Ciąża – III trymestr.


Ostatni trymestr miał mocne wejście 😉
Pod koniec II trymestru, kilka razy poczułam lekki ból brzucha, coś a la bóle menstruacyjne. Do tego zauważyłam, że kilka razy w ciągu dnia, często wieczorem brzucha mi twardnieje. I tym się akurat nie przejęłam,  – wyczytałam już wcześniej, że w tym okresie mogą już pojawiać się skurcze Braxtona-Hicksa. Przy kolejnej wizycie powiedziałam o wszystkim pani doktor, która po zbadaniu mnie stwierdziła krótko: “Coś zaczyna się dziać”.


Wiadomości o skracającej się szyjce (co spowodowały najwyraźniej odczuwalne skurcze) i zagrożeniu porodem przedwczesnym co prawda mnie zdenerwowały. Nie inaczej konieczność przyjmowania dwa razy dziennie Luteiny i ogólne oszczędzanie się (nie wiem, czy nazwać to uśpioną czujnością, ale moja ciąża przebiegała dotychczas bez ŻADNYCH problemów, żadnych leków, czy dodatkowych badań itp.) Natomiast to jedno zdanie pani doktor dosłownie mnie przeraziło. Byłam bardzo przyzwyczajona do bycia w ciąży, ot beztroski czas, masa snu i wypoczynku, radość oczekiwania, zakupy itp. Myśli o porodzie odsuwałam na dalszy plan a tu nagle zderzyłam się z faktem, że poród faktycznie się zbliża i może nadejść szybciej niż powinien. Do tego doszedł strach przed szpitalem, do którego mogłam trafić, gdyby “coś zaczęło się dziać jeszcze szybciej”.
Ostatecznie chyba niepotrzebnie się tym tak zdenerwowałam. Skończyło się na tym, że odpoczywałam jak dotąd (hehe!), nie ćwiczyłam w Szkole Rodzenia i brałam grzecznie Luteinę (o zwiększonej dawce do 3 na dobę) do końca 36 tygodnia. Nie znaczy to oczywiście, żeby coś takiego bagatelizować, po prostu leki oraz stosowanie się do zaleceń lekarza spełniły swoje zadanie, nie było tak złe, jak początkowo zakładałam. Nie odczuwałam już bolesnych skurczów, szyjka skracała się powoli, w 36 tygodniu miałam już 2 cm rozwarcia a byłam już na tyle spokojna o ciążę, że te informacje przyjęłam z radością. I jak zapamiętałam ze Szkoły Rodzenia: każdy cm rozwarcia przed porodem, to mniej pracy i bólu w trakcie 🙂
Z początkiem III trymestru wróciły lekkie nudności wieczorem. Chodzenie stało się trudniejsze przez bóle miednicy i uciskającą główkę Antka (odwrócony był już od około 23. tygodnia i był już dość nisko). Zmiana pozycji w łóżku stała się strasznie bolesna, też w okolicy miednicy. Do tego doszły problemy ze spaniem: nie dość, że musiałam chodzić do toalety co 2h, to mój zegar biologiczny zupełnie oszalał. Spałam często do 14:00 a zasypiałam ok. 3:00 w nocy. Maciej spał a ja z laptopem w łóżku, buszowałam po stronkach a najczęściej oglądałam filmy. I tym sposobem przeleciałam wszystkie serie “Dr Quinn (tja;)), “Seks w wielkim mieście”, “Borgias”. Już na początku ciąży odkryłam vlogi młodych amerykanek w serwisie youtube, które stały się tak ciekawe i przydatne, że mogę je gorąco polecić. W każdym razie miałam co robić po nocach 🙂 A do tego Antoś aktywował się około północy, często ok. 2:00. Kopał, łaskotał, przeciągał się. Potrafił już nieźle przywalić w zebra 😀 I zawsze żałowałam, że Maciej już śpi i nie mogę mu tego pokazać.
W 33. tygodniu zaczęłam odczuwać ból dłoni, kiedy chciałam coś mocniej złapać, albo zwinąć dłonie w piąstki. Towarzyszyło temu uczucie drętwienia palców i mrowienie. Stopy też miałam lekko spuchnięte, w zasadzie jedna para butów pasowała. Spory brzuch i waga Antka (ok. 3,100 w 34 tygodniu) stały się uciążliwe. Nie mogłam sama zawiązać butów, paznokcie obcinał mi Maciej albo mama, natomiast golenie nóg zajmowało mi 1,5 h 😀 Obfitsze upławy i przyjmowana Luteina były o tyle uciążliwe, że musiałam również w nocy nosić bieliznę i wkładki. Do tego jakieś tam nawracające infekcje, lekkie zaparcia i STRASZNA zgaga w nocy, przez którą spałam niemal na siedząco a na stoliczku miałam przygotowane Renni i odgryzałam kawałek, jak tylko czułam pieczenie. Najgorsze było to, że zgaga budziła mnie w nocy i nad ranem :/ Bardzo długo nie miałam rozstępów. Smarowałam pilnie brzuch i już myślałam, że naprawdę skutkuje, aż czerwone blizny zaczęły się pojawiać i ostatecznie trochę ich miałam, choć tylko na brzuchu. Ot proza życia kobiety ciężarnej 🙂
W tym czasie pojawiła się siara, a zauważyłam to dzięki plamom na koszuli nocnej. Konkretniej tez przygotowywaliśmy się do porodu, torby były już spakowane, łóżeczko złożone, przewijak i ciuszki przygotowane, aparat, ładowarki w pogotowiu, dokumenty pod ręką.
Z zachcianek nadal uwielbiałam sałatę, warzywa, doszły do tego lody, ciasto drożdżowe, jajka, ryby, bułeczki z szyneczka i apetyt w nocy. W 34. tygodniu doszły mi kolejne 3 kg, ale pani doktor stwierdziła, ze na tym etapie to już może być zatrzymana woda, a sadząc po obrzękach tak właśnie było.
Coraz częściej myślałam o porodzie. Wiedza o tym, co cię czeka, chyba rzeczywiście pomaga (więcej o Szkole Rodzenia tutaj), ale i tak człowiek ma swoje obawy. Mówiąc szczerze, nie myślałam w ogóle o komplikacjach, koniecznych zabiegach typu vaccum, czy cesarka. Zdawałam sobie sprawę, że to się zdarza, ale na szczęście nie rozmyślałam zbytnio. Balami się porodu jako całości, a konkretnej to oczywiście bólu, krwi i co może rozbawić: golenia (o nogi i części intymne dbałam co kilka dni ;)), lewatywy, wenflonu, nawet momentu odejścia wód płodowych. Myślę, że zwiedzanie oddziału w szpitalu jeszcze wszystko pogłębiło. Widok tych sal, łóżek … Brrr! Rasowy cykor ze mnie 🙂 Strach był na tyle silny, ze przesłaniał mi pozytywną stronę porodu: świadomość, że w końcu zobaczymy Antka. Kiedy tylko planowaliśmy coś na później, na przykład czerwiec, to ja w pierwszej kolejności myślałam: “Uch, ale najpierw czeka mnie poród :(“.  Strach, obawa czy jak to nazwać jest chyba wpisany w okres ciąży, szczególnie u kobiet, które spodziewają się pierwszego dziecka. A znając siebie, w przypadku kolejnej ciąży, wiedza i doświadczenie z przeszłości, wcale nie będą działały na korzyść (a tu czas pokazał, jak bardzo się myliłam ;)). Z obecnej perspektywy mogę jednak powiedzieć, że moje obawy nie były do końca uzasadnione i mogłam sobie zaoszczędzić czarnych myśli, gdybym wiedziała to, co wiem teraz 🙂
W 34 tygodniu, podczas badania pani doktor zwróciła uwagę na nierówne tętno Antka. Poprosiła nas o stawienie się za kilka dni w szpitalu na kolejne badanie KTG. Nie muszę mówić, że bardzo nas to zdenerwowało, szczególnie ja miałam stracha, choć myślę, że Maciej jak zwykle musiał mnie pocieszać a sam też miał obawy o zdrowie Antka. Wizyta w szpitalu jeszcze bardziej mnie zdołowała, widok tylu ciężarnych kobiet, które muszą spędzać tam dni, tygodnie i denerwować się zdrowiem maluchów. Na szczęście badanie wykluczyło jakiekolwiek nieprawidłowości, potwierdziło wręcz, że Antoś jest zdrowy jak ryba 🙂 Od tego czasu spotykałam się z panią doktor tylko w szpitalu na rutynowym badaniu i KTG.
W 38 tygodniu, po badaniu zauważyłam, że odchodzi mi powoli czop śluzowy, co niewątpliwie zwiastuje poród a przynajmniej to, ze ciało się przygotowuje. Główka już była bardzo nisko i w ostatnim badaniu, 20.04.2011 (38. tydzień i 7 dni) miałam już 3 cm rozwarcia. Pamiętam, że to badanie było dość bolesne i do dzisiaj nie wiem, dlaczego. Zastanawiam się, czy pani doktor nie wykonała przypadkiem tzw. masażuszyjki macicy, co ponoć jest bolesne i w naturalny sposób przybliża poród. KTG wykazało lekkie skurcze (dla mnie nieodczuwalne). Dostałam zwolnienie na kolejne 2 tygodnie i umówiłam się z panią doktor na następny tydzień. Po badaniu poszliśmy z Maciejem na jeden z ulubionych obiadów i jak się okazało po kilkunastu godzinach – nasz ostatni obiad tylko we dwoje 🙂


Podsumowując III trymestr: Dolegliwości było parę i były uciążliwe, nie da się ukryć. Proste ruchy sprawiały ból, potrzebowałam pomocy, mąż wiele rzeczy robił za mnie i dla mnie. Ostatecznie jednak górę bierze fakt, że Antoś i ja byliśmy zdrowi, wszystko przebiegało książkowo i nawet drobne problemy nie zmieniły moich wspomnień. A wspominam ten okres bardzo pozytywnie. Podświadomie czułam, że urodzę przed terminem, nawet równo z ukończeniem 37 tygodnia. A tutaj proszę, Antoś zawitał dokładnie w ukończonym 39 tygodniu i do dzisiaj nie mogę się nadziwić, jak to szybko zleciało :))
Previous Ciąża - II trymestr.
Next Szkoła Rodzenia?

Suggested Posts

Hello Monday!

Prezenty gwiazdkowe dla dzieciaków za mniej niż 50 zł.

Moje trzy spektakularne wpadki kulinarne!

Ulubione cytaty piwnookiej.

Zdania, których nie lubimy słyszeć …

Wszystkie złe rzeczy, które robimy naszym dzieciom.

No Comment

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *