołka i obecnie ułożona jest głową w dół. A byłam przekonana, że jej codzienne zaczepki to od ruchliwych nóżek. Tym razem bezwstydnie pokazała newralgiczne części ciała i co do płci nie ma już żadnej wątpliwości 🙂 Wszystkie wady i choroby udało się na tym etapie wykluczyć, wymiary i tętno są prawidłowe. Badanie połówkowe minęło bardzo szybko, pan doktor jak zwykle wszystko dokładnie komentował i dodawał, co jest często spotykane, a co powinno mnie niepokoić i kiedy mam się kontaktować. Właśnie ze względu na dokładne i regularne badania oraz dobry sprzęt, tym razem nie będzie osobnego badania 3D/4D. Podczas każdej wizyty otrzymujemy zdjęcie, na życzenie dostaniemy też następnym razem płytę z krótkim nagraniem badania. 

Jedynym minusem podczas całej wizyty było zalecenie wykonania testu obciążenia glukozą. Wiedziałam, że to paskudne badanie się zbliża, ale ostatnio doktor narobił mi nadziei, wspominając o alternatywnym badaniu krwi. Niestety, badanie doustne jest bardziej wiarygodne i wyjścia nie mam. Pocieszające jest to, że jeśli źle zareaguję po wypiciu płynu, nie muszę katować się ponownie. Wtedy lekarz zleci to drugie badanie. 

Kolejna wizyta za miesiąc i już teraz wiem, że czas ten minie ekspresowo. A skoro płeć fasolki to już pewna sprawa, być może już czas, by podzielić się jej imieniem? O tym niebawem … 🙂

(zdjęcie: bezpiecznybrzuszek.pl)


Previous Antkowe myśli zebrane.
Next Snack catcher - dla małych i dużych :)

Suggested Posts

Jest i nasza Nukka!

Czekoladowe brownie, które Cię zaskoczy!

W biały dzień wyniosłam je z sklepu!

Na śniadanie.

Witamy w naszym domu. Część IV.

Typowe teksty mężczyzny, które doprowadzają Cię do szału.

3 komentarze

  1. 18 maja 2014
    Odpowiedz

    W ciąży miałam to samo-każda wizytą się stresowałam. Raz na usg genetycznym nas lekarka wystraszyła niestety-wyszło, ze być może jest jakaś wada serce-co za nerwy… dostaliśmy skierowanie do szpitala na echo serca, gdzie nas juz gruntownie przebadali i się okazało, że nic się nie dzieje. Teraz córka ma 2 mies. jest wszystko ok.
    Pozdrawiam :)))

  2. 18 maja 2014
    Odpowiedz

    W tym czasie jesteśmy szczególnie przewrażliwione, pewnie samych siebie nie poznajemy 😉 W poprzedniej ciąży nie miałam badań USG przy każdej wizycie, pani doktor sprawdzała natomiast tętno płodu dopplerem. Najgorszy był właśnie ten moment, gdy szukała tętna. Również pozdrawiam 🙂

  3. No to czekamy na imię?:) Kciuki za glukozę, nie znoszę paskudztwa!

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *