Trójkąt bermudzki odpieluchowania, czyli jak przeszliśmy tę rewolucję.


Nauka korzystania z toalety to jeden z tych tematów, który doświadczonym rodzicom wydaje się wielkim hałasem o nic. Parskają na wszelkie teorie i rozterki mniej doświadczonych. Nawet jeśli w powiedzeniu: „małe dzieci – mały problem, duże dzieci – duży problem” jest wiele prawdy, to jednak doskonale rozumiem tych z Was, którzy to doświadczenie mają jeszcze przed sobą. Ile dzieci, tyle idealnych momentów na pożegnanie pieluchy. Ile rodziców, tyle najlepszych metod na maksymalnie suche przetrwanie tego etapu. Pomimo mojego doświadczenia z Antkiem, z Niną czułam się jak nowicjusz. I wszystko jakby odkrywałam od nowa. Dlatego opowiem Wam, czego możecie się spodziewać.

Historia Antka to zupełnie inna bajka. On chodził do żłobka a ponieważ opiekunka to kobieta z 30-letnim stażem pracy z maluchami, absolutnie ulegliśmy jej sugestii, że to już ten czas. Przyznam szczerze, że nie byłam do końca przekonana. On miał wtedy 2,5 roku, przy czym nie wykazywał żadnego zainteresowania toaletą. Jedynie w żłobku obserwował starszych kolegów i ich grupowe nasiadówki na nocnikach. Wtedy dużym plusem było to, że dużą część dnia Antek spędzał w placówce, więc to głownie na opiekunkach spoczywała nauka. My w domu tylko ją kontynuowaliśmy i zakładaliśmy pieluchy tylko na noc. Po jakichś 3 dniach było po sprawie 🙂

Kiedy Nina skończyła 2,5 roku, nie było w ogóle mowy o nocniku. Co prawda dobrze wiedziała, po co się chodzi do łazienki (w końcu tyle razy dotrzymywała nam towarzystwa …), ale nie chciała w ogóle słyszeć o toalecie. Były pewne oznaki dojrzałości i gotowości do zmiany, np. chowała się, gdy musiała khe khe udać się za potrzebą. Ale z drugiej strony, zagadywana o nocnik reagowała złością. Nie chcieliśmy naciskać, broń Boże zmuszać, żeby nie pogorszyć sprawy, więc postanowiliśmy poczekać do lata. Wiecie, wtedy jest mniej ubierania, więcej czasu spędza się na świeżym powietrzu no i pranie schnie ekspresowo.

Ponieważ ten przejściowy etap się przeciągał a Nina nawet mówiła nam, kiedy się załatwia (czyli była bardzo świadoma nie tylko dwójeczki, ale i jedyneczki), pomyśleliśmy: „A czemu właściwie nie spróbować?”. Wiedzieliśmy, że przypominanie jej o nocniku nic nie da, więc zrobiliśmy najlepszą rzecz z możliwych.

Zdjęliśmy pieluchę.

Bo tak naprawdę od tego należy zacząć rewolucję. Obserwacja dziecka w poszukiwaniu gotowości – owszem. Odpieluchowanie na siłę nie ma najmniejszego sensu i oznacza wiele stresu dla Was i dla dziecka. Jestem jak najbardziej za tym, żeby dać sobie czas i nie reagować na ponaglania otoczenia. Gwarantuję Wam jednak, że największa przeszkoda siedzi w Was – rodzicach. Patrzycie na te swoje maluchy i wydaje Wam się, że to jeszcze nie pora. Przecież one nadal takie małe! Skoro są protesty czy wypadki w sytuacjach bez pieluchy, to zupełnie nie jesteście przekonani do zmian.

U nas tak właśnie było. Aż pewnego dnia zadałam sobie pytanie: „A dlaczego w sumie nie spróbować? Jeśli będzie bardzo źle, to najwyżej zrobimy krok w tył i poczekamy”. I co się okazało?

Nie, lekko nie było!

Było wręcz strasznie! 5 par majtek zmoczonych w ciągu godziny. Godziny! Dzień przed powtarzałam sobie: „Spokój i luz. Byle jej nie stresować …” I rzeczywiście, przy pierwszych dwóch wpadkach byłam chodzącą cierpliwością. Tłumaczyliśmy, z uśmiechem zmienialiśmy bieliznę. Przy trzeciej zaczęłam wątpić a przy czwartej, kiedy musiałam pożyczyć gacie od Antka, byłam już lekko wkurzona. Ale wiecie co? Wtedy, w tej trudnej sytuacji zdaliśmy sobie sprawę, że musimy to przetrwać. Powrót do pieluchy tylko namieszałby Ninie w głowie, całe nasze gadanie poszłoby na marne.

Jeśli przed mieliśmy niemal pewność, że pójdzie tak gładko i szybko, jak z butelką i smoczkiem, to właśnie ta pierwsza godzina sprowadziła nas na ziemię 😀 Dotarło do nas, że to pewnie będzie bardzo pracowity weekend. I taki był.

Nastały dni „Chcesz siku?”

Pełna kontrola, permanentna obserwacja i komplet na zmianę w pobliżu. Dwa dni życia w trójkącie bermudzkim, kiedy Nina raz się zapominała i moczyła co popadnie, raz wybierała nocnik a innym razem toaletę. I my maksymalnie skupieni na przypominaniu zasad, biegający co chwila do toalety. Ale ku naszemu zaskoczeniu, już drugiego dnia była duża poprawa. Nina wołała, my biegliśmy z nią do wskazanego miejsca. Trzeciego dnia była już tylko jeden wypadek, co oznaczało, że już teraz pójdzie z górki.

Od tego momentu nie używamy już pieluchy w dzień, nie ma niespodzianek podczas podróży samochodem. Po trzech pierwszych dniach, udaliśmy się na pierwszy dalszy spacer, co umożliwił nam nocnik turystyczny Potette Plus. Dostaliśmy go jakiś czas temu od znajomego i to jest cudo, które mogę polecić każdemu. Wiem, że takie nocniki to żadna nowość i nawet znam te tekturowe, jednorazowe trony. Z Antkiem, który odmawiał korzystania z toalet, używaliśmy po prostu zwykłego nocnika.

A ten jest po prostu praktyczny i uniwersalny. Złożony zajmuje niewiele miejsca i bez problemu noszę go w torbie. Używa się go albo jako nocnika, korzystając z jednorazowych siateczek albo jako nakładki na standardowy sedes. Czyli 2w1 🙂  Nóżki mają blokadę, więc nocnik jest stabilny. Kosztuje ok 69 zł i biorąc pod uwagę, że jego jednorazowy odpowiednik wyniesie nas jakieś 5-6 zł, to zakup zdecydowanie się opłaca.

Z resztą, niezależnie od tego, na jaki produkt się zdecydujecie, nocnik warto mieć przy sobie. Nie wszędzie są toalety a jak są, to o wątpliwej czystości. Tutaj mamy pewność i spokój.

Spokojnie, dacie radę!

Jeśli taka rewolucja nadal przed Wami, zostawiam kilka praktycznych rad, które pozwolą zaoszczędzić nerwy i jako tako przewidzieć rozwój sytuacji. Dzieci są różne i nauka korzystania z nocnika to w jakiejś części sprawa indywidualna. Antek przez długi czas nie chciał słyszeć o dużym sedesie, Nina z kolei taki sobie upatrzyła (pomimo, że już raz do niego wpadła!). Poza pewnymi różnicami, część uniwersalnych rad na pewno Wam się przyda. No to chop!

  • Czas jest kluczowy a gotowość dziecka do najważniejszy warunek. Z drugiej strony, jak pisałam wyżej: odwaga rodzica i zaufanie wobec dziecka są nie mniej ważne. Często nie doceniamy naszych dzieci, w naszych oczach cały czas są małe i do czegoś niegotowe. Jeśli Twoje dziecko interesuje się tym, co dzieje się w łazience, potrafi poinformować Cię, że zrobiło w pieluchę kupę albo siku – z dużą pewnością jest już gotowe.
  • Z pieluchą nie będzie postępów. Tak jak my liczyliśmy, że Nina w końcu zgodzi się usiąść na nocniku, tak być może Wy czekacie, aż Wasze dziecko samo zdejmie pieluchę i krzyknie: „To cały ja i jestem gotów!”. Oj nie, nie z dzisiejszymi pieluchami. Kiedyś, gdy brudne tetrowe drażniły w pupę, dziecko samo sygnalizowało dyskomfort. Obecnie pieluchy są chłonne a przez to bardzo wygodne. Z nią między nogami, dziecko nigdy nie zrozumie, o co w tym wszystkim chodzi.
  • Korzystanie z nocnika/toalety to rewolucja a nauka to duże przeżycie dla dziecka (dla rodziców też!). Nie wybierajcie momentu, gdy dziecko zaczyna uczęszczać do żłobka/przedszkola albo gdy mama czy tata wracają do pracy. Wybierzcie spokojny czas.
  • Odpowiedni moment to nie tylko brak innych przeżyć, ale też dni, kiedy jesteście razem. np. weekend. Te pierwsze dni będą zapewne najtrudniejsze i trzeba być blisko dziecka. Pytać, tłumaczyć, pocieszać itp. Wtedy prawdopodobnie nie będziecie wychodzili na spacery, więc przygotujcie atrakcje – zabawy, bajki, gry itp.
  • Powtarzajcie sobie jak mantrę: „Wypadki to coś normalnego!”. Wy musicie być równie gotowi na rewolucję, jak Wasze dziecko. Zebrać w sobie całą cierpliwość tego świata, kilka par majtek, pralkę w pogotowiu i sprzęt do usuwania „szkód” 😉 Być może zaskoczy Was częstotliwość wypróżniania się, zwłaszcza na samym początku, ale ja to nazywam reakcją szokową organizmu. Po pierwsze brak pieluchy, po drugie nadal słaba znajomość własnego ciała u dziecka. Ono dopiero musi nauczyć się wstrzymywać i pozwalać, by pęcherz zdążył się zapełnić. Częste wypadki/wizyty w toalecie mogą też wynikać ze stresu, bo przecież dziecko rozumie, jak mówicie, że nie siusia się w majtki.
  • Zaopatrzcie się w turystyczny nocnik. Po dwóch dniach będziecie mieli dość siedzenia w domu i nie możecie się bać, że nagle, gdzieś w parku zaskoczy Was okrzyk „Siku!”.
  • W nocy nie spodziewajcie się cudów. Incydentalne nocne siusianie do 5 roku życia jest zupełnie normalne, zatem od młodszych dzieci ciężko oczekiwać cudów. Zaopatrzcie się w pieluchomajtki a rano sprawdzajcie, jak bardzo są wypełnione. Jeśli zaczniecie zdejmować suche pieluchy i będzie się to utrzymywało przez jakiś czas, to możecie z nich rezygnować.
  • Nie szczędźcie dziecku pochwał za każdą udaną albo nawet prawie-udaną próbę skorzystania z nocnika/toalety. Co do nagród zdania są podzielone. My za pierwszy duży sukces nagrodziliśmy Ninę cukierkiem czy lodami, w ogóle zrobiliśmy pozytywny raban z oklaskami, okrzykami i skakaniem. Teraz po prostu chwalimy.
  • Wspólnie kupcie majtki. Pozwólcie, by dziecko wybrało takie, które mu się podobają, z motywem ulubionej bajki czy w ulubionym kolorze. Jestem pewna, że będzie zadowolone i tym chętniej je założy. Pomyślcie też o nawilżanym papierze toaletowym. Taki standardowy może nie przypaść do gustu i niepotrzebnie zniechęcić.
  • Konsekwencja i tylko konsekwencja. Jeśli wypadki będą częste, uczeń będzie wymagający, to być może znajdą Was wątpliwości. A wygodna pielucha tak blisko … Musicie to przetrwać. Jednocześnie bądźcie wyczuleni na wszelkie niepokojące sygnały. Są dzieci, które ze stresu i strachu wstrzymują kupę a to zdecydowanie zły kierunek nauki. My też nadal walczymy z dwójeczką, bo czasami zdarzają się opory i niechęć, no ale radzimy sobie.
  • Ostateczny sukces jest wart tych wszystkich mokrych majtek, tych zabrudzonych podłóg i dywanów. Pamiętajcie, że wszystko można wyprać i nie można obawiać się tych chwilowych przecież komplikacji. A jak już przetrwacie razem trudne początki, to będzie wielka ulga, radość i duma!
  • Niezłym pomysłem jest zaopatrzenie się poradnik, z praktycznymi poradami i autentycznymi przykładami. Ja polecam ten autorstwa Giny Ford pt.: „Jak nauczyć dziecko korzystać z nocniczka”. Co prawda te 7 dni brzmi trochę dołująco, ale spokojnie. Ja założyłam, że to taki plan maksimum 🙂 Poradnik bardzo dobrze opisuje każdy z etapów i wyjaśnia konkretne sytuacje.

I chyba wyczerpałam temat :)) Zatem nie obawiajcie się i zaufajcie dziecku. Powodzenia!

Previous Zrób sobie piękne stópki na lato. I uważaj na skarpetki złuszczające!
Next Częsty, wstydliwy problem i sposoby, jak się z nim uporać.

Suggested Posts

Pomysł na obiad: Smaczne pesto szpinakowe.

Kilka zadań na ostatnie dni sierpnia.

Na śniadanie.

10 faktów o mnie, których nie znacie.

„Nie odkładaj macierzyństwa”, czyli kampania z fatalnym przekazem i ukrytym motywem.

Najciekawsze pomysły na Walentynki – upominki.

No Comment

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *