I jak Wam się podoba powyższe motto Alberta Einsteina? 🙂 W ramach wyzwania blogowego z Urszulą Phelep, czas na ostatni z pięciu wpisów. Dziś o tym, jak wygląda i przebiega nasz typowy dzień. Jako, że dzień „żłobkowy” różni się jednak od obecnego „wakacyjnego”, a i w weekendy jesteśmy całą ekipą w domu, przedstawię Wam taką naszą typową sobotę. Zapraszam!
Pobudka
W weekendy odpoczywamy od budzików, zresztą mnie ostatnio wcześnie rano wybudza słońce, wysoka temperatura i biedny, uciskany pełen pęcherz 😉 Z jednym okiem otwartym zamykam szybko rolety, załatwiam co trzeba i staram się jeszcze dospać. Do czasu, aż słyszę coraz głośniejszy tupot małych stópek. Nawet jeśli jakimś cudem śpimy jak kamienie, Antek wybudza nas łaskotaniem stóp, odkrywaniem czy głośnym „Mama, śpisz?!”. Mamy wtedy godzinę 7:00 (jeśli mamy pecha) lub godzinę 8:30 (tak, czasami mamy za dobrze).
Śniadanko
Jemy dość późno. Żadne z nas nie jest bardzo głodne z rana i chcemy wykorzystać możliwość słodkiego wylegiwania w pieleszach. Antek zazwyczaj ogląda wtedy bajkę (o którą wyjątkowo ładnie nas prosi – cwaniak) a my powoli się wybudzamy.
Zazwyczaj w weekendy mogę dłużej poleżeć, podczas gdy panowie jadą po pieczywo i przygotowują śniadanie. Gdy w końcu wynurzam się z sypialni, już na schodach czuję zapach podgrzewanych bułeczek, kawki, pomidorka z ogórkiem i jajecznicy. Jemy bez pośpiechu, obficie i szczególnie pilnujemy Antka, który z rana nie ma wielkiego apetytu i często sam nie wie, na co ma ochotę. Czasami zje płatki z mlekiem, czasami suchą bułkę a innym razem borówki i jogurt.
Sprawunki
Staram się wiele rzeczy zrobić w tygodniu, żeby sobota mogła być naprawdę rodzinna i przeznaczona na wspólne wyjazdy. Mogę sobie jednak na to pozwolić, bo obecnie nie pracuję i czasu mam na tyle dużo, że wszystko sobie rozkładam na cały tydzień. Jeśli coś jest do zrobienia, wtedy dzielimy obowiązki: chłopaki jadą na zakupy, ja włączam pralkę, ogarniam dom i pakuję torbę.
Czas wolny
Bardzo rzadko spędzamy weekendy w domu. Z dzieciakami wiadomo – trzeba wymyślić coś ciekawego, odwiedzić, obejrzeć …. i się zmęczyć 😉 Obecnie najczęściej jedziemy gdzieś nad wodę. Antek z tatą się pluskają, ja pilnuję leżaka i prowiantu. A ten musi być urozmaicony, bo wtedy apetyty naprawdę dopisują 🙂
Obiad zazwyczaj jemy później. Czasami coś w terenie, najczęściej wycieczkę kończymy u rodziny na grillu. Jest smacznie i wesoło. My z mężem mamy wtedy chwilę wytchnienia, bo stęsknieni dziadkowie zabawiają Antka (albo on ich). Często wracamy do domu i po prostu odpoczywamy u siebie: mąż nadrabia zaległości na konsoli a ja odpływam na drzemkę.
Wieczór
Pod wieczór tata przywozi Antka, który zazwyczaj jest wybawiony, najedzony i solidnie zmęczony. Rozmawiamy jeszcze chwilkę a ja staram się dowiedzieć jak najwięcej o tych kilku godzinach z dziadkami. Z różnym skutkiem, bo nasz 3-latek ma bardzo bujną wyobraźnię albo akurat nie ma czasu/ochoty na opowieści.
Około godziny 19:30 panowie idą na kąpiel, poprzedzoną pewnym rytuałem, w którym to synek zabiera do miseczki kilka żelków (w tym przemycane przez nas rekinki z tranem). Ja wtedy mam chwilkę na obejrzenie wiadomości. Po kąpieli i wygłupach na łóżku, przejmuję synka i czytamy bajeczkę na dobranoc. Po rytualnym wejściu do łóżeczka, krótkiej historii i wybraniu pluszaków na noc, całuję naszego łobuza i życzę mu kolorowych snów. I staram się codziennie mówić mu przed snem, że go kocham. Odkąd zasypia sam, mogę po prostu wyjść i powitać wieczór 🙂 Jest wtedy godzina 20:30.
Zanim siądę do jakiegoś filmu czy bloga, pozostaje podlanie ogródka i uprzątnięcie kuchni. A potem już kilka godzin laby i wypoczynku 🙂
***
Opisując nasz typowy dzień skupiłam się na stałych punktach i rytuałach, bo te faktycznie się nie zmieniają. A poza tym, wszystko inne jest czasami wielką niewiadomą: nastroje nasze, humor Antka czy choćby pogoda. W powyższym opisie nie minęłam się w żadnym punkcie z prawdą, ale niekiedy trafiamy na paskudny dzień i jesteśmy przeszczęśliwi, kiedy się kończy. I wtedy w myśl słów Einsteina: uczymy się, wyciągamy wnioski i mamy nadzieję, na lepsze jutro.
Zapraszam na poprzednie wpisy, które powstały w ramach projektu „5 dni do lepszego bloga”:
- Wszystko zaczęło się od wspaniałej czwórki …
- Piwnooka i jej 20 rzeczy wartych wspomnienia.
- Bloguję, bo …
- Skąd się wzięła Piwnooka?
Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali powyższe wpisy i nadali tym samym sens mojemu udziałowi w projekcie. Tych, którzy jeszcze tego nie zrobili, zachęcam do lektury 🙂
(zdjęcie cytatu: Pinterest)
Strasznie ładne dziecko z Twojego Pierworodnego 🙂 taka refleksja od czapy ale mi chodzi po głowie 🙂
Dziękuję 🙂 Mieszaniec totalny, nawet włosy ma częściowo po mnie a częściowo po mężu. Ciekawa jestem bardzo wyglądu i charakteru córki.
Bardzo przyjemnie wygląda ta Twoja sobota:)
„Męczenie” dzieciaków (jednej sztuki w naszym przypadku) uwielbiam! To najlepszy motywator żeby nie spędzać całego wolnego dnia wegetując na sofie:)