Każdy z nas ma wiele życzeń i marzeń, z pewnością mógłby wymienić conajmniej kilka na poczekaniu. Ja też. Pomimo, że lubię swoje życie i wszystko, co najważniejsze już mam – kochającą się rodzinę, ciepły dom i zdrowie. Marzenia jednak po coś są i lubię, gdy spełniają się te małe, dające choćby krókie, ulotne szczęście. Dziś właśnie o takim jednym i rozterkach, które ze sobą niesie.
Teraz, na trzy miesiące przed pojawieniem się Niny, najbardziej bym chciała wysłać synka do dziadków i spędzić z mężem wieczór, noc i poranek tylko we dwoje. Po raz pierwszy od 3 lat. Wyjść na beztroską randkę, samolubnie w nocy wrócić do domu a następnego dnia, o nieprzyzwoitej porze leniwie przeciągać się w pieleszach. Wiem, że to dla nas „ostatni dzwonek” na krótkie złapanie oddechu.