Rok 2019 rokiem lepszej mnie!


Zapadłam w straszliwy sen zimowy, który na szczęście właśnie dobiega końca. Wygrzebuję się spod stosu zwątpienia i niemocy. Przeciągam się i otrzepuję z siebie wyrzuty sumienia. Wiele zdarzeń, relacji i emocji zostawiłam za sobą, zamykając sprawy, jak tuż po przebudzeniu zapomina się sny. Bo paradoksalnie nie zmarnowałam tego czasu, a wykorzystałam go na pracę nad sobą i powiem Wam, że wykonałam kawał dobrej roboty! (Dostrzeganie sukcesów i pozwalanie sobie na bycie dumną – to jedna z takich nowości.) Jestem raptem gdzieś w połowie drogi, ale zmiana myślenia i podejścia do samej siebie czy innych, wcale nie jest taka łatwa. Nie zrobiłabym tego, gdyby nie ogromna motywacja i pomoc, po którą wyciągnęłam rękę. Tym wpisem nie tylko chcę przybliżyć Wam, co się działo przez ostatnie miesiące i dlaczego mnie tu nie było. Chcę również zmotywować te wszystkie z Was, które czują, że życie gdzieś je uwiera. Fizycznie, psychicznie, emocjonalnie. Bo – choć zabrzmi to banalnie – wszystko jest w naszych rękach. Serio, serio.

Praca nad ciałem.

Co prawda nie zliczę, który to już raz walczę ze zbędnymi kilogramami, ale tym razem jest inaczej. Nie na pół gwizdka i nie na szybko. I nie tylko w pogoni za mniejszym rozmiarem, ale przede wszystkim za zdrowiem. Kiedy ma się te 20-ścia lat i szczęście bycia zdrowym, nasze ciało wydaje się niezniszczalne. Brak odpowiedniej pielęgnacji, złe nawyki, mała ilość ruchu – albo nie odczuwamy ich efektu, albo szybko otrzepujemy się z popełnionych błędów. Kto w tym wieku myśli o sprawności za te 30-40 lat?

Kiedy powoli dobija się do 40-stki, ciało przypomina nam, że nad zdrowiem i sprawnością trzeba pracować, bo nie są dane na zawsze. Dokładnie tak było ze mną. Lata dźwigania, noszenia dzieci, schylania się, siedzenia i innych grzechów spowodowały, że mój kręgosłup się zbuntował. Opisałam to dokładnie w tym wpisie. Dotarło do mnie, że ból nie przejdzie sam, tak jak mój kręgosłup sam się cudownie nie wzmocni. Po koniecznej kuracji zastrzykami, przeszłam serię masażów leczniczych i zwróciłam się do najlepszego fizjoterapeuty i trenera w Lesznie, który ma ogromne doświadczenie w pracy z ludźmi po urazach, operacjach, czy wypadkach. Zaczęliśmy od obszernego wywiadu i badania sprawności. Pierwszy etap miał na celu usunąć ból poprzez zmniejszenie skrzywienia i wzmocnienie mięśni, drugi (realizowany teraz) to już typowe ćwiczenia „kardio” i siłowe. Jeśli i Wy odczuwacie ciągłe lub nawracające bóle pleców, nie wyrzucajcie kasy na różne maty, których producent obiecuje, że 30 minut leżenia wyleczy ból czy stany zapalne. Idźcie do lekarza i fizjoterapeuty, bo może się okazać, że źródłem problemów jest chociażby syndrom martwego pośladka. Bez ćwiczeń się go nie pozbędziecie.

Nie będę ściemniać, że biegnę na te moje treningi 2x w tygodniu jak na skrzydłach. Lekko nie jest – pot się leje, mięśnie palą. Wiem jednak, że regularny ruch mi pomaga – nie czuję bólu pleców (w ich miejscu mam notoryczne zakwasy) a serotonina poprawia nastrój i zdecydowanie zwiększa chęć działania. I teraz napiszę coś, o co bym się nigdy wcześniej nie podejrzewała: Ruch i ćwiczenia działają cuda! Nie gódźcie się na ból, nie wydawajcie kasy na wynalazki i zainwestujcie w dobrego specjalistę. O moim niedługo Wam napiszę 🙂

Dieta.

Nigdy nie miałam konkretnej diety, bo ograniczenia, które sobie stawiałam, zawsze działały. Wiedziałam, co zakazane: słodycze, białe pieczywo, tłuste potrawy, jedzenie późno i nie z głodu, a dla przyjemności. Tyle teorii 😀 Z praktyką zawsze było trudno. Nie tyle wytrwać, co w ogóle zacząć. Przestawić się już na etapie planowania i zakupów. Nie sięgać automatycznie po ulubiony chlebek, nie odwiedzać alejki z łakociami, nie marzyć ciągle o pizzy z podwójnym serem i chrupiącym brzegiem. Zawsze prędzej czy później zaczynałam, ale tym razem kończył się styczeń, a mną nadal rządziło podniebienie. W tej marnej sytuacji pomogły mi stare, dobre pudełka. Pięć zróżnicowanych posiłków o ustalonej ilości (i kaloryczności). Nie jest to tani sport, ale jeśli podliczy się wydatki na zakupy, przygotowanie i wszelkie posiłki na mieście, myślę, że cena będzie podobna. Tutaj po prostu z góry trzeba zapłacić za ilość dni.

I powiem Wam, że to jest rozwiązanie fantastyczne. Zwłaszcza na początek, kiedy się bardzo chce zacząć, a wygrywa brak silnej woli i tłumaczenie sobie, że brak pomysłu i czasu. Tutaj jemy tylko to, co w kartoniku, trzymając się określonych godzin. Ktoś za nas wymyśla, gotuje i oblicza. Jedziemy z mężem na tej diecie już drugi tydzień i jesteśmy bardzo zadowoleni. Dania są bardzo urozmaicone, zaskakujące i smaczne. Dzisiaj na ten przykład miałam na śniadanie pełnoziarnisty chlebek ze smalcem z fasoli, a wczoraj na kolację Pad Thai z krewetkami. Ogólnie jest dużo warzyw, chudego mięsa, ryb i kasz. Na podwieczorek czasami jakiś fit-sernik czy naleśnik. Ustaliłam z trenerem, że z uwagi na siedzący tryb życia, mam się dziennie trzymać 1500 kcal. Po tygodniu diety i ćwiczeń, straciłam w obwodach 2-3 cm, więc chyyyyyba działa 😀 Będę pokazywać te moje rarytasy w Instagram Stories, więc już teraz zapraszam do obserwowania mnie TUTAJ.

 

Praca nad głową.

Tak, jak można zaniedbać swoje ciało, tak można zaniedbać też swoją głowę. Tłumić emocje, rozpamiętywać przeszłość, błędnie oceniać relacje z innymi, obwiniać się, biczować się za słabości, nie dopuszczać do siebie poczucia dumy, bo przecież inni potrafią lepiej. Żyć opiniami innych, być samemu dla siebie najsurowszym sędzią. Podobnych błędów jest mnóstwo i kiedy tak brniemy w nasze schematy myślenia, te emocje gdzieś tam są. Kumulują się. Można trwać w tym latami, ale można też nad sobą pracować. Żeby się akceptować, kochać i patrzeć łaskawym okiem na wady i potknięcia. O niebo łatwiej jest wejść na orbitrek i spalić trochę kalorii, niż przestawić swoje myślenie. Jednak pracuję nad tym – czytam, konsultuję i już widzę efekty.

Praca nad blogiem.

I teraz napisze coś, co jeszcze niedawno przez skromność i wewnętrzny krytycyzm, nie przeszłoby mi przez palce (ani usta). Mam świetny blog z ponad 600 wpisami. Część to teksty osobiste, relacje z imprez i wyjazdów rodzinnych, szczere recenzje i wiele, wiele porad w temacie macierzyństwa czy urządzania wnętrz. Pomimo chwilowej przerwy w publikowaniu nowości, miesięcznie zagląda do mnie niespełna 30 tyś osób. I znów, na tle dużych, popularnych blogów to strasznie malutko. Dla mnie osobiście to piękna, satysfakcjonująca liczba, nad którą zdecydowana większość autorów nadal pracuje. Na pewno nie zrezygnuję ze swojego dorobku.

Tematy, które zejdą na dalszy plan to z pewnością macierzyństwo. Moje dzieciaki dorastają – Nina ma 4,5 roku a Antek za chwilkę skończy 8 lat. Z wielu tematów po prostu wyrośliśmy (tak, ja też). Oboje bardzo lubią brać udział w moich projektach, sesje fotograficzne to dla nich dobra zabawa i też nie zamykam się na ważne tematy, ale na blogu będą pojawiać się sporadycznie. Będą za to wnętrza, dobra kuchnia, zdrowie i uroda, podróże – wiele ciekawych i przydatnych tekstów dla kobiet. Nie tyle mam, co właśnie kobiet. Stare teksty oczywiście pozostaną, bo – jak pisałam – są kopalnią wiedzy i praktycznych porad.

Poza blogiem są jeszcze moje fantastyczne kominy NUKKA. Zerknijcie, jeśli jeszcze nie znacie wachlarza ich zastosowań. Czuję ogromną satysfakcję, że cieszą się taką popularnością – okres świąteczny był dla mnie wyjątkowo pracowity. I to bardzo dobrze! 🙂 W końcu to praktyczny gadżet, który ma ułatwiać codzienność rodzicielską. Aktualnie planuję już wiosenno-letnią kolekcją, z przepięknymi wzorami i kolorami.

***

Czy rok 2019 będzie tym przełomowym? Czy jak ta mało urodziwa larwa, zamienię się w motyla? Chyba nie mam aż takich oczekiwań. Chcę być zdrowa, w pełni szczęśliwa i dumna z siebie. Nie chcę polegać na innych, by być zadowoloną z tego, co robię. W każdym aspekcie mojego życia – czy to zawodowym, czy osobistym – chcę się stawać coraz lepszą osobą. Dla siebie i najbliższych.

(zdjęcie: flickr.com; autor: Nana B Agyei)

Previous Zachowanie dziecięcych rysunków na lata - poznaj mój sposób!
Next Dekoracje wiosenne, czyli jak wygonić zimę z domu.

Suggested Posts

Na straganie w dzień targowy …

Imbir, miód i ocet, czyli grypa w ciąży.

Barrakuda czy smakosz? 5 osobowości małego ssaka.

Najlepszy czas na ciążę?

Ten upominek od Św. Mikołaja zrobi furorę!

I trymestr – niby po staremu a jednak …

No Comment

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *