Nasze wielkie mazurskie wakacje pod żaglami.


Czekaliśmy na nie cały rok. Tym razem ruszyliśmy na Mazury bogatsi o doświadczenia i pewni, że będzie to wspaniały, rodzinny czas. Wiedzieliśmy, że każdy w naszej 10-osobowej ekipie, znajdzie okazję do relaksu i odpoczynku od codzienności. Że będzie raz aktywnie, raz leniwie a przede wszystkim wesoło. Bez dwóch zdań wszyscy pokochaliśmy rodzinne wakacje na łodzi!

Ekipa co prawda nieco się zmieniła, bo w miejsce szwagra i kuzyna wskoczyła moja mama, pogoda płatała nam figle, ale każdy z siedmiu dni obfitował w dużo śmiechu, smaczne jedzenie, piękne widoki i ten niepowtarzalny mazurski klimat!

Tegoroczna łódź była nieco większa, co zdecydowanie dało się odczuć pod pokładem, jak i podczas żeglowania. Ku mojemu zaskoczeniu, Antek spędził na niej wszystkie noce! A jeszcze rok temu wieczorami uciekał z nami na ląd … Był też o wiele bardziej zainteresowany sterowaniem, choć szczególnie upodobał sobie jedną z zacisznych kajut. Do pełni szczęścia starczyła mu obecność najbliższych, tv z bajkami, babcia spełniające jego kulinarne życzenia i okazjonalne przygody (np. chwilowe problemy z silnikiem). Jak wyznał któregoś dnia: „To są najlepsze wakacje na świecie! Są frytki i był wypadek!”. I tyle w temacie :))

Nina znów świetnie odnalazła się na łodzi a ponieważ jest bardzo otwarta i spontaniczna, machaniem i gromkim „Ahoj!” chętnie pozdrawiała mijające nas łodzie. Głównie z jej powodu (oraz bagaży) noce spędzaliśmy na lądzie, w tej samej marinie, co reszta ekipy. Czuję, że za rok w pełni dołączy do Antka.

Z pogodą nie trafiliśmy najgorzej.

Co prawda zdarzały się dni pochmurne, z solidnym deszczem, ale załapaliśmy się też na słońce i dobry wiatr. Była więc okazja do aktywnego halsowania, jak i do leniwego pływania po okolicznych jeziorach. Były przemoczone ubrania, ale były też spieczone nosy i ramiona. Z powodu zmieniających się warunków, nie wypuszczaliśmy się daleko. Bazę mieliśmy w zacisznym Rydzewie, dokładnie jak rok temu. W Marina Lester Club znów było kameralnie, choć każdego ranka witaliśmy nowe twarze. Stąd odwiedzaliśmy Giżycko (i tamtejsze wesołe miasteczko) a kanałami jeziora: Kisajno i Szymon.

Trochę ubolewam, że nie powtórzyliśmy samotnego wypadu do Mikołajek, ale z drugiej strony po każdym dniu marzyliśmy już tylko o pościeli. Faktem jest, że mieszkamy daleko od Mazur a łodzią możemy cieszyć się przez kilka dni – wiele atrakcji po prostu z nią przegrywało. Plany były ambitne a najczęściej wszyscy chcieliśmy maksymalnie nacieszyć się wiatrem w żaglach.

Kulinarnie zaliczyliśmy kartacze, placki ziemniaczane, pyszne domowe obiady i niesamowitego, smażonego miętusa na środku jeziora. Były też pyszne desery i oczywiście różnorodne śniadania i kolacje na łodzi. Dieta poszła w odstawkę, ale ciężko byłoby sobie odmawiać tych wszystkich pyszności.

Stara Kuźnia.

Tuż przed odjazdem odwiedziliśmy jeszcze bardzo polecaną, Starą Kuźnię. Znajduje się ona niedaleko Rydzewa (Przykop 1) i czynna jest wyłącznie w sezonie. Słynie z pysznej jagnięciny i bogatych zup, ale można tam zjeść również pyszne pierogi a nawet szpik wołowy czy „Rozum na grzance”. My skusiliśmy się na ich słynny sernik z sosem czekoladowym oraz bezę z serkiem mascarpone i truskawkami. Warto odwiedzić to miejsce również dla pięknej, sielskiej okolicy.

Niestety i tym razem sprawdziła się znana zasada, że wszystko co dobre, szybko się kończy. Dni przeleciały nam ekspresowo, ledwo zdążyliśmy nasycić się widokami i swoich towarzystwem 🙁 Na szczęście wróciliśmy do domu z cudownymi wspomnieniami i mocnym postanowieniem powrotu w te rejony.

Koniecznie zobaczcie poniższe zdjęcia! One mówią najwięcej.

Stara Kuźnia

 

Przeczytajcie koniecznie relację z zeszłego roku!

Rodzinne wakacje pod żaglami – pomysł dobry czy szalony?

Oraz tekst z praktycznymi informacjami o wakacjach pod żaglami:

Wakacje na Mazurach, czyli: Jak? Gdzie? Za ile?

Previous Sukienka.
Next Ach Warszawo!

Suggested Posts

On the road again!

„Pierdolę, nie prę. Proszę CC!” czyli śmiechy na porodówce.

Trochę mi wstyd, ale opowiem Wam tę historię!

Pierwsze chwile razem. Jak je wspominasz?

Czwarty miesiąc Niny i mini sesja.

Mity o blogerach, czyli czy naprawdę tylko leżą i pachną?

No Comment

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *