Alfabet Rodzicielstwa, czyli A jak …


Wyobraźcie sobie, że wyjątkowy moment narodzin dziecka, ujrzenie po raz pierwszy tej rzeczywistej, małej istotny to przejście przez portal. Wkroczenie do zupełnie innego świata. Nieznanego i pełnego niespodzianek w postaci nowych odkryć, również tych o samym sobie. Doświadczanie całej gamy emocji – od bezgranicznego szczęścia, po paraliżujący strach. Napotykanie na wyzwania, przekraczanie własnych granic. Tak właśnie widzę rodzicielstwo. Ono jest tak bogate i wielowymiarowe, że nie sposób opisać go jednym tekstem. Stąd pomysł na cykl, na który gorąco Was zapraszam 🙂

Miesiące oczekiwania, czytania, rozmów z rodzicami a jednak dopiero w chwili narodzin dziecka, my również rodzimy się na nowo – jako rodzice.  Niby to nadal jesteśmy my. Niby świat wstrzymał oddech jedynie na sekundę a potem znów gna w swoim rytmie, jednak dla nas to zupełnie nowa rzeczywistość. Postanowiłam otworzyć cykl jedną z ważniejszych cech w rodzicielstwie, czyli …

A jak asertywność.

Chyba wszyscy zgodzimy się, że to jedna z tych cech, które zdecydowanie pomagają w życiu. Oczywiście, można uznać, że szczerość i umiejętność mówienia „nie”, raczej nie przysparza nam przyjaciół, ale to również można kwestia dyskusyjna. Przydatna jest postawa, dzięki której znamy wartość swoją i swoich bliskich, odważnie prezentujemy opinie i stanowczo bronimy naszych racji.

Wydawać by się mogło, że rodzice (a zwłaszcza mamy), to lwy w ludzkiej skórze, które stoją murem za swoim potomstwem i nie cofną się przed konieczną reakcją, w obliczu przekroczenia przez otoczenie pewnych granic. I owszem, kto z nas nie zna historii o kłócących się mamach na placu zabaw o to, czyje dziecko pierwsze chwyciło łopatkę? Kto nie czytał internetowych afer o tak fundamentalne kwestie, jak: karmienie, szczepionki czy rozszerzanie diety?

Pomimo takich przykładów, asertywność (nie chamstwo, zacietrzewienie i błędnie postrzegany honor) to nadal towar deficytowy. Kto z nas potrafi zareagować odpowiednio do sytuacji – zaprotestować, zakwestionować czyjąś opinię, nie mówiąc już o krytyce i sformułowaniu konkretnych oczekiwań?

Czy ta samo jak ja, baliście się odezwać w szpitalu do opryskliwego personelu? Czy pokornie znosiliście uwagi lekarzy i nie odważyliście się prosić o wyjaśnienia, przedstawiając sytuację z własnej perspektywy? Ile razy przełknęliście żal i poczucie niesprawiedliwości? A jak często spotykacie się z niemiłą obsługą albo bezczelnymi pytaniami rodziny czy znajomych i po prostu to wszystko tolerujecie?

Ja miałam z tym ogromny problem. Od zawsze. Czy to wobec nauczycieli, lekarzy czy zupełnie obcych mi osób, którzy nie widzieli nic złego we wtrącaniu się w nie swoje sprawy. Kiedyś 3-letni Antek urządził nam scenę na chodniku a my jak zwykle postanowiliśmy ją przeczekać. On wył, my staliśmy cierpliwie obok. W pewnym momencie zza rogu wyszedł mężczyzna i mijając nas powiedział do Antka: „Nie płacz, bo Cię zabiorę”. Myślicie, że wtedy zareagowałam? Skąd! Po pierwsze zatkało mnie a po drugie zaczęłam wstydzić się za własne dziecko! Dziś sytuacja dla mnie nie do pojęcia.

Choć daleko mi do ideału, z czasem nauczyłam się asertywnej postawy. Nie jest to proste, bo nie jestem ślepo zapatrzona w swoje dzieci i nie uznaję ich za ideały z prawem do wszystkiego. Często upominam je, gdy myślę się, że komuś głośny śmiech i krzyki mogą przeszkadzać. Nie zakładam z góry, że sprzeczki na placu zabaw to nie ich wina. Sama nie jestem nieomylna, zdarza mi się o czymś zapomnieć czy czegoś nie dopilnować (chociażby własnych dzieci). No ale wszystko ma swoje granice.

Jakiś czas temu byliśmy we wrocławskim zoo. Tłum ludzi, zwierzęta, wypasiony wózek dla dzieci – nic dziwnego, że Antek i Nina byli podekscytowani, jak ja na widok hasła „SALE” 😉 No więc skakały, biegały wokół wózka, śmiały się i krzyczały. Pewna pani mijała naszą wesołą wycieczkę, z dezaprobatą wymalowaną na twarzy.

–  „Dzieci, dzieci! Cicho!” – zwróciła się do moich wariatów. Nie mogłam zareagować inaczej.

–  „No bez przesady, jesteśmy w zoo a to są dzieci…” – rzuciłam jej zszokowana i wkurzona.

– „Tymi krzykami stresują zwierzęta!” – fuknęła na odchodnym.

Kiedyś nie do pomyślenia. Byłabym zmieszana i uznałabym, że coś musi być na rzeczy, skoro obca osoba zwraca nam uwagę. Musiało opłynąć trochę czasu, niejedną sytuację musiałam przełknąć i przeanalizować z wyrzutami do samej siebie. Jeśli macie problem z obroną swoich racji i decyzji, ciężko Wam przeciwstawić się członkom rodziny czy „autorytetom”, wiedzcie, że dużo zależy od Waszej pracy. Pierwszy raz jest zawsze najtrudniejszy, ale tak bardzo potrzebny 🙂

Asertywność wobec dzieci.

Stanowczość, nakreślanie zasad i stawianie granic, przy jednoczesnym szacunku wobec woli i potrzeb dziecka to piekielnie trudna kombinacja. Uważam, że jest kluczem do dobrych relacji z dziećmi i bardzo pomaga uwzględniać również potrzeby rodzica. Niestety mówienie „nie” komuś, kogo kochamy najbardziej na świecie to trudna sprawa. I też bardzo indywidualna. Stawianie siebie na pierwszym miejscu to dla wielu rodziców totalna abstrakcja. Jak gdyby przesądzało to o sile ich uczuć i kompetencjach rodzicielskich.

Każdy rodzic lubi spełniać marzenia a nawet błahe zachcianki najmłodszych. Każdy nabiera się na słodkie minki i prośby. Ja również. Naturalne jest dla mnie to, że śniadanie dla siebie szykuję na końcu. Że w pośpiechu prędzej wyprasuję im ubranie niż sobie albo makijaż wykonam na raty, bo ciągle jestem do czegoś potrzebna. Z drugiej strony, potrafię jasno powiedzieć, że wszystkie problemy albo zabawy muszą poczekać 5 minut, bo teraz piję ciepłą kawę. Nie spalibyśmy z Niną ponad 2 lata, gdyby nam to przeszkadzało. Ale tak samo, nie kładlibyśmy takiego nacisku na kładzenie dzieci spać wczesnym wieczorem, gdyby nam nie zależało na odpoczynku po całym dniu, tylko we dwoje.

I wcale to nie znaczy, że jestem egoistką i nie kocham własnych dzieci. Otwarcie przyznaję przed samą sobą, że potrzebuję przerwy. Tak samo, jak one, mam też swoje prawa – jak np. kilka minut na rozmowę z koleżanką czy ulubiony program.

Z drugiej strony, jednym z największych wyzwań rodzicielstwa – przyczyna naszych frustracji jest fakt, że dzieci wyrastają z wieku słodkich bobasów i same poznają, że mają własną wolę oraz możliwość kwestionowania naszego zdania. Oj jak trudno nam czasami zrozumieć, że na tym przecież polega nasza rola – wychowywanie dzieci na asertywnych i świadomych siebie a nie uległych ludzi.

***

Ponoć asertywność to cecha nabyta i jeśli tak jest, to warto nad nią pracować. Szukać równowagi pomiędzy tym, co ważne dla innych a tym, co ważne dla nas. Pracować nad sobą i relacjami z innymi. Z perspektywy czasu widzę, że naprawdę warto 🙂

Previous Odchudzanie to wieczna walka.
Next Wszystkie złe rzeczy, które robimy naszym dzieciom.

Suggested Posts

Zmora naszych czasów i wkurzający standard w Internecie.

Po co jedno, jak można mieć dwa? Nowy pokój Niny!

Jeszcze przyjdzie Twój czas.

Pomysł na obiad: naleśniki zapiekane pod beszamelem. Pycha!

Domek w ogrodzie i jego wielka metamorfoza!

Choroba lokomocyjna u dzieci. Jak walczyć z największym wrogiem podróży?

No Comment

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *