Nie wiem, czy śmiać się czy płakać, ale moje stopy mają więcej kosmetyków niż moja twarz! Faktem jest jednak, że o buźkę to ja dbam w zasadzie przez cały rok, ale nóżki nie mają tak dobrze. Owszem, zimą wiecznie w skarpetkach, wiele uchodzi im na sucho – musnę je od czasu do czasu balsamem i tyle. Gorzej latem. Gdy przychodzi pora na klapki i sandały, stopy muszę być nieskazitelne. Tylko wtedy ładnie się prezentują a w końcu taką samą wizytówką człowieka, jak twarz czy dłonie. I zapewne dlatego na wiosnę i lato przeprowadzam na nie zmasowany atak dobroci!
Poniżej widzicie cały mój zestaw naprawczo-pielęgnacyjny. Znajduje się w nim wszystko, co sprawdziłam i stosuję regularnie. Brakuje tylko skarpetek złuszczających, których faktycznie używam sporadycznie, ale o nich powiem za chwilę. Wszystkie kosmetyki są stosunkowo tanie i skuteczne, nie wszystkie typowo do stóp! 🙂
Gdzie te czasy, kiedy moje stopy były mięciutkie, jak pupa bobasa? Kiedy w ogóle nie zawracałam sobie nimi głowy a one i tak wyglądały świetnie? Ech, starość 😀 Dzisiaj zadowalający efekt to kilkuetapowa pielęgnacja.
Kluczowe jest regularne zmiękczanie i usuwanie martwego naskórka – kąpiele z dodatkiem soli czy olejków, peeling i nawilżanie. I pedicure, ale to absolutnie na końcu i nie kosztem wcześniejszych zabiegów. Wszystko od zawsze robię w domu – po pierwsze tak się nauczyłam a po drugie nigdy stan moich stóp nie wymagał wizyty u specjalisty. A te swoją drogą – z kąpielami w ciepłej parafinie, zabiegami i masażem, na pewno są mega przyjemne! No cóż, może kiedyś 🙂
Z czystym sumieniem mogę polecić produkty FussWohl, dostępne w Rossmannie, serum do pięt Regenerum i balsam Mustela do codziennego nawilżania przed snem. Gdy akurat nie mam serum, posiłkuję się maścią Vicks, która również bardzo dobrze i dogłębnie nawilża. Tylko tyle i aż tyle.
Jeśli chodzi o pedicure, to ograniczam je do minimum: przycinanie paznokci na prosto (by nie wrastały), delikatne cofanie skórek i oczyszczanie płytki bloczkiem polerskim. Od ponad roku paznokcie maluję lakierami hybrydowymi, które są po prostu bardzo praktyczne. Są trwałe, pięknie się prezentują nawet przez dłuższy czas a dzięki temu, że paznokcie u stóp rosną wolniej, po świeżym malowaniu mam spokój na dłuższy czas.
A co ze skarpetkami złuszczającymi?
Stosuję bardzo chętnie, jeszcze przed sezonem. Po 5-7 dniach od zastosowania, skóra faktycznie zaczyna się łuszczyć, dlatego trzeba dobrze przemyśleć czas ich użycia. Najlepiej zrobić to właśnie wczesną wiosną albo na czas chłodniejszych, deszczowych dni. Po całkowitym złuszczeniu, skóra stóp jest miękka i gładka, ale żeby nie wróciła do poprzedniego stanu, trzeba ją później regularnie nawilżać.
Nie trzymam się konkretnego produktu, ale jeśli miałabym coś polecić, to skarpetki L’biotica. Niezależnie od marki, skład jest zazwyczaj podobny: aktywne kwasy owocowe, mocznik i masa ekstraktów. Mieszanina jest niby bezpieczna dla kobiet w ciąży i mam karmiących piersią, ale niektórzy producenci zaznaczają na opakowaniu wyraźnie, aby nie stosować produktu w tym szczególnym okresie. Widząc, co preparat robi ze skórą, sama wstrzymałabym się wtedy od „kuracji”. Z resztą sama obchodzę się ze skarpetkami dość ostrożnie.
Pierwsze użycie miało swój efekt uboczny. Zastosowałam skarpetki zgodnie z instrukcją, nie wydłużyłam czasu użycia a moje stopy nie miały żadnych skaleczeń. Po kilku dniach skóra rzeczywiście zaczęła się złuszczać, ale oprócz niej, zszedł mi w całości paznokieć od małego palca lewej stopy. Po prostu po kilku dniach się odkleił! Nie było to bolesne, ale dość niepokojące. Do dziś przyczyny nie jestem w 100% pewna, ale wykluczyłam wszelkie urazy. To był normalny, zdrowy paznokieć. Przypuszczam, że to efekt silnie działającego środka, który musiał być wyjątkowo skoncentrowany w tym miejscu.
Na szczęście paznokieć odrósł i ma się dobrze. Ja po tym doświadczeniu, przed założeniem skarpetek odcinam ich przody i nie doprowadzam do kontaktu płynu z palcami i paznokciami. To są dobre i raczej bezpieczne produkty, ale trzeba z nimi uważać a przed użyciem dokładnie przeczytać wszystkie informacje na opakowaniu.
Alternatywna dla skarpetek złuszczających?
A jest coś takiego! To mikstura, w której zanurzamy stopy na 15-30 minut, składająca się z płynu do płukania ust Listerine (nie niebieski!), octu i bardzo ciepłej wody. Płyn i ocet dodajemy w równych proporcjach a ilość uzależniona jest od wielkości naczynia. Ja zaczęłabym delikatnie 😉 Niebieski płyn jest stanowczo odradzany, bo może zabarwić stopy. Taka kąpiel nie tylko lepiej oczyszcza skórę, ale bardzo dobrze ją zmiękcza. Dzięki temu łatwiej usunąć martwy naskórek i uzyskać gładkie, czyste stopy.
Dajcie znać, jakich kosmetyków Wy używacie i jakie są wasze doświadczenia ze skarpetkami złuszczającymi. Znacie jeszcze inne, bardziej naturalne sposoby na gładkie i miękkie stópki?
wow ile kosmetyków! 😀 muszę się na coś zdecydować, ale nie mogę pozwolić sobie na taką kolekcję 🙁 najbardziej zachęca mnie mustela, ale jest droga, co prawda już kiedyś miałam jakiś produkt tej firmy i byłam zadowolona, więc chyba się na nią skuszę. Muszę poszukać w internecie, może będą jakieś promocje, z tego co kojarzę to w melissie jest całkiem tanio