Moje dziecko już umie wykonać tę ważną rzecz. A Twoje?


Z umiejętnościami dzieci już tak jest, że zwykle wywołują w nas-rodzicach emocje. I to już od samego początku. Jeśli podnosi główkę, siada, raczkuje i zaczyna chodzić zgodnie z wytycznymi na plakacie w poczekalni przychodni, to czujemy dumę, zadowolenie. I spokój, że nasz bobas mieści się w tzw. „normie”. Jeśli rozwija się nieco wolniej niż dziecko sąsiadki, zaczynamy zadawać pytania. Czy to po prostu takie indywidualne tempo, czy może sygnał, który powinien niepokoić? Niby wszyscy prychamy na porównywanie i licytacje, na ten cały „wyścig szczurów”, ale tak naprawdę przywiązujemy do rozwoju naszych dzieci dużą wagę.

Dodatkowe lekcje z języka obcego, zajęcia ruchowe, prace kreatywne, klubiki i szkółki. Oferta zajęć jest duża a rodzice nie szczędzą pieniędzy na wszelakie atrakcje. I dobrze! Jeśli dziecko jest zadowolone, rozwija się na wielu płaszczyznach. Z pewnością zaprocentuje to na przyszłość. Jeśli 3-letnie dziecko potrafi czytać, to świetnie. O ile samo w mig poznało litery i aż się rwało, by odczytywać każdy napotkany napis. Gorzej, jeśli chęci i ambicje są wyłącznie po stronie rodziców. Gdy oni z jakiejś przyczyny chcą wszystko przyspieszać i ulepszać. Kupują zeszyty ćwiczeń, by w domowym zaciszu trenować cyferki i szlaczki. Bo jeśli można szybciej, to czemu nie?

Ano właśnie myślę, że nie do końca. Jak pisałam, jeśli inicjatywa wychodzi ze strony dziecka, to pozostaje się cieszyć i je wspierać. A co, jeśli 6-latkowi nie w głowie nauka jazdy na rowerze? Albo gdy jeszcze nie do końca pojmuje koncepcję liter, sylab i wyrazów?

U nas w domu jest na to prosta odpowiedz: Nic. Nauczy się w swoim tempie. Wtedy, kiedy przyjdzie czas. Tak było z chodzeniem, samodzielnym spaniem, nauką wydmuchiwania nosa. Pewnie, że czasami brak pewnych umiejętności frustruje, bo samodzielność – jakby nie patrzeć – ułatwia wszystkim życie. Jednocześnie wiemy, że w końcu na wszystko się doczekamy 🙂 Jak z zainteresowaniem literami i cyframi, które aktualnie wykazuje Antek. Odczytuje pierwsze wyrazy, dodaje i odejmuje. Jest ciekawy i widać, że sprawia mu to dużą przyjemność. Niemały wpływ miało zapewne przedszkole, ale my niczego nie przyspieszaliśmy. Bo i po co? Dla kogo?

Jest jedna taka umiejętność, której trzeba nauczyć najszybciej, jak się da.

Ten nieco przydługi wstęp nie był przypadkowy. Na tle tych wszystkich, wyżej wymienionych, często pożądanych a dla nas wcale nie niezbędnych umiejętności, jest jedna, niesamowicie ważna. I to taka, z którą zwykle my-rodzice zwlekamy! Wcale nie z powodu jej lekceważenia czy z zaniedbania. Po prostu to jedna z tych rzeczy, o której niespecjalnie myślimy. Wydaje nam się abstrakcją, skrajnie czarnym scenariuszem, który nigdy się nie wydarzy. Często nawet nie ma okazji, by temat w ogóle przyszedł nam do głowy!

Akurat tak się złożyło, że Maciej wyjechał a ja od kilku dni jestem sama z dziećmi. Już pierwszego wieczoru zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy. Nie miałam choćby cienia pewności, że moje dziecko – starszak w tym wypadku – potrafiłby wezwać pomoc, gdyby zaszła taka potrzeba. Skoro zwykle jesteśmy w domu we dwoje (tj. dwoje dorosłych), nigdy nie było potrzeby o tym rozmawiać. A teraz pytania dźwięczały mi w głowie: Czy wie, jaki jest numer alarmowy dla telefonów komórkowych? Czy potrafiłby go wystukać i połączyć się z centrum powiadamiania ratunkowego? Czy wiedziałby, co powiedzieć?

Nie wiem, jak Wy, ale ja nigdy nie myślałam o takiej sytuacji. A przecież każdy dorosły, kto w pojedynkę opiekuje się dzieckiem (na stałe czy w drodze wyjątku), może nagle zaniemóc. Omdleć, wywrócić się, uderzyć, stracić przytomność. Dotychczas nie zdawałam sobie sprawy, jak ważne jest pokazanie i nauczenie dziecka, jak ma się w takiej sytuacji zachować. Antek co prawda znał już numery alarmowe, ale to tyle. Potrafi odblokować telefon i włączyć You Tube, nic więcej. Następnego wieczoru siedliśmy więc i przećwiczyliśmy wszystko krok po kroku. Mogę sobie wyrzucać, że zrobiliśmy to tak późno, ale przynajmniej od teraz będzie potrafił zadziałać i wezwać pomoc.

Wydaje mi się, że jakoś niespecjalnie garniemy się do nauki tej prostej a bardzo ważnej czynności. Mam wrażenie, że wiele innych umiejętności stawiamy wyżej a przecież żadna nie jest tak przydatna w krytycznej sytuacji. Chyba, że się mylę? Może to tylko my byliśmy tak niefrasobliwi i nieświadomi? Dajcie znać, jak jest u Was. A jeśli też jeszcze o tym nie myśleliście, to poświęćcie kilka minut na rozmowę ze swoim dzieckiem. Oczywiście, jeśli jest na tyle wyrośnięte, by zrobić z telefonem coś więcej, niż tylko włożyć do ust i obślinić 😉

Previous Książki w salonie, sypialni czy w kuchni - jak pięknie je wyeksponować?
Next Moje trzy spektakularne wpadki kulinarne!

Suggested Posts

Antkowe myśli zebrane. Część VI.

Wyzwanie na lipiec! Kto się przyłączy?

Hello Monday!

Najlepszy przepis na mleko migdałowe.

Konferencja w wakacyjnym klimacie, czyli #karmieswobodnie!

Przedszkole?! Tylko spokojnie – nasze sprawdzone sposoby na przetrwanie pierwszych dni … i każdych kolejnych też ;)

No Comment

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *