Mamy karmiące piersią muszą być widoczne. Powiem Wam, dlaczego.


Jeszcze 30, nawet 10 lat temu karmienie piersią było w czarnej d…. dziurze. Niby były jakieś podręczniki, choć niewiele mam wiedziało, gdzie ich w ogóle szukać. Te nieliczne, które karmiły piersią, znały „zasady” raczej z przekazów ustnych i często je przekręcały a z kolei mity powielały. Większość nie karmiła piersią. Niby mamy tych mam to robiły, ale przecież „to były inne czasy”, kiedy nie było niczego. Lekarze też niby byli karmieni mlekiem swoich rodzicielek a jednak odsyłali pacjentki do domu z pieczątką w książeczce zdrowia – zaleceniami dotyczącymi karmień mlekiem modyfikowanym. Nawet 6 lat temu wiedziałyśmy niewiele o mleku kobiecym! Ja przynajmniej nie wiedziałam nic. Nie było popularnych blogów, w mediach temat był nieobecny. Doradcy laktacyjni? To były jednostki, bardzo słabo widoczne. A jednak zdecydowałam się karmić  piersią. Dlaczego?

Pierwszy raz spotkałam się z tematem, gdy miałam jakieś 7 lat i widywałam moją ciocię, karmiącą swojego syna. Widok nagiej, pełnej mleka piersi był raczej szokujący. Nie to, że nie widziałam nigdy kobiecej piersi. Ta po prostu była inna a sama czynność wydała mi się jakaś taka … wstydliwa? No wypisz wymaluj spora część społeczeństwa teraz. Tylko, że ja byłam wtedy małą dziewczynką, dla której synonimem karmienia malucha była butelka dla lalek. Sama też nie byłam karmiona piersią, więc w domu temat ten nie był nigdy poruszany. Znałam za to historie, jak moi rodzice szukali mleka modyfikowanego w całym mieście i jak ratowały nas paczki z Niemiec. Można powiedzieć, że byłam na dobrej drodze, aby pierwsze zabawy w „dom” przenieść na moje własne przekonania już jako mama.

Z karmieniem piersią nie spotkałam się przez następne 23 lata. Nie przypominam sobie, abym widziała mamy karmiące publicznie. Nie pamiętam żadnych artykułów w prasie kobiecej. Moje koleżanki częściej decydowały się na kolejny kierunek studiów niż na zakładanie rodziny i rodzenie dzieci. Myśląc o moich własnych berbeciach, nigdy nie poświęciłam ani sekundy na planowanie metody ich karmienia. A potem zaszłam w ciążę.

W poszukiwaniu informacji o typowych dolegliwościach ciążowych, porodzie i produktach dla mam i noworodków, odkryłam You Tube. Ten zagraniczny, bo polski jeśli był, to raczej jeszcze raczkował. Znalazłam kilka ciekawych dziewczyn, które dzieliły się swoimi doświadczeniami, często na bieżąco, tydzień po tygodniu! To było świetne, bo ich relacje odczarowały ten nowy dla mnie stan. Same wiecie, jak dobrze jest pogadać z kimś, kto przeżył coś, co nas dopiero czeka. A te mamy, pomimo rozciągniętych koszulek i cieni pod oczami, były uśmiechnięte, wyluzowane i pokazywały, że to całe macierzyństwo to nie tylko nieprzespane noce i kilogramy zmienianych pieluch. A poród to nie masakra i krwawa jatka, tylko wspaniałe przeżycie, mimo bólu i ogromnego wysiłku.

Choć wszystkie te dziewczyny znalazłam przypadkowo, miały jedną cechę wspólną. Karmiły piersią. Czasami nawet w trakcie nagrania! I nie, nie pokazywały się ostentacyjnie, zwykle okrywały się delikatnie lub robiły zbliżenie na swoją twarz. Nie, żeby mi to osobiście przeszkadzało 😉 Traktowały tę czynność, jak coś absolutnie normalnego i fajnego. I to było to! Nikogo nie przekonywały, nawet nie opowiadały o zaletach karmienia. Dzieliły się swoim wyborem i doświadczeniem, jakby to był każdy inny temat – pielęgnacja, moda, przepisy kulinarne. Od nich dowiedziałam się o kremach, wkładkach laktacyjnych, technikach przystawiania i trudnościach początków.

Karmienie piersią zostało przez nie tak naturalnie wplecione w codzienność młodej mamy i przedstawione tak pozytywnie, że nie było innej opcji. W pewnym momencie uznałam, że i ja będę karmić piersią. Po prostu. Decyzja zapadła nawet nie wiem kiedy. A później postanowiłam poszukać informacji, o co w tym mleku kobiecym chodzi. 6 lat temu znalazłam jedną, broszurkową książkę z trzema rysunkami a w szkole rodzenia na temat karmienia piersią poświęcono jedno spotkanie na czternaście. Nie wiedziałam wiele, ale byłam zdecydowana.

Zwątpiłam raz, w najtrudniejszym momencie, gdy pojawiły się problemy z przystawianiem. Moja determinacja topniała w spotkaniu ze stresem i obawami o zdrowie Antka. I wtedy mój M. dodał mi sił swoim zdecydowaniem. Wiedział, że przez cały czas naturalne karmienie było dla mnie ważne i wierzył we mnie. I udało się!

Jestem niemal pewna, że gdyby nie to osobiste przekonanie, mogłabym wcale nie karmić piersią. Nie wiem, czy gdybym się wahała, mogłyby mnie przekonać opracowania naukowe i rady położnych. Nie sądzę, aby w obliczu komplikacji dała sobie pomóc przez bliskich. I nie wiem, czy karmiłabym dzieci przez 13. miesięcy, czyli do momentu aż to one a nie ja, powiedziały „STOP”.

Oczywiście, wszystkie dowody na to, że mleko mamy jest najlepsze a samo karmienie zaspokaja wiele potrzeb malucha, są ogromnie ważne. Każda wskazówka i wszystkie obalone mity – dysponując tak wielką wiedzą i pomocą, jest o wiele łatwiej zacząć i wytrwać. Tylko, że oprócz tego wielką i potrzebną „robotę” wykonują wszystkie mamy karmiące, które robią to publicznie. Chcąc nie chcąc dają jasny przykład, że tak wygląda albo może wyglądać macierzyństwo. Że karmienie piersią nie ogranicza i nie jest też nadludzkim wysiłkiem, pomimo możliwych trudności. Jest to coś normalnego, co leży w naszej naturze. Po prostu.

Nie chcę znów roztrząsać tematu publicznego karmienia (a pisałam o tym TUTAJ), bo ta kwestia zawsze będzie dzielić i żadne rozwiązanie nie zadowoli wszystkich. Osobiście wolę jednak, że moje dzieci zobaczą czasami nagą pierś, niż nie doświadczą widoku karmionego dziecka w ogóle. Chcę, żeby było to dla nich coś zwyczajnego i naturalnego. Coś, co przedstawia to, czym dokładnie jest – karmieniem i zapewnianiem bliskości. Czy będę Ninę w przyszłości zachęcać do drogi, którą ja wybrałam? Pewnie tak. Jeśli wybierze inaczej, będę musiała się z tym pogodzić. Będę miała przynajmniej pewność, że zrobiłam wszystko, co możliwe, aby oswoić ją i Antka z tematem.

Zapraszam do przeczytania innych tekstów o moim karmieniu:

Antek:

Nasza mleczna przygoda 😉

Nina:

Hej mamuśka, czas zamknąć biznes. Mleczny biznes.

Większość dziewczyn, o których piszę, możecie zobaczyć tutaj:

5 kobiet i 5 pięknych porodów.

(zdjęcie: flickr.com; autor: « м Ħ ж »)

Previous Oto Twoi sprzymierzeńcy, nie tylko ale zwłaszcza zimą!
Next Pielęgnacja skóry jesienią i zimą, czyli kosmetyki do zadań specjalnych!

Suggested Posts

Kochaj sąsiada swego, bo możesz mieć gorszego!

Haul z Ikea.

Smart shopping, czyli jak kupować szybko, wygodnie i tanio.

Jak wytresować … małego buntownika.

DIY: Wielkanocne jajka ze sznurka.

Dziękuję Ci, Mamo.

3 komentarze

  1. Andrzej
    11 listopada 2016
    Odpowiedz

    hmm. moja żona od początku chciała karmić piersią, ale niestety, mała dopier po 3 tygodniach ze szpitala wyszła. Próowaliśmy wszystkiego, łącznie z doradztwem laktacyjnym. Nawet to nie pomogło w karmieniu piersią, ale…. moja żona jest KPI. Nie poddała się i karmi do dzisiaj mała (13 miesięcy) swoim mlekiem, tylko że podawanym z butelki a uprzednio odciągniętym laktatorem. Co do lekarzy to u nas w przychodni jest pediatra, która chyba jakąś kase bierze za wciskanie ludziom mleka modyfikowanego. Każda matka karmiąca, która przychodzi z chorym dzieckiem słyszy jedną diagnozę- to przez mleko matki! i daje próbki mm. Co do właściwości mleka matki, to świerze zawiera komórki macierzyste!. Obecnie moja żona ściąga pokarm nie tylko dla malucha, ale i dla mojej mamy, która ma raka!. Nie ma dowodów na to, że pomaga, ale z relacji ludzi, którzy tak robili wiemy, że dużo łagodniej przechodzi się chemie.

    • 11 listopada 2016
      Odpowiedz

      Dzięki Andrzej za komentarz i podzielenie się tą historią. Ogromne gratulacje dla Was, zwłaszcza dla żony za wytrwanie i karmienie w tak trudnych warunkach. Odciąganie i karmieniem butelką to bardzo duzy i wysiłek i podziwiam, że już tak długo się udaje! Masz rację, czasami to właśnie pediatrzy najszybciej się poddają i zamiast wspierać mamy, zalecają mm. Pozdrawiamy Was i życzę zdrowia flag mamy!

  2. Ani z wyciągnięciem cycka, ani butelki, nie miałam nigdy problemu. Bawi mnie, gdy niektórzy nie wiedzą, gdzie oczy podziać 😀

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *