Jaki jest smog, każdy widzi. I czuje. Nie pojawił się nagle, wraz z popularnością tematu w mediach, ale towarzyszy nam od lat. To smutne, że w latach dziecięcych zimę zwiastował dla mnie nie mróz i śnieg, a zapach dymu z kominów. Kiedyś smog kojarzył nam się ze wschodnioazjatyckimi aglomeracjami. Kto nie zna widoku ich mieszkańców, w eleganckich garniturach i maskach na twarzy? Dzisiaj również nam coraz częściej towarzyszy gęsta mgła, która niestety nie ma nic wspólnego z klimatycznym nastrojem jesienno-zimowych wieczorów. W 1952 roku niemal ta sama mgła zabiła w Londynie 12.000 osób!
Temat zanieczyszczonego powietrza jest trudny, bo jest idealnym przykładem na rozmycie odpowiedzialności i lekceważenie problemu. Owszem, smog jest i jakoś tam nam szkodzi, ale mamy przecież silne wiatry, które sobie z nim radzą. Poza tym, to nie u nas, tylko gdzieś na południu Polski. I to nie my, tylko fabryki i auta. A w ogóle, to co zrobisz, jak nic nie zrobisz?
Najgorsze to właśnie nic nie robić. Nie interesować się, nie chcieć wiedzieć, co wdychamy i jak bardzo to szkodzi. Ewentualnie biadolić na sąsiadów, którzy znów kopcą tak, że okna nie można otworzyć. Faktycznie, warunki pogodowe często działają na naszą korzyść, ale też maskują skalę emisji szkodliwych pyłów. Niewesoło robi się, gdy wyżowy układ ciśnienia praktycznie trzyma powietrze w miejscu.
Czym zatem jest smog?
To parszywa mieszanka, zawierająca m.in. pył zawieszony PM10 (a w nim sadzę, substancje lotne: siarczany, azotany, chlorki i substancje toksyczne) oraz pył PM2,5, który dociera do górnych dróg oddechowych i oskrzeli. Powoduje kaszel, utrudnia oddychanie, ale co najgorsze – zwiększa ryzyko infekcji układu oddechowego, zaostrza objawy alergii, astmy a ponieważ dostaje się również do krwi, wpływa negatywnie na przebieg chorób serca. Powoduje również choroby nowotworowe. Nie muszę pisać, że oddychanie takim powietrzem szkodzi szczególnie dzieciom (krótsze i węższe drogi oddechowe, niedojrzały układ detoksykacji, częste oddychanie przez usta), osobom starszym i chorym/osłabionym.
Co jednak ciekawe, smog bardzo zagraża kobietom w ciąży i ich nienarodzonym dzieciom! Badania dowodzą, że tak wysokie stężenie zanieczyszczeń może powodować powikłania w przebiegu ciąży i zagrażać rozwijającym się płodom, przyczyniając się do powstawania wad wrodzonych i niskiej wagi urodzeniowej.
Właśnie tego wszystkiego powinniśmy być świadomi, wsiadając codziennie do auta czy wrzucając śmieci do pieca. Albo planując spacer z dziećmi.
Czy możemy coś z tym zrobić?
Na pierwszy rzut oka to trochę jak próby zawrócenia biegu rzeki. I rzeczywiście godzimy się na taki stan rzeczy. Zamykamy się w naszych czterech ścianach, próbując maksymalnie ochronić najbliższych. Zresztą, noszenie masek i kupno oczyszczacza powietrza to dobry pomysł. Jest jednak coś jeszcze.
Czy wiecie, że pył PM10 bierze się w aż 52% z emisji niskiej? To znaczy pochodzi z kominów domów. Wcale nie tak bardzo od transportu drogowego (10%), ani fabryk (17%) tylko właśnie od nieświadomych, bezmyślnych albo oszczędnych sąsiadów. Oni palą w piecu śmieciami, podtruwając tym samym całą okolicę. Świetnie podsumowała to pewna mieszkanka Żywca (jednego z najbardziej zanieczyszczonych miast w Europie), która powiedziała:
Śmieci dzielą się na niepalne i palne. A te palne na palne w dzień i palne w nocy.
Typowa postawa i powszechny nawyk! I żeby tylko to. Wszędzie nadal pełno domów ze starymi piecami – do palenia drewnem, pieców kaflowych czy niskosprawnych kotłów węglowych. Powiecie, że bieda i brak świadomości. Ja powiem, że to kwestia priorytetów i brak dobrej woli. Kto chce, wymienia piec, choćby z pomocą gminy a te niejednokrotnie oferują dofinansowania do zakupu ekologicznego, certyfikowanego pieca.
Nie wiem, jak u Was, ale mnie za każdym razem szlag trafia, gdy widzę kłęby białego dymu, wydobywające się z kominów sąsiednich domów. Mieszkam w wiekowej dzielnicy i to niestety częsty widok. Otwieram okno, by przewietrzyć w domu i czuję smród. Jak mam wyjść na spacer z chorymi dziećmi, jeśli może im to tylko zaszkodzić? Czy częste infekcje to wina przedszkola czy sąsiada?
Macie tyle odwagi, żeby podejść i osobiście porozmawiać o problemie? Ja nie mam. Za każdym razem wyobrażam sobie, jak mogłabym zostać potraktowana. Już nie raz odgrażałam się, że zawiadomię Straż Miejską i jakoś nadal tego nie zrobiłam. Jak pewnie większość z nas. Pomyślałam zatem, że jest jeszcze inny sposób, by uświadomić sąsiadów i zaapelować o ich rozsądek.
List do sąsiada.
List w formie broszury informacyjnej, kulturalny i anonimowy. Można go pobrać, klikając na link nad lub pod grafiką, wydrukować i wrzucić do skrzynki na listy. Przygotowałam dwie wersje, druga jest ciut delikatniejsza 😉 Zaletą takie rozwiązania jest to, że docieramy bezpośrednio do osób, które trują powietrze. Wobec ogólnych informacji w mediach, tacy ludzie często pozostają obojętni a niejednokrotnie nawet nie zdają sobie sprawy ze skali problemu.
W sieci jest wiele tekstów (również na blogach) i wiele akcji, ale one zazwyczaj nie trafiają do tych, do których powinny. Mogę się mylić, ale raczej nie podejrzewam moich wiekowych sąsiadów, że znają aplikacje, informujące o aktualnym stanie powietrza.
Mam wielką nadzieję, że pomysł Wam się spodoba i skorzystacie z okazji, by działać. Zanim wrzucicie list do skrzynki, upewnijcie się tylko, że trafi do właściwej osoby 🙂
(Zdjęcie: flickr.com; autor: John Crawford)
No Comment