5 kroków do makijażu na 5+


„Makijaż idealny” z pewnością brzmiałby bardziej atrakcyjnie, ale po pierwsze: nie doszłam i pewnie nigdy nie dojdę do perfekcji a po drugie: kto miałby na to czas?! :)) No więc z ręką na sercu przyznaję, że nie powiem Wam, co trzeba zrobić, żeby wyglądać jak milion dolarów. Mogę Wam jednak podpowiedzieć, co zrobić, żeby tak się czuć, wcale nie wydając fortuny! I nie spędzać przed lustrem masy czasu.

Krok 1 – dobre wzorce.

Nie musi to być zaraz książka Red Lipstick Monster, którą swoją drogą szczerze polecam (więcej o niej TUTAJ). Wystarczy obejrzeć filmy Ewy na YouTube. Tam znajdziecie porady podstawowe: wybór odpowiedniego podkładu czy tanie i droższe zamienniki drogich hitów po zasady konturowania i rysowania idealnej kreski. Przez długi czas wzorem dla mnie była moja mama, która odkąd pamiętam maluje się skromnie i pozostaje wierna ulubionym kolorom i markom. Podkład, cień, tusz, policzki i usta. Przez lata to mi wystarczyło a poza tym nic więcej nie potrafiłam na siebie nałożyć. Dopiero niedawno odważyłam się sama wyregulować moje gęste i ciemne brwi. Nareszcie dobrałam idealny kolor cienia, żeby je podkreślić a nie po prostu domalować czarną kredką. Naprawdę warto poznać podstawy dobrego makijażu i zacząć właśnie od teorii. Poza kanałem Ewy, polecam jeszcze Karolinę ze StylizacjeTv czy Anię czyli TheKretka.

Krok 2 – narzędzia.

Zawsze przerażały mnie te wszystkie pędzle i gąbki, bo ja podkład zwykle nakładam dłonią a do cieni wystarczył mi jeden patyczek. Do różu używałam dołączony, sztywny pędzelek i tyle. Olśnienia doznałam czytając książkę Ewy, która przyznała, że nie trzeba kupować całego zestawu pędzli. Wystarczą ze 2-4 (w zależności od potrzeb) a ich kształt można dopasować do swoich technik. Ja teraz używam 3-5 pędzli, które nabywałam stopniowo: jeden do różu, bronzera i rozświetlacza, drugi do brwi i precyzyjnego nakładania cieni do powiek, trzeci do nakładania i rozcierania cieni. Zwłaszcza z tym ostatnim czuję kolosalną różnice. Kiedyś mogłam się namachać a i tak miałam na powiece zbitą plamę koloru. Dziś wystarczą 1-2 ruchy i jeden kolor pięknie przechodzi w drugi.

Krok 3 – kosmetyki.

Jak mam stać w drogerii i testować, porównywać, to jestem chora. Nie lubię też, gdy panie w sklepie próbują mi doradzić, bo z 3 minut robi się dziesięć i nigdy nie wiem, czy nie chcą mi czegoś wcisnąć. Unikam tego jak ognia, ale niestety nie ma innego sposobu, żeby dobrze dopasować podkład czy róż (nadal nie mam sypkiego pudru …). Jeśli tylko mogę, bazuję na sprawdzonych markach. Jeśli mam ochotę na nowy kolor (pomadki albo lakieru do paznokci), zazwyczaj najpierw kupuję coś taniego. Dopiero w domu na spokojnie, po kilku dniach wiem, czy dobrze się czuję i czy się sobie podobam. Racją jest, że czasami lepiej mieć kolorowych kosmetyków mniej, ale takich z górnej półki, bo są zazwyczaj trwalsze, o lepszym składzie i lepiej napigmentowane. Niestety to nie zawsze się sprawdza, co potwierdzają filmy Ewy, w których poleca bardzo tanie, ale właśnie dobre produkty. Przykład? Mam dwie bazy do powiek. Obie działają według mnie tak samo dobrze, ale ta z  TheBalm jest kosmicznie droga i bezbarwna (była dołączonona do paletki, w życiu bym jej nie kupiła). A ta z Wibo rozjaśnia powiekę, dzięki czemu kolory cieni są lepiej widoczne. Jedyny jej minus – jest dość gęsta i trzeba mocniej rozcierać.

Bazą jest na pewno podkład, prosta paletka cieni w ulubionych kolorach, róż do policzków, tusz (polecam podkręcający z Ives Rocher – trwały i robi,co ma robić), kredka/cień do brwi (jeśli wymagają koloru i zagęszczenia) oraz pomadka/błyszczyk. Z ostatnimi mam poważny problem, bo zazwyczaj zapominam ich nakładać. Dodatkowo błyszczyków nie cierpię, bo zraziłam się wiele lat temu, kiedy usta mi się lepiły i łapały włosy.

Dziś w mojej kolekcji są rzeczy, które jeszcze niedawno uznawałam za zbyteczne albo skomplikowane: rozświetlacz, bronzer do konturowania, korektor, kredka do kącików oczu i beżowa kredka do oczu. Niestety straciłam już nadzieję, że kiedykolwiek zrobię znośnie wyglądająca kreskę na oku. Przez opadające powieki nigdy mi ona nie wychodziła i dałam sobie spokój. Na szczęście podobny efekt mogę uzyskać ciemnym cieniem i właśnie tym precyzyjnym pędzlem.

Krok 4 – technika.

Nawilżenie cery przed nałożeniem makijażu to jest właśnie przykład na to, jak ważne są czynności okołomakijażowe. To samo kolejność nakładania kolorowych kosmetyków. Oczywiście zaczynamy od podkładu (lub ewentualnie jeszcze wcześniej bazy) a to, czy najpierw „zrobimy” brwi czy oczy jest w zasadzie bez znaczenia. Natomiast wielu makijażystów (w tym Ewa, u której to podpatrzyłam) zaczyna pracę od oczu. Dlaczego? Ponieważ cień lubi się osypywać, czasami szczoteczka od tuszu wjedzie nam na oko i zapaskudzi powiekę a więc trzeba wycierać i zmywać. Z nałożonym podkładem i np. korektorem pod oczy to już problem i strata czasu.

Stosując pędzle i gąbki, trzeba też pamiętać o ich regularnym myciu, bo to siedlisko brudu i bakterii. Dobrze jest wiedzieć, jak nakładać korektor pod oczy, aby nie tylko zatuszować sińce, ale też odświeżyć spojrzenie i podkreślić tę część twarzy. Ważna jest technika nakładania podkładu, czyli pamiętanie również o szyi, triki na otwarcie oka, zwężenie nosa czy zmniejszenie czoła. W nakładaniu każdego kosmetyku sprawdza się złota zasada: Im mniej tym lepiej. I na koniec: zmywanie makijażu przed snem to absolutna podstawa!

Krok 5 – czas.

Co ja Wam tu opowiadam o jakichś rozświetlaczach i bazach, jak Wy macie raptem 5 minut dla siebie w łazience. 😉 Wiem, jak to jest. Rano pośpiech a jak nie pośpiech to maluch uwieszony nogi. Wszystko to znam i dlatego mam swoje dwa stałe makijaże, które robię w zależności od warunków.

Mamusia-już-kończy-jeszcze-chwilka-kochanie: Tu wystarczą 3 słowa: podkład (byleby wyrównać koloryt), tusz (żeby nie wyglądać, jakbym dopiero co wstała) i róż (żeby nie słyszeć pytania: Co Ty jesteś taka blada?). Dostatecznie dużo, żeby wyjść z domu i nie czuć się jak bez stanika. Czas trwania: 3 minuty.

De luxe: Makijaż-terapia, zarezerwowany kiedy dzieci są pod opieką albo najlepiej w ogóle nie ma ich w domu. Nie zajmuje aż tak dużo czasu, ale ilość punktów wymaga skupienia. I ciszy, bo to w końcu ma mnie jeszcze odprężyć. I tu zaczyna się zabawa: krem, baza na powieki, podkład, cienie (zazwyczaj dwa), kredka jasna na linię wodną (koniecznie przed tuszem, bo oko lubi łzawić i może rozmyć tusz), tusz, cień do brwi, bronzer pod policzki i na boki nosa, róż na policzki, rozświetlacz na kości policzkowe, brodę, środek czoła, nad górną wargą i w wewnętrzne kąciki oczu (jak już nie mam siły sięgać po kredkę). Pomadkę zazwyczaj pomijam a sypkiego pudru brak – jak już pisałam. Czas trwania: 10-15 minut.

Mój Boże! To nie jest co prawda 11 warstw Jessici Mercedes, ale i tak brzmi trochę przerażająco. W praktyce nie jest, ale wiem to od niedawna. A efekt? Ciemniejszy cień po zewnętrznej stronie powieki lekko unosi oko, cień do brwi je podkreśla i cała twarz jest bardziej wyrazista a rozświetlacz delikatnie odświeża. Konturowanie też sporo daje, ale mam jakiś przypadkowy bronzer i muszę wybrać lepszy odcień dla siebie.

A efekt końcowy? Nie jest to i nigdy nie będzie poziom guru makijażowych. Nie mam zresztą takich aspiracji! Cieszę się, że już nie obawiam się nowości a eksperymenty traktuję jako zabawę. Czasami się sobie podobam, czasami widzę, że muszę coś poćwiczyć. Najlepszy i tak jest zawsze komentarz M.: Wow! Wyglądasz, jakbyś to robiła z godzinę dłużej. 😀 Zatem tym bardziej jestem zadowolona.

***

Jak tam u Was drogie panie? Lubicie się malować? Jeśli tak, to czym, gdzie (pytam o miejsce w domu) i jak szybko? Ja w swoich czterech ścianach chodzę bez makijażu, bo cera też kiedyś musi odpocząć. Jeśli możecie polecić dobre kosmetyki – też dajcie znać 🙂

Previous Pytania, których nie zadaję przyszłym i świeżo upieczonym mamom.
Next Lemoniada, balony i pizza, czyli 5. urodziny Antka.

Suggested Posts

Na śniadanie.

Hello Monday!

O tym, jak rodzinę spakowałam i nie zwariowałam.

Nasze HITY maja!

Czasami, aby zwyciężyć, trzeba się poddać.

Witamy w naszym domu. Część II.

8 komentarzy

  1. 19 kwietnia 2016
    Odpowiedz

    Bardzo lubię pędzle hakuro, kupiłam je po recenzji Ewy 😉
    Ja sama najbardziej lubię 'świeży’ makijaż, podkład, bronzer, jasny cień do powiek, czarna, delikatna kreska przy linii rzęs, rzęsy mocno wytuszowane i coś na usta – najczęściej szminka lub lip tint z maybelline 🙂 Maluję się w sypialni przy oknie 😉

    • 19 kwietnia 2016
      Odpowiedz

      Zawsze myślałam, że te pędzle to cenowa górna półka i omijałam szerokim łukiem. A ten te zdjęcia kupiłam niedawno w e-sklepie za jakieś 22 złote. W Sephorze kiedyś przeglądałam pędzle i były dość drogie.

  2. Czasu na zrobienie makijażu dla tak nieprawnej osoby jak ja zawsze za mało, szczególnie przy dziecku 😉 Również za sprawą Ewy wybrałam nasze polskie Hakuro i zafundowałam sobie lekcję wizażu u mojej ukochanej wizażystki. Wcześniej musiałam skompletować kosmetyki dla siebie – strzałem w dziesiątkę okazały się dla mnie rodzime Pierre Rene, dobre i bardzo tanie. Byłam chora, gdy wchodziłam do drogerii po próbki podkładów, ostatecznie właśnie Skin Balance się najlepiej sprawdził. Latem chciałabym nasze polskie mineralne wypróbować 🙂

  3. Aga z www.makeonewish.pl
    21 kwietnia 2016
    Odpowiedz

    podoba mi się to, że w Twoim wpisie nie występują kosmetyki o kosmicznych cenach i nazwach których nie znam. To plus. Pokazujesz coś co jest przystępne i dostepne dla większości z nas. Jeśli chodzi o teorię – podziwiam wiedzę. Ja jestem zielona. Nie używam korektorów, rozswietlaczy i bronzerów. Cieni bardzo rzadko. Nie wiem po co i na co i jak uzywac pędzli i jakiś konturówek. Nie umiem wycieniować twarzy. dla mnie to kosmos. Od lat na twarz nakladam puder i roz, na oko kreska i tusz, na usta pomadka z nivea. tyle. 🙂

    • 21 kwietnia 2016
      Odpowiedz

      Agnieszko, Ty akurat zawsze wyglądasz promiennie! Nie potrzebujesz żadnych wspomagaczy 🙂 Co do cen, to staram się podchodzić rozsądnie i ostrożnie. Ostatnio skusiłam się na paletkę, którą znalazłam w promocji za 75 zł. Dla porównania w Douglasie dostępna za 149! I pewnie posłuży mi na lata 🙂

  4. Klaudia R-ka
    22 kwietnia 2016
    Odpowiedz

    Ja w zasadzie lubię się malować, ale straszny leniuch ze mnie 😛 Szczyt moich umiejętności (średnio raz na tydzień:), to Twoja wersja basic 🙂 może kiedyś mnie natchnie i zgłębię wiedzę tajemną a propos pędzli, cieni, korektorów itp. „.. lecz dopiero jutrooo..” 🙂

  5. Matka Córek
    24 kwietnia 2016
    Odpowiedz

    Ja polecam baaardzo sypki z Mary Kay, używam od 4 lat i nie zamieniłabym na nic innego. Puszka 72zl ale mi starcza na pól roku 😉 Kreskę robie eyelinerem czarnym Sleek, pomadka z promocji w Rossmanie nr 904 i heja, lecę dalej. Lubię jeszcze paletę cieni z Naked. No. To moje hity 🙂

    • 24 kwietnia 2016
      Odpowiedz

      Twoje kreski Magda to moje marzenie! Kupiłam dzisiaj na próbę puder Paese (chyba nie przekręciłam nazwy!?) i zobaczę. Jak się przyzwyczaję to chętnie spróbuję Mary Kay!

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *