Odchudzanie to wieczna walka.


Wszyscy lubimy zdjęcia przemian – tych imponujących metamorfoz, które z „brzydkiego kaczątka” robią pięknego łabędzia. Im lepszy efekt „przez i po”, tym większe emocje. Niedowierzanie, podziw, zazdrość i z pewnością mocne uderzenie motywacji. Bo jeśli ona mogła, to dlaczego nie ja? Jeśli on dał radę, to ja nie dam?! No i w sumie pięknie – to naoczne dowody na to, że można odnieść sukces i zmienić swoje życie. Jest tylko jeden minus.

Te zdjęcia nigdy nie pokazują drogi, jaką trzeba pokonać. Nie widać wyrzeczeń, pokus, wszystkich małych grzeszków i ogromnych wyrzutów sumienia. Ani tym bardziej wewnętrznej walki i codziennej, regularnej pracy.

Wiecie, bardzo dobrze, że takie zdjęcia są. To cudowne, że osoby, które osiągnęły sukces obkupiony wysiłkiem, zaciskaniem zębów i pewnie też niejedną łzą, dzielą się efektem końcowym. Te wszystkie metamorfozy naprawdę dużo dają i popychają masę ludzi do zmian.

Nie mogę jednak pominąć tego, że często ta motywacja jest mimo wszystko chwilowa. Takie zdjęcia działają, jak każdy inny wykład motywacyjny. Owszem, jakiś procent odbiorów osiągnie sukces, bo potrzebują zapalnika do działania. Jednak zdecydowana większość zrozumie bardzo szybko jedną rzecz. Nieważne, jak długo oglądalibyśmy te przemiany, jak długo słuchalibyśmy sloganów coachów – ostatecznie w tej walce zostajemy sami.

Nikt nie pomoże zmierzyć się z własnymi słabościami. Nie odezwie się w tych wszystkich krytycznych momentach, kiedy sięgnięcie po ciastko wydaje się takim wybawieniem. Albo kiedy decyzję przesuwamy w czasie, do następnego poniedziałku.

Odchudzam się od 20. marca i powiem Wam jedno: jest ciężko. Pisałam o tym, że kluczowe są nowe nawyki i zmiana myślenia o tych wszystkich wyrzeczeniach. Przyzwyczajenie to fantastyczna rzecz, bo kiedy już wejdzie się w rytm zdrowszych dań i pór posiłków, to kilogramy lecą jakby same w siebie. Nie żyjemy jednak w próżni a otoczenie notorycznie podrzuca nam kłody pod nogi. Jak nie jakieś urodziny, to wyjazd albo zwyczajne gorsze dni i ogromna chęć na stary smakołyk.

To normalne (choć niestety dość demotywujące), że spadek wagi może zwalniać. My możemy zmęczyć się ciągłemu odmawianiu sobie pyszności. Łatwo iść do przodu, gdy widzi się efekty. Gorzej, gdy waga stoi w miejscu a ciuchy jakoś nie chcą robić się luźniejsze …

Dopadł mnie taki dołek w lipcu i choć niby nadal się starałam, to jednak zdarzało mi się zjeść większą porcję albo skubnąć nadprogramowe kalorie. Dodając do tego naturalne przyhamowanie spadku kilogramów, przestałam widzieć jakiekolwiek efekty. A potem były tygodniowe wakacje, które w aspekcie diety już wcześniej spisałam na straty.

Nie opychałam się od rana do nocy, chcąc nadrobić ostatnie miesiące. Były za to obfite śniadania, z wielkimi mazurskimi bułkami, masełko i kiełbaska. Do tego kolacje i niezdrowe przekąski. Rozpasanie nie budziło wyrzutów sumienia, w końcu dałam sobie przyzwolenie na przerwę. Z tym, że mimo wszystko mogłam to bardziej kontrolować i nie zjadać pierwszego lepszego loda z automatu. Zwłaszcza, że w jego miejsce znalazłabym kilka zdecydowanie lepszych deserów.

No ale cóż, tak wygląda odchudzanie. Wzloty i upadki, parcie do przodu na pełnej petardzie i chwile bez siły na dalszą walkę. Ciągłe poszukiwanie motywacji, zwłaszcza w momentach, kiedy życie bez ograniczeń wydaje się tak cudownie proste. Znajdowanie w sobie silnej woli, aby po dniach rozpusty wrócić na stare tory.

Na moim koncie nadal -15 kg, których brak oczywiście czuję nie tylko fizycznie (w mniejszym rozmiarze i dobrym samopoczuciu), ale też psychicznie. Więcej energii, więcej zadowolenia i ochoty na działanie. Obiecałam sobie, że sierpień to będzie mój kolejny sukces 🙂 Wszystkim walczącym życzę tego samego! :*

Zachęcam do przeczytania moich wcześniejszych tekstów o diecie:

Nie czekaj na CUD. Sama zacznij go czynić, jak ja!

Dieta w Święta i pierwsze liczby!

To, co sabotuje moje odchudzanie i wyniki po 2 miesiącach 🙂

Jem i chudnę, czyli jak wygląda moja dieta? Wyniki po 3 miesiącach.

 

Previous Ach Warszawo!
Next Alfabet Rodzicielstwa, czyli A jak ...

Suggested Posts

Zrób sobie piękne stópki na lato. I uważaj na skarpetki złuszczające!

„Veni, vidi, vici” czyli Blog Conference Poznań 2015.

Szpitalny niezbędnik – o czym milczą poradniki.

Jest co świętować! Efekty odchudzania po 6 miesiącach.

Walentynkowe zabawy … dla całej rodziny.

Dobre nosidła, złe wisiadła i nieświadomi rodzice!

1 Comment

  1. edek i my
    8 sierpnia 2017
    Odpowiedz

    Trzymaj się planu a będzie dobrze. Grzeszki żywnościowe też są potrzebne. We wszystkim trzeba mieć umiar. Trzymam kciuki za dalsze kilogramy ☺️✊?

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *