Pierwszy miesiąc Niny … i mamy.


Przeleciał błyskawicznie i baaardzo się cieszę, że już za nami. Oczywiście każdy dowód na zdrowo rozwijające się i rosnące dziecko, to radość bezgraniczna. Patrzę na Ninę i widzę, że nabiera ciałka, jest coraz dłuższa i przestaje przypominać tę malutką kruszynkę z początku września. Poczucie  szczęścia i nostalgii mieszają się ze sobą, bo wiemy już, jak szybko przeleciały 3 lata z Antkiem i jak bardzo synek zmienił się w tym czasie. Zdajemy sobie sprawę, że nie inaczej będzie z Niną. I dlatego tym razem cieszymy się i doceniamy każdy etap. Chociażby ten najnowszy, w którym Nina to już nie noworodek a ruchliwy i coraz bardziej świadomy niemowlak.

Natomiast zadowolenie z pożegnania pierwszego miesiąca wynika z faktu, że w pierwszych tygodniach maleństwo jest bardzo delikatne i kruche. Kasłający i kichający przedszkolak stanowi pewne zagrożenie, zwłaszcza taki, który lgnie do siostry. W 2 tygodnie po narodzinach złapał nas pierwszy katar. Męczyło Ninę to cholerstwo przez dobre 2 tygodnie, nie pozwalało spać i utrudniało jedzenie. Na szczęście nie towarzyszyły mu inne objawy, woda morska i Frida dawały radę. A my przeszliśmy „chrzest bojowy” i przestaliśmy panikować. Bo wbrew pozorom, katary i pierwsze infekcje są w tak młodym wieku dość powszechne. I na pewno nie są końcem świata.

W miesiąc po narodzinach wykształca się już pewien schemat drzemek i karmienia. I tak dzień witamy dość późno, bo po śniadaniu Nina lubi jeszcze dospać, więc i ja korzystam 😉 W ciągu dnia je zazwyczaj w odstępach 2-3 godzin, choć wszystko zależy od czasu trwania drzemek (albo ich sporadycznym braku). Fazy aktywności są już bardzo widoczne a wtedy Nina (jeśli najedzona, wypróżniona i z czystą pieluchą) lubi sobie poleżeć albo pooglądać otoczenie w pozycji półleżącej. Kiedy nic jej do szczęścia nie potrzeba, jest spokojna i cichutka. Nadal nie jest fanką smoczka, choć przed drzemką nie odmówi 🙂

Jeszcze do niedawna zawsze zasypiała przy piersi, ale ostatnio nawet po jedzeniu jest jeszcze chwilkę aktywna. Bez większych problemów zasypia w wózku, na świeżym powietrzu wręcz ekspresowo. Noce nie są tragiczne – budzimy się co 3 godziny a ostatnio nawet rzadziej. A po jedzonku Nina spokojnie zasypia. Nadal bardzo rzadko płacze a jej największym problemem do tej pory są gazy, choć nawet wtedy jedynie wierci się i marudzi. I póki co ani śladu kolek.

Fizycznie już się zmienia. Największa frajda dla nas to porównywanie jej zdjęć ze zdjęciami Antka, gdy był w jej wieku. I faktycznie już widzimy różnice. Włosy ma dłuższe, usta zdecydowanie po mnie a oczy …. chyba znów będą niebieskie (czyli po tacie). Na buźce nadal ma różowe, mniej lub bardziej widoczne plamki (naczyniak płaski, potocznie zwany „Uszczypnięciem Bociana” lub „Pocałunkiem Anioła”), które z czasem powinny zaniknąć. Żegnamy już pierwsze ciuszki (rozmiar 56) i powoli przechodzimy na pieluchy „dwójki”.

No dobra … to teraz parę słów o mamie. Żeby jakoś podsumować ten miesiąc postpartum powiem jedno: wróciłam do świata! Pierwsze dziecko to rewolucja i totalna nowość, ale drugie to w sumie dokładnie to samo. Już sam noworodek po 3,5-letniej przerwie to COŚ. Choćby wzajemne dostrojenie się, przypomnienie sobie pewnych rytuałów. Do tego dochodzi przestawienie się na życie z dwójką, we czwórkę. Tak więc, po tych kilku tygodniach życie wróciło do normy, kiedy to mam czas, siły i chęci, aby zająć się czymś więcej niż tylko rodziną i domem. Nadrabiam zaległości w czytaniu ulubionych blogów i sama otwieram się na nowe tematy do opisania.

Końca dobiegł uciążliwy okres połogu i od jakiegoś już czasu czuję się jak przed ciążą. Jedyną rzeczą, która uporczywie się mnie trzyma to nadprogramowe kilogramy. Karmienie kompletnie nic nie daje (zresztą tak samo było z Antkiem) i w końcu będę musiała się nimi zająć. Potrzebuję więcej ruchu i zmiany diety o 180 stopni. Apetyt mam spory a zachcianki specyficzne, zupełnie jakbym nadal była w ciąży. Mój organizm codziennie domaga się kukurydzy cukrowej, parówek i czekolady z orzechami. A jeśli o jedzeniu mowa, to niczego nie ograniczam ze względu na karmienie. Nina na tym nie cierpi a mama korzysta póki może 😉

Nasze babskie dni wyglądają podobnie: rządzimy sobie z Niną, czasem uda mi się zrobić więcej, czasami z kolei nic – wszystko zależy od drzemek. I wszystko do czasu, kiedy wybywamy na spacer odebrać Antka z przedszkola. Później szwendamy się jeszcze we trójkę po okolicy i wracamy do domu powitać tatę. Czas płynie nam bardzo szybko. Ani się obejrzeliśmy a powitaliśmy „wiosenny” październik i drugi miesiąc Niny.

IMG_0019

IMG_0033

Previous Nie wychowuj mojego dziecka.
Next Gdy dizajn bierze górę a żona nie słucha męża.

Suggested Posts

Antkowe myśli zebrane. Część V.

Matka Natura czyta dzieciom.

Antkowe myśli zebrane.

10 faktów o mnie, których nie znacie.

Wszystko zaczęło się od wspaniałej czwórki …

Alfabet rodzicielstwa, czyli B jak …

6 komentarzy

  1. 10 października 2014
    Odpowiedz

    Ładne imię 😉

  2. 13 października 2014
    Odpowiedz

    Przepięknie rośnie Wam Ninka. Urocza dziewczynka. Podobnie jak mamie Tosi, zazdroszczę także i Tobie tego, że Wasze córcie mają takie długie włoski… moja ma takie śmieszne i bardzo jej zjaśniały od urodzenia 🙂 Trzymajcie się cieplutko :*

  3. 17 października 2014
    Odpowiedz

    cudna malutka!gratulacje.też mam doje Zosia ma 3,2 latka a Helenka niby niedawno przyszła na ten świat a już ma 7,5 miesiąca.ten czas tak leci że rzeczywiście trzeba z niego chłonąć jak najwięcej.pozdrawiam

    • 18 października 2014
      Odpowiedz

      Również pozdrawiam, całą Waszą trójkę :))

  4. Boski słoń na pierwszym zdjęciu 🙂

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *